Parę telewizyjnych reklam

Czyli wzdęcia na plaży Omaha...



Chyba niewiele jest osób, które tolerują reklamy w telewizji. To zło konieczne.
Tak twierdzą właściciele stacji telewizyjnych, dla których reklamy to główne źródło dochodów. Mógłbym to zrozumieć, gdyby nie fakt, że telewizja publiczna przynajmniej w teorii utrzymuje się z abonamentu, a mimo to, zasypuje mnie reklamami. Na szczęście, w odróżnieniu od stacji prywatnych, filmy na jedynce czy dwójce lecą nieposiekane.
Filmy fabularne na Polsacie czy TVN podawane są defragmentacji, i bogato faszerowane blokami reklamowymi, dlatego zwykle trwają pół godziny dłużej, niż przewidział to reżyser.

W czasie przerw reklamowych nie mamy obowiązku gapić się w telewizor. Czas ten można wykorzystywać na sikanie, oddawanie stolca (Polsat ma najdłuższe przerwy, co może być cenną informacją dla osób cierpiących na zaparcia), kawę, czy herbatę.
Problem mój polega na tym, że kiedy zagłębiam się w akcję filmu, szybko się wciągam, i wtedy bardzo nie lubię się rozpraszać. Staję się wówczas filmem, który oglądam.
Śledzę na przykład przygody „Szeregowca Ryana”. Zewsząd słychać złowrogi świst pocisków, szczęk zamków karabinów maszynowych, huk granatów, widzę upadające, mocno okaleczone ciała żołnierzy, czuję klimat i grozę wiejącą z ekranu i głośników. I nagle na ekranie pojawia mi się jakiś facet w czerwonym Mustangu machający do mnie lekiem na prostatę. Bitch, please...


Klimat szlag trafił, napięcie opada. Po kwadransie i przewijających się w tym czasie reklam proszków, płynów do mycia naczyń, past do zębów itp., wracam do akcji. Próbuję wyrzucić z głowy problemy z prostatą i syropy na kaszel dla dzieci, a w to miejsce z powrotem zagnieździć grozę lądowania aliantów na plaży Omaha.
Kiedy po jakimś czasie zaczyna mi się to udawać, pojawia się kolejny blok reklamowy. Zaciskam zęby i pośladki, zamykam oczy, próbuję nie krzyczeć, bo koty mam bardzo płochliwe. 


Gdy czuję, że reklamy się kończą, pojawiają się kolejne, tym razem samojebki stacji telewizyjnej. To zazwyczaj oznacza koniec reklam, więc się cieszę. A taki ch… jak Mańki noga. Po samojebkach wracają reklamy. Nie wytrzymuję, wstaję, idę zrobić herbatę. W połowie przygotowań słyszę jęki jakiegoś rannego żołnierza. O szlag! Zostawiam herbatę i pędzę do fotela. Fala wściekłości buzuje w żołądku, skutecznie wypędzając z niego motylki.
I choć wiem, że takich napadów wściekłości podczas jednego seansu będę miał jeszcze kilka, z bezsilności pogrążam się w apatii.
Czasem w odruchu samoobrony, na czas emisji reklam, ćwiczę zdolność wyłączania jaźni z różnymi, przeważnie słabymi jeszcze rezultatami.
Pisząc ten tekst mam świadomość, że reklam ubywać raczej nie będzie, dlatego nie jest moim zamiarem walczyć z wiatrakami. Chciałbym jedynie wylać zalegającą we mnie żółć, bo są takie reklamy, przy których jestem bezsilny. Mało tego, podnoszą mi ciśnienie tak, że słyszę poszum odrastających mi z wściekłości włosów.

Jednym z moich „faworytów” jest wypizgany, gładko uczesany pedzio-mądrala z reklamy banku Millenium. 


Ilekroć widzę jego pedziowatą buźkę i słyszę mądrości wypierdywane słodkim  głosem katechety, burzy się we mnie krew.
Pedzio na wielbłądzie zawiera w sobie cechy, których w facetach nie znoszę. Nie jestem typem śmierdzącego skórą i benzyną harleyowca, ani niedomytym hippisem, ale takie starannie ulizane pizdusie o anielskim głosie i nienagannych manierach, były typami, którymi w mojej szkole wycierano sobie obuwie…


Śledząc karierę pizdusia zauważyłem, że z wielbłąda przesiadł się na motor. Jest zatem nadzieja, że w przyszłości wbiją go w skórę, rozczochrają i każą wypowiadać kwestie lekko zachrypiałym głosem. Oby…

Kolejnym ulubieńcem jest niedorozwinięty góral występujący w reklamie piwa Tatra.
Rozumiem, że w zamierzeniu producenta reklamy, góral miał być tajemniczy, silny jak tur, małomówny i pomocny.


W rezultacie góral jest przede wszystkim małomówny, i ma w sobie tajemniczość katatonika. Do pełni szczęścia brakuje mu tylko śliny sączącej się bezwolnie z kącików ust...


Patrząc na twarz górala wpatrującą się w nieprzeciętnie męskiego, choć lekko zezowatego ratownika, mam wrażenie, że zamiast mu pomóc, za chwilę wbije mu w oko szyszkę albo dwie, po czym bez słowa, zniknie w czeluściach tatrzańskiego lasu...


Jest w tej reklamie jednak coś mistycznego.
Oglądając ją (siłą rzeczy) chyba po raz setny, zauważyłem, że ani skok z kilkunastu metrów do rzeki, ani jej rwący nurt, nie były w stanie zedrzeć z górala jego kapelusza. I teraz nie wiem, czy to zasługa kleju butapren, czy magii gór.


W każdym razie, czary…

Trzecim na mojej liście jest Miś-koleś z reklamy Mix Plush.


Twórcy reklamy wychodzą ze skóry, żeby z misia zrobić swojaka. Powyciągali cały oręż, żeby Przeciętnego Polaka przekonać, że miś jest tak samo zajebisty, jak Przeciętny Polak. Nie ma to, tamto. To miał być miś na miarę oczekiwań mas. 


Dlatego też miś kocha kumpli, szaleje za laskami, chleje bez umiaru, ma kaca, pierdzi i podpala bąki na przyjęciach, głośno beka i rżnie się z waleniami.
Jak można nie pokochać takiego misia?
Uwierzcie mi że można. Jest zajebisty do posrania. Tak bardzo pragnie być zajebisty, jak bardzo ja chciałbym zamienić go w kupkę trocin.
Dajcie mi misia i piłę spalinową z pełnym bakiem paliwa, a udowodnię, jak bardzo nienawidzę tego misia…


Jest jeszcze coś, o czym muszę napisać. Nie wiem jak się do tego zabrać, bo temat trudny. Mowa tu bardziej o zjawisku niż reklamie. Chodzi o „dzieło” reklamujące firmę pożyczkową o nazwie Vivus.pl. 


Reklamy Vivusa akurat nie działają mi na nerwy. Traktuję je bardziej jako dzieło trudne do zbadania. Stopień debilizmu w przekazie i forma, w jaką ten przekaz ubrano, powinni zbadać psychologowie... 


Próbowałem podejść do tych reklam patrząc na nie przez pryzmat twórczości Kurta Vonneguta, potem Monty Pytona, następnie braci Grimm, by w końcu się poddać.
Nie wykluczam, że nafaszerowane są jakimś przekazem podprogowym, psychologią jakiej zbadać nie potrafię, bądź reklamy te tworzył debil.
W każdym razie nie czaję tej bazy...

Istnieją na szczęście reklamy ociekające szczęściem, uśmiechem i radością. Takimi są produkcje Biedronki. Ich reklamy, to próby powiedzenia żebrakom, że świat nie jest taki zły.


Popularna w naszym kraju Biedra, idealnie wpasowała się w nasze ubóstwo, systematycznie rozszerzając biedronkowe imperium, a także swoją ofertę. Nie zdziwię się, kiedy w ich ofercie pojawią się kościelne organy i fortepiany z Chin…
  Wzrastające ubóstwo Polaków powoduje rozkwit „bieda-marketów” zgarniających zubożałą klientelę sklepów o „normalnym” standardzie i cenach.
Doszło do tego, że Biedra stała się oficjalnym sponsorem reprezentacji piłkarzy.
Biedronka jest barometrem zamożności Polaków. Oznacza to, że kiedy sieć zacznie się kurczyć i zniknie, to znak, że przeciętny Polak jeździ Bentleyem.
Czego sobie i państwu z całego serca życzę…




18 komentarzy:

  1. Ten starannie ulizany pizduś o anielskim głosie i nienagannych manierach to nie żaden aktor, tylko niejaki Radek Kotarski, twórca bardzo popularnego, pseudo inteligenckiego kanału Polimaty na YouTube. Proszę obejrzeć jeden z jego filmików, zwracając szczególną uwagę na usypiający ton głosu Radka, oprawę wizualną filmów, a także na to, co nasz bohater wyczynia z rękami podczas prezentowania treści. Uśmiech na twarzy gwarantowany:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, Jego gestykulacja jest fascynująca...
      Aż chciałoby się go poczochrać :)

      Usuń
  2. Tak sie czepiacie tej Biedry - a sami kupujecie te same produkty, ktore sa w Biedrze, tylko pod inna nazwa (no i oczywiscie drozej). Przykladem moga byc produkty mleczne (sery, jogurty), wyroby piwopodobne, napoje, wedliny. Ale widze ze modne jest smianie sie z Biedry i ludzi, ktorzy sa.mniej zamozni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam nie jestem milionerem i zdarza mi się czasem wpaść do Biedry, ale nie uważam, żeby ten sklep jakoś szczególnie wyróżniał się cenowo od innych marketów. Denerwuje mnie tylko fakt, że lansują się jako sklep, który rozumie polską biedę, a jednocześnie nie przeszkadza mu to w rżnięciu rodaków w sposób nie do końca czysty...

      Usuń
  3. gówno prawda, produkty produkowane dla biedry są chujowsze i tyle, kiedyś był o tym program w polsacie czy innym ścierwie. Mówił tam jeden jegomość, że do np. takich jogurtów zamiast truskawek dają chińskie kwiatki, które smakują podobnie. Plyn do mycia naczyń jest chujowszy, bo ma mniej "czegośtam" w swoim składzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu się zgadzam.
      Biedra w dodatku stosuje jeszcze jeden trick.
      Polega on na tym, że produkty potrafią zawierać mniejszą porcję, niż z "normalnego" sklepu, stąd mylne złudzenie, że towar jest tańszy.
      Niedawno kupowałem tam dużą flachę tymbarka jabłko-mięta, która wszędzie poza biedrą ma 2 litry, a bierdonkowa 1.75l. Na pierwszy rzut oka flacha wygląda identycznie. Tak że, nie bardzo wierzę w dobre intencje biedry... :)

      Usuń
    2. A myślicie, że w innych jogurtach są prawdziwe owoce? :P haha

      Usuń
  4. Witam.
    Jack Daniel's i Smirnoff Black też pewnie są gorszej jakości w biedrze Prawnicy i lekarze, których spotykam w tym sklepie pewnie nie mają kasy na inne sklepy. Rozmawiałem kiedyś z producentem żywności. Powiedział, że biedra oferuje wysokiej jakości jedzenie. Ma bardzo dobrą kontrolę jakości.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdy kładę talerz na stole i zabieram się do jedzenia pani karze mi nieustająco pielęgnować pochwę lub zająć się szorowaniem odbytu :-( smacznego ;-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam nic przeciw odbytom i pochwom, ale na boga! Nie przy obiedzie! :)
      PS. I tak dobrze, że na jakiś czas zaprzestano emisji reklam o dobrotliwym wpływie suchej karmy na twardość stolców u psów...
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. NIe będę się starała wdawać w polemikę związaną z biedrą czy biedą Polaków, bo wydaje mi się, że zbyt mało ludzi potrafi się pośmiać z własnych wad i "usterek" a co jest fundamentem tego bloga. A dodany do tego uroczy sarkazm gwarantuje wybuch śmiechu :)
    Połowy reklam wymienionych w poście na szczęście nie kojarzę, bo reklamy doprowadzają mnie do takiej furii, że zarzuciłam oglądanie TV dobre kilka lat temu. Mój stan emocjonalny osiągnął dzięki temu równowagę i nie wracam do TV ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety muszę mieć jakiś kontakt z rzeczywistością i najłatwiej realizować mi go go poprzez TV. Mój stan emocjonalny od początków życia płodowego był zachwiany, więc o jakiejkolwiek równowadze i tak mogę zapomnieć.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Kocham Panskie teksty...

    OdpowiedzUsuń
  8. Okiem tetryka? Chyba starego pryka...

    OdpowiedzUsuń
  9. Reklamy telewizyjne oddziaływują na ludzką psychikę. W większości przypadków jest to niekorzystny wpływ.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oczywiście, że programy telewizyjne niszczą psychikę. gorzej jest jednak z portalami społecznościowymi. Lepiej jest więc oglądać w telewizji jakieś produkcje filmowe czy też kampanie reklamowe, niż siedzieć w internecie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Reklam jest mnóstwo, ale faktycznie w niektórych sytuacjach dziwnie jest oglądać bądź słuchać reklam, a szczególnie gdy panuje cisza ;)

    OdpowiedzUsuń

Lekkie, wakacyjne opowiadanko...

  Kończę nową książkę i w ramach odpoczynku od niej, wyskrobałem opowiadanie. Może komuś dobrze zrobi na głowę, może kogoś zrelaksuje, a nie...

Najchętniej czytane