Prosty sposób na (wy)godną emeryturę...

Czyli, jak wydymać system…



Już teraz większość z nas żyje z dnia na dzień, i nic niestety nie wskazuje, żeby sytuacja ta miała ulec poprawie. Jak to mówią, z gówna bicza nie ukręcisz. Urodziliśmy się w chronicznie upośledzonym kraju, który przez większość swojej historii traktowany był przez naszych sąsiadów jak bezpański folwark. Sąsiadów z lewa, prawa, z południa, a nawet tych z północy.
Nic dziwnego, że chyba nieprędko będziemy drugą Japonią, czy choćby Holandią.
Dopóki jest się młodym, nie myśli się o starości. I słusznie. Onanizowanie się świadomością, że urodziliśmy się po to, żeby umrzeć, nie brzmi zbyt zachęcająco, i jest jedynie trucizną, zabijającą radość i entuzjazm. 
Tak się w Polsce porobiło, że praca na etacie staje się rzadkością. Królują umowy śmieciowe, i formy zatrudnienia zakwalifikowane jako „inne”.


W praktyce oznacza to, że zapieprzamy, aż się kurzy, a o sferę socjalną musimy zadbać sami.
Dbanie polega na regularnym, comiesięcznym płaceniu składek ZUS, których minimalna wysokość potrafi zabić niejednego samozatrudnionego.
Lata lecą, kręgosłup powoli niedomaga, przychodzi czas zawodowego spoczynku, i okazuje się, że po 25 latach harówy dostaniemy… w zasadzie gówno, z którym przyjdzie nam żyć do zgonu.
O tym, że życie na emeryturze jest piękne i beztroskie, dowiadujemy się najczęściej z plakatów funduszy emerytalnych i kampanii wyborczych.



Rzeczywistość w naszym kraju jest jednak inna…


Mimo pecha, jakim niewątpliwie jest fakt, że żyjemy w drugiej Albanii z aspiracjami, zamiast narzekać, trzeba żyć. Tylko jak? To ja Wam podpowiem. Dopóki czujemy się młodzi, żyjemy dniem dzisiejszym i na maksa...


Do rozpęku wątroby, żołądka i stawów...



 Niech życie stanie się jedną, wielką balangą.
Im będzie barwniejsze, tym więcej będziemy mieli miłych wspomnień na starość.



O starości nie myślimy. Im częściej o niej myślimy, tym szybciej przychodzi.
 I nieprawdą jest, że starość dopada wszystkich. Wielu już w młodym wieku wpada pod pociąg, rozbija się samochodem, topi w Bałtyku, lub zapija na śmierć...


Kiedy osiągniemy w końcu wiek emerytalny, a z powodu stetryczenia nie chcą nas zatrudnić nawet do pilnowania chorych żółwi, to znak, że czas pobierać należną emeryturę.
Tu czeka nas pewne rozczarowanie, bo płacąc minimalne (choć i tak zabójcze dla kieszeni), składki, szaleć raczej nie będziemy. Od czasu do czasu, w przypływie szaleństwa strzelimy sobie gałkę lodów albo lizaka, reszta emerytury powinna wystarczyć na rachunki. Powinna, nie oznacza, że wystarczy.


Jest jednak sposób na spokojną starość. Spokojną, czyli pozbawioną trosk i trudów codziennego życia. Nie jest to sposób idealny i nie każdemu się spodoba, ale niewykluczone, że wielu może się spodobać.

Metoda jest prosta. Najpierw należy poczekać, aż ZUS przyzna nam emeryturę.
Kiedy to zrobi, należy dokonać czynu podlegającego karze, celem trafienia do więzienia.
Jako że zagarnięcie, lub uszkodzenie mienia poniżej 400 złotych traktowane jest jako występek i karane mandatem, dlatego kradzież batoników i innej "galanterii" z osiedlowego sklepu będzie niewystarczająca, dlatego musimy postarać się bardziej.


Za kradzież powyżej 400 zł grozi kara więzienia od 3 miesięcy do 5 lat. Jako dotąd niekarani i w zaawansowanym wieku, możemy spodziewać się raczej paromiesięcznego „urlopu”, zamiast paroletniej odsiadki.
Oprócz kradzieży istnieje wiele innych sposobów, dzięki którym trafimy za kratki. Zdecydowanie odradzam morderstwo, atak terrorystyczny itp.,  bo te, choć gwarantują dożywotni pobyt na koszt państwa, obciążają nasze sumienie i kwalifikują jako niebezpiecznych przestępców.
Oznacza to, że karę odbywać będziemy w towarzystwie zwyrodnialców, którzy tylko czekać będą, kiedy pod prysznicem wypadnie nam z rąk mydełko…



Dlatego proponuję metody bezstresowe.

Jedną z nich jest zamach na znienawidzone, bezduszne, kapitalistyczne świnie.
Wystarczy cegła i witryna sklepu handlującego drogim towarem.


Po udanym rzucie spokojnie czekamy na patrol policji.

Wykrzykując w trakcie zamachu i aresztowania antykapitalistyczne hasła, możemy spodziewać się oklasków i aplauzu ze strony gapiów.
Ważna uwaga – w czasie aresztowania zaleca się spokojne zachowanie. Nie należy używać siły wobec funkcjonariuszy, ponieważ naraża nas to na niepotrzebny stres i siniaki.

http://1.static.s-trojmiasto.pl/
Drugą metodą jest na przykład kradzież roweru...


Musimy pamiętać, że musi być to rower, którego wartość przekroczy magiczne 400 złotych, dlatego należy polować na drogie marki. Polecam rowery Trek, Author, Giant, Specialized itp.
W odróżnieniu od zamachu na salon z telefonami kradzież roweru nie spotka się z aprobatą społeczną, mało tego, w przypadku, kiedy właściciel roweru zorientuje się, co się święci i udaremni jego kradzież, należy spodziewać się ostrego łomotu z jego strony. Za pomocą kończyn, pompki, lub pompki i kończyn razem.

Kolejny sposób, to coś dla prawdziwych smakoszy.
Aby móc wdrożyć plan w życie, musimy się postarać o w miarę wykwintne odzienie w postaci garnituru lub smokingu, oraz przystroić w nobliwy wyraz twarzy.


Znajomość dobrych manier będzie dodatkowym atutem.
Następnie przechodzimy do realizacji planu...

W tym celu wybieramy luksusową restaurację, w której spożyjemy obiad naszego życia.




Z karty dań wybieramy najdroższe smakołyki. Najlepiej, kiedy zawierają białe trufle lub irański kawior z bieługi. Składniki o nazwie wężymord czy przegrzebki „brzmią” obrzydliwie, ale są ostatnio modne, i znakomicie podbijają cenę dania.
Do zestawu obiadowego zamawiamy najdroższe wina.
Polecam Chateau Montelena Estate Cabernet Sauvignon rocznik 2010, Chateau Trotanoy Pomero, czy Chateau Lafite Rothschild 2006…
Jeśli czujemy, że w żołądku jest jeszcze trochę miejsca, zamawiamy jakiś drogi i fikuśny deser.


Potem następuje mniej przyjemna część, czyli użeranie się z kelnerem, któremu usiłujemy powiedzieć, że niestety, nie jesteśmy w stanie uregulować rachunku, bo nasza emerytura z ledwością starcza nam na cukier do kawy i babcię klozetową. 

Gorąco przepraszamy za nasz niecny czyn, oraz wyrażamy chęć poddania się karze.
Ważna uwaga. W luksusowych lokalach ze względu na ich prestiż z reguły nie bije się klientów po twarzy. Rzadko też wzywa się policję, bo mundury niezbyt dobrze korespondują z wystrojem i atmosferą lokalu.
Jeśli szef lokalu okaże się uparciuszkiem, i będzie chciał jednak odreagować stres, grozi nam łomot w ustronnym miejscu na tyłach restauracji, lub przy odrobinie szczęścia, to, na czym zależało nam najbardziej, czyli wezwanie radiowozu i aresztowanie.

Sposobów na dostanie się do więzienia jest więcej niż jego uniknięcie, szczególnie w Polsce, i każdy z pewnością znajdzie sposób dla niego najdogodniejszy.


Pokrótce omówiłem tu metody jak się dostać za kraty. Każda z nich niesie ze sobą dyskomfort i stres spowodowany działaniem przeciw prawu, aresztowaniem, procesem sądowym itp.
Teraz chciałbym omówić korzyści, które zrekompensują powyższe niedogodności. 

Kiedy wreszcie trafimy za kraty, omijają nas wszystkie pozostałe stresy, z jakimi na co dzień styka się niemal każdy obywatel.
  • Mamy w dupie płacenie jakichkolwiek rachunków
  • Mamy w dupie to, czy mamy w lodówce cokolwiek do picia i jedzenia
  • Mamy w dupie gotowanie obiadów, pichcenie śniadań i kolacji
  • Mamy w dupie kolejki do lekarza
  • Mamy w dupie regularnie drożejące leki
  • Mamy w dupie pranie ubrań
  • Można śmiało powiedzieć, że wszystko mamy w dupie…

Generalnie, siedzenie w celi jest znacznie bardziej opłacalne, od życia na wolności z emeryturą 1000 złotych w ręce.
Wystarczy policzyć. Jeden dzień utrzymania więźnia to kwota 80 złotych.
Miesięcznie wychodzi 2400 złotych, czyli prawie 1,5 razy więcej, od naszej emerytury.


Jeśli dodać do tego opiekę lekarską, dostęp do telewizji,



 możliwość uprawiania sportów ekstremalnych, 



oraz nawiązywania nowych przyjaźni, 





to trudno przebić taką okazję...

 Oczywiście, znajdą się i minusy.
Choćby brak kontaktu z kobietami.
Na szczęście więźniowie latami wypracowali swoje metody, żeby brak ten sobie zrekompensować…



Najlepsze zostawiłem sobie na deser.
Ktoś powie, co to za życie w odosobnieniu? Cóż… Chyba lepsze, niż wegetacja na wolności, gdzie co dzień przy śmietniku trzeba z Rumunami staczać walki o śniadanie.
Bo przez cały czas pobytu w więzieniu, nietknięta i cały czas rosnąca na koncie emerytura czeka, żeby ją wydać.
Według przepisów ustawy o emeryturach i rentach tymczasowy areszt lub odbywanie kary pozbawienia wolności nie jest podstawą zawieszenia wypłaty emerytury.
Więc co robimy?
Ano wykupujemy niedrogie wczasy gdzieś w Hiszpanii i rekompensujemy sobie czas odosobnienia, oraz brak kobiet...


A po powrocie z wakacji, pobiegamy sobie nago po Alejach Jerozolimskich, lub pokażemy dzielnicowemu język, i wrócimy do miejsca, gdzie nie musimy martwić się o nic, 


...za wyjątkiem własnej pupy…


Post Scriptum
Zdając sobie sprawę, że łatwiej jest złapać blogera, niż członka gangu narkotykowego, oświadczam, że intencją autora postu nie jest nakłanianie innych do popełnienia czynu zabronionego, a jedynie ukazanie absurdów życia w Polsce...  

3 komentarze:

  1. Zawsze dobrze się bawię czytając Twojego bloga,chociaż czasami to śmiech przez łzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezeli Pani Kopacz twierdzi ze za800zl idzie przezyc to prosze zamieniam sie z nia niech sprubuje za moje1000zl,i dlaczego bierze to co bierze w calosci,Boze jak moza cos takiego powidziec,teraz wiecie a jakie osoby glosujeciei rzadza ,,,,

    OdpowiedzUsuń

Lekkie, wakacyjne opowiadanko...

  Kończę nową książkę i w ramach odpoczynku od niej, wyskrobałem opowiadanie. Może komuś dobrze zrobi na głowę, może kogoś zrelaksuje, a nie...

Najchętniej czytane