Królowie planu drugiego, a nawet trzeciego…


Rzecz o ulubionych aktorach...



Choć z definicji skazani są przez reżysera na bycie „wspomagaczem” głównych bohaterów, nierzadko zdarza się, że swoim talentem, niespotykaną urodą czy charyzmą potrafią skraść show pierwszoplanowym gwiazdom.
Są twarze, które swoją obecnością ratują, lub uszlachetniają nierzadko mierny film. Dziś piszę o twarzach, które kocham najbardziej.  
Niektórzy z przedstawionych aktorów mają w swoim dorobku znakomite role pierwszoplanowe, lecz dziś skupię się na „zakąskach”. Będą to męskie twarze, bo kobiety najchętniej oglądam w pornosach.
Kolejność w moim rankingu jak najbardziej przypadkowa, bo każdy z poniższych aktorów wnosi do filmu coś innego, i wybór tego „naj” byłby dla mnie takim samym wyborem, jak ten, czy mam poświęcić w ofierze syna, czy córkę. No to zaczynam moją listę…

Harvey Keitel



Wujek Samo Zło.  Wywołuje niepokój, strach, a czasem odrazę. Jakby cały nowojorski syf, robactwo i dziwki z ról w „Taksówkarzu” czy  „Złym poruczniku” oblepiły jego wizerunek niezmywalnym śluzem.  Choć ostatnie lata nie są zbyt łaskawe dla Harveya, jego obecność nawet epizodyczna zostawia ślad w moim umyśle. 


Idealną i jakby stworzoną dla niego rolą był Winston Wolfe w kultowym „Pulp fiction”...

Christopher Walken



Aktor o urodzie haloweenowego stwora. Gdyby Walken opowiadał bajki na dobranoc, większość dzieci osiwiałaby z przerażenia. Owszem, w komediach też grywał, ale wolę role, w których jego „niepokojąco spokojna” twarz przypomina Memento Mori.


I, mimo że za rolę w  „Łowcy jeleni” otrzymał Oscara, w „Martwej strefie” zagrał także koncertowo, a w "Jeźdźcu bez głowy" pięknie straszył,



 ...to najbardziej zapadła mi w pamięć krótka i rozczulająca historia o zegarku w dupie opowiedziana przez Walkena w "Pulp fiction"...

John Turturro


Jego twarz leczy depresje. John ma w sobie szelmowski blik i wesołe, neurotyczne kurwiki w oczach, a z ekranu emituje pozytywne fluidy. Tak go przynajmniej odbieram. Zabawny, trochę chaotyczny neurotyk. Mimo że w komediach gra sporadycznie, ja zapamiętałem go głównie z ról "śmiesznych". Tak wyszło.


Gra oszczędnie i z lekkością wiosennego, porannego bąka, a rola Jesusa Quintano w filmie „Big Lebowski” wzruszyła mnie i mój pęcherz moczowy do łez.

Robert Duvall


Chyba nie da się go nie lubić. Tak wygląda Twarz Uczciwego Człowieka.
Robert to pokłady ciepła, spokoju i życiowej mądrości, i nie ma dla mnie znaczenia, czy ta mądrość to część scenariusza, czy nie.
Z taką twarzą, trudno jest zagrać rasowego skurwysyna, i chyba dlatego, grywa role facetów, za jakimi tęsknią kobiety, a przynajmniej ich bardziej ortodoksyjna część.
Duvall posiada rzadką cechę. Potrafi prowadzić długie, ciekawe monologi, i robi to w taki sposób, że słucha się tego z równym zainteresowaniem, jak ryku silników u „Szybkich i wściekłych”. Podejrzewam, że gdyby opowiedział mi skład majonezu kieleckiego, słuchałbym tego jak opowieści z Narnii i stałbym się lepszym człowiekiem...


Wisienką na torcie pozostanie dla mnie jego rola Toma Hagena w „Ojcu chrzestnym”.
W dobie filmów gdzie główne role grają nietoperze, pająki i roboty, a po amerykańskich miastach biegają norwescy bogowie z młotkami, coraz rzadziej można „ustrzelić” filmy z Robertem Duvallem.  Takie życie…

Ed Harris


Gdybym był gejem albo kobietą, od razu zakochałbym się w jego nieziemskich oczach.
Twarz inteligentnego twardziela. Takiego, co w pojedynkach z nim, słownych czy kopanych, wyżej ch… nie podskoczysz. Nie zawsze gra przyjemniaczka. 


W „Twierdzy” czy we  „Wrogu u bram” zagrał skurwieli z charakterem, a ludzie lubią skurwieli z charakterem, i chyba niewielu jest takich, których Ed Harris odrzuca.


O klasie jego aktorstwa niech świadczy fakt, że w „Apollo 13” zagrał kontrolera lotu tak, że otrzymał za to Oskara. Ale i bez Oskara kochałbym Eda…



Ron Perlman


Twarz tak charakterystyczna, że trudno pomylić Rona z Bradem Pitt’em.
Krzyżówka Toma Waits’a z gorylem, ale kocham tego gościa. Z racji "egzotycznej" aparycji nie gra amantów, ale rola Salvatore w filmie „Imię róży” wielu zapadła w pamięć.


Byłem prawie pewny, że taki „dziwny_z_twarzy” aktor ma niewielkie szanse na inne role, zwłaszcza kiedy zagrał w „Hellboy’u”, aż tu nagle…

...okazało się, że Perlman potrafi dużo więcej. Przestał grać małpy, skóry i habity zamienił na garnitury i t-shirty, oraz gra twardzieli w „normalnych”  filmach. Całkiem przekonująco, bo bliżej mu do twardziela, niż skrzypka na dachu. Dlatego trzymam za niego kciuki i życzę szczęścia.


W każdym razie lubię gościa. Inaczej nie byłoby go na mojej liście.



Na koniec zostawiłem sobie twarze, które często grają epizody, ale epizody zapadające w pamięć tak, jak niewysłany na czas PIT do skarbowego.

Steve Buscemi 



Człowiek o twarzy zdziwionej żaby. Ludzie go kochają między innymi za to, że czują się ładniejsi od hollywoodzkiego aktora. 


Chyba każdemu Buscemi kojarzy się głównie z krwawą jatką, psycholami, albo jatką i psycholami razem. Faktem jest, że z nawet niepozornej rólki w cienkim filmie potrafi wyciągnąć sporo. Ot, choćby rola w „Fargo”.


Dzięki temu, wielu sławnych reżyserów chętnie zatrudnia Steve’a w swoich produkcjach. Że tylko wspomnę o braciach Cohen czy Tarantino. 
Nie są to duże role, ale zapadające w pamięć, jak malutki, chrupiący, ciepły skwarek na chlebie ze smalcem.

David Morse


Dla mnie typ przesympatycznego policjanta, który z dobrodusznym uśmiechem, za pomocą drutu dusi dzieci w łóżeczkach. Ma twarz dobrotliwą, ale często obsadzają go w rolach, gdzie zajmuje się głównie upuszczaniem krwi za pomocą urządzeń mechanicznych. Mimo to, a może dlatego, lubię filmy z jego udziałem. 


W „Zielonej mili” zagrał strażnika-skurwiela, ale nawet wtedy miał w sobie wiele osobistego uroku…

William Fitchner


Oszalałem na punkcie tej twarzy. Jest konglomeratem zimna, przenikliwości, inteligencji i elegancji. Mało facetów wygląda tak dobrze w garniturach jak on.
Jeśli ktoś oglądał film „Drive Angry”, wie, o czym piszę…


I na tym kończę moje sobotnie wypociny.
Wiem, że nie wyczerpałem tematu i lista powinna być dłuższa, ale z rana jestem chaotyczny i jakoś tak mnie wzięło na pisanie w przerwie pomiędzy jajecznicą na boczku a herbatą Assam…




1 komentarz:

  1. Wszystko się zgadza, Duvall miał mega rolę w "Upadku" z Douglasem, a Harrisa za łebka poznałem w "Twierdzy" i do dzisiaj rola Hummela mnie jara.
    ~dandysek~

    OdpowiedzUsuń

Lekkie, wakacyjne opowiadanko...

  Kończę nową książkę i w ramach odpoczynku od niej, wyskrobałem opowiadanie. Może komuś dobrze zrobi na głowę, może kogoś zrelaksuje, a nie...

Najchętniej czytane