Facebook na tęczowo...

Czyli gorzkie wyznanie starego homofoba...




Wielu Polaków uważa obywateli USA za nieokrzesanych debili, amerykańską kulturę za wsiową, jednocześnie kiedy za oceanem decyzją Sądu Najwyższego małżeństwa homoseksualne stały się legalne, moi znajomi na fejsie (na szczęście nie wszyscy) z dumą „przyodziali” swoje zdjęcia profilowe w tęczowe barwy, na znak solidarności z „sodomitami”…

Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że więcej w tym demonstracji mającej pokazać światu, jacy jesteśmy tolerancyjni i otwarci, niż rzeczywistego stosunku do zagadnienia, które w mniemaniu wielu osób sprowadza się do oglądania wesołych, tańczących, półnagich osób z tęczowymi flagami w trakcie przeróżnych parad. I na tym ich wiedza o zjawisku zwanym LGBT przeważnie się kończy.


Ja nie dość, że nie poddałem się presji otoczenia i ogólnemu patosowi, to mam wręcz ogromną ochotę przywalić w gębę tolerancji dla dewiantów, co niniejszym czynię.


W końcu nawet tolerancja musi mieć jakiś granice. Wszak po otwarciu furtki dla gejów, lesbijek czy  transseksualistów, niedługo zaczną się odzywać zoofile, pedofile i nekrofile. I co wtedy? Dlaczego geje mogą wychodzić za mąż/żenić się, a pan Zdzisław z Sochaczewa, od lat żyjący w ukryciu w związku z kozą Bożenką już nie? Czy ich uczucia się nie liczą? 


Tak, jestem konserwatystą, bo wychowany na tradycyjnych wartościach, gdzie męski siusiak w naturalny sposób, od początków ludzkości przypisany był do siuśki. Tak to sobie Natura wymyśliła, i nawet sam Bóg ma tu niewiele do gadania, o ile w ogóle istnieje.


Wszelkie inne kombinacje uważam za dewiacje, choć rosnąca grupa naukowców i lekarzy od lat stara się wmówić, że dewiacjami nie są.
Nie trzeba być szczególnie uzdolnionym z biologii, żeby wiedzieć, że tylko ze związku kobiety z mężczyzną „wykiełkuje” potomstwo. Natura ma gdzieś, czy dobrze nam z naszą płcią, czy nie. Jeśli będziemy próbowali ją oszukać, znajdzie sposób, żeby utemperować chore zapędy. Wystarczy przypomnieć sobie falę zachorowań na AIDS, która zabrała z tego świata między innymi, wielu moich idoli..


Wiem, że geje i lesbijki, oraz transwestyci istnieli od zawsze, ale mając świadomość swojej (delikatnie mówiąc) nietypowości zainteresowań, swoje sekrety trzymali w domu. Teraz to się zmienia, i to mnie niepokoi najbardziej. Wstyd zmienia się w demonstrację.
Ba… Odnoszę wrażenie, że homoseksualizm niedługo stanie się modny jak tatuaż. Jedno i drugie nie wymaga specjalnego wysiłku intelektualnego, a winduje nas w oczach znajomych i otacza nimbem wyjątkowości. Choć nie. Tatuaże ma już prawie każda kasjerka sklepowa, więc to chyba zły przykład…
Zaś lobby „homosiów” z rok na rok rośnie, przy coraz większym wsparciu, głównie młodszego społeczeństwa, które z radością poprze wszystko, co ma w sobie słowo "wolność"...


Dzięki temu, prawa dewiantów systematycznie się rozszerzają, a ludzie o konserwatywnych poglądach coraz rzadziej mogą z tym zjawiskiem się nie zgadzać. 



Już dziś, za określenie „pedał” można mieć sprawę w sądzie, a łatka homofoba potrafi wykluczyć nas z kręgu znajomych.
O ile portale społecznościowe roją się od ludzi tolerancyjnych, to jest to tolerancja raczej na pokaz. Bycie tolerancyjnym jest modne i w dodatku jest czynnością bezwysiłkową.
Polskie ulice, są jednak bardziej szczere w swoich wypowiedziach na temat homoseksualizmu.


W Rosji jest podobnie.


 Nie, żebym pochwalał przemoc. Po prostu mają "niemodne" prawo i tyle na temat.
W niektórych krajach jest znacznie gorzej, bo za bycie "tęczowym" można stracić życie...


Pisząc to wszystko, zdaję sobie sprawę, że walczę z wiatrakami. Tama mocno popękała, i niebawem zacznie się potop.


 Nie jestem typem seksualnego purytanina.
Po prostu pewne rzeczy napawają mnie obrzydzeniem. To pewnie trauma z czasów podstawówki, gdzie w miejskich szaletach nie można się było spokojnie odcedzić, bo godzinami wystawali tam dziwni, o poczerwieniałych twarzach, śliniący się panowie, puszczający do chłopców oczko...
Dla ludzi mojego pokolenia trudno zaakceptować liżących się na ulicy chłopców, czy piosenkarki z brodą. Najgorsze w tym jest to, że homoseksualizm jest wręcz promowany przez media, podobnie jak sport czy zdrowe żywienie. Wcale się nie zdziwię, kiedy pewnego dnia, w programie "Kawa czy herbata" pojawi się pan X, który opowie widzom o zdrowotnym wpływie penetracji okrężnicy na pracę układu wydalniczego...
 Dojdzie do tego, że heteroseksualiści zejdą do podziemia.
Sytuacja staje się chora...


Życie nie przygotowało mnie na takie dziwolągi, i dlatego trudno zaakceptować mi coś, co kojarzy mi się z obleśnością, wulgarnością i wywołuje odruchy wymiotne.
Nie moja bajka. Mogę tolerować angielską kanapkę z czipsami, mniejszości etniczne lub religijne, ale nie potrafię zaakceptować  faceta, który wygląda jak baba, która wygląda jak facet...
Przecież nie muszę...


Dlatego w odpowiedzi na "tęczową" akcję fejsbuka wrzucam tęczowego Reksia...



Mały update.
Dziś dowiedziałem się, że moja homofobia jest tylko parawanem dla wstydliwego sekretu, o którym dotychczas nie miałem pojęcia.
Po tym co przeczytałem, czuję się jak Stirlitz w Kancelarii Rzeszy...

http://swiat.newsweek.pl/homofobi-ukryci-homoseksualisci-,artykuly,366350,1.html#fp=nw













Parę naiwnych pytań szarego obywatela…

 Czyli o tym, jak z sera podlaskiego przeszedłem na Cheddar i dlaczego…




Od ostatniego wpisu minęło trochę czasu, bo zmiany, jakie zaszły w moim życiu były dość rewolucyjne. 


Wielokrotnie pisałem jak trudno być Polakiem w Polsce, a jeszcze trudniej być w niej, choć umiarkowanie szczęśliwym. Decyzję o wywieszeniu białej flagi podjąłem w momencie, kiedy kieszeń zaczęła świecić pustkami, a ja coraz częściej zacząłem zazdrościć Somalijczykom, którzy też lekko nie mają, ale nie mają też urzędów w rodzaju ZUS czy US. Każdy z nich trzyma pod poduszką kałasznikowa, i dzięki niemu zarabia na przysłowiowego mielonego z ziemniakami. Niełatwy to kawałek chleba, ale przynajmniej prosty.


Z ciągłego narzekania wyżyć się nie da, dlatego spakowałem się, i wybrałem wariant najprostszy – wypizd za granicę.
Wylądowałem tradycyjnie w Londynie, który na starość stał się moim drugim domem. Wiele razy go przez to znienawidziłem, bo stał się czymś w rodzaju nałogu. 


Nie znoszę go, bo pożera moje życie, skazując na życie z dala od najbliższych, a żyć bez niego nie potrafię, bo Polska ma mnie głęboko w dupie.
Dla polskich polityków najważniejsze są problemy ekonomiczne Grecji i zbliżające się wybory parlamentarne, i jak sięgam pamięcią, zawsze mieli wyjeb..e na bolączki szarego obywatela.
A teraz przejdę do tytułowych pytań.
Dlaczego, po jednym telefonie do pracodawcy, już na drugi dzień po przylocie do UK, siedziałem w pracy przy biurku, sącząc kawę, za niemal przeciętną angielską pensję, a przez ponad rok pobytu w Polsce wysyłając dziennie po parę CV i listów motywacyjnych, jedyne co uzyskałem, to propozycję pracy na stanowisku redaktora znanego serwisu za 1750 złotych miesięcznie, plus darmowe karnety na siłownię?
Jako ciekawostkę dodam, że właściciel firmy w której pracuję, podarował mi nowiutki rower i wręczył mi awansem tygodniówkę, żebym mógł w miarę bezboleśnie wystartować w nowej, brytyjskiej rzeczywistości.
...i wtedy poczułem się doceniony… 


Dlaczego nie będąc obywatelem Wielkiej Brytanii, telefonicznie, w ciągu niespełna pięciu minut zarejestrowałem się u lekarza, przeszedłem bezpłatne badanie bez konieczności stania w kolejce, i w tym samym dniu otrzymałem receptę na leki?
W Polsce potrzebowałem stosów zaświadczeń, których zbieranie zajęłoby mi parę miesięcy, a i tak nie uzbierałbym wszystkich, z braku pieniędzy na podróże.


Dlaczego za lekarstwa, które wystarczą mi na trzy miesiące kuracji, tu zapłaciłem równowartość niespełna półtorej godziny pracy, a w Polsce miesięczna dawka kosztowała mnie stówę?
Udogodnień, zwłaszcza dla ludzi po pięćdziesiątce jest więcej, ale wolę nie denerwować moich czytelników J
To tylko trzy proste pytania, a zawierają w sobie odpowiedzi na to, dlaczego tak wielu Polaków zniechęconych niełatwym życiem w Ojczyźnie, zamiast łudzić się, że kiedyś będzie lepiej, inwestuje w torby bagażowe i bilety lotnicze. 

Foto: East News/Glow Images
Można nazwać takich szczurami, sprzedawczykami, zdrajcami, obrażać „zmywakami”, ale życie ma się jedno, i czy warto marnować je na szarpanie się z urzędnikami i wyzyskiem pracodawców, którym ręka drży, kiedy zmuszeni są zapłacić pięćdziesiąt złotych za uczciwie przepracowane nadgodziny?
O emeryturach w Polsce też kiedyś pisałem. Nie ma co liczyć na kokosy, choć jak informuje „Wyborcza”, w przyszłym roku rząd zrewaloryzuje emerytury, które wzrosną przeciętnie o... jedenaście złotych. Już widzę, te stada napranych jak bąki, hałasujących emerytów, wracających nad ranem z kasyn…


 Nie twierdzę, że jestem w raju. Twierdzę natomiast, że czuję się, jakbym był w kraju normalnym. Wygląda na to, że dla mnie sama normalność już jest rajem. 
Nie twierdzę też, że jestem mega szczęśliwy, bo nie jestem. Tu jak na razie mam zapewniony normalny byt, czyli podstawę wegetacji. W Polsce zostawiłem rodzinę i najbliższych. Niełatwo żyć w oderwaniu od tego co się kocha, za czym się tęskni.
Tymczasem cieszę się drobnymi rzeczami. Ot, choćby bezkarnym przechodzeniem przez jezdnię na czerwonym świetle, bez obawy, że za chwilę zza krzaka wyskoczy rozradowany strażnik miejski albo policjant, żeby wręczyć mi mandat.


Paradoksalnie, biorąc pod uwagę zarówno płace, służbę zdrowia oraz opiekę socjalną, w obcym mi  kraju czuję się znacznie bezpieczniej, niż w Polsce, której jestem obywatelem. Nawet nielegalni imigranci trafiają do Polski prawdopodobnie tylko dlatego, że nie uważali na lekcjach geografii...


Popieprzone to wszystko, ale life goes on. Teraz spadam do wyra, a niedługo pewnie znowu coś skrobnę...






A mówili, żeby wracać...

Czyli o moim nieprzystosowaniu, i o tym, jak Polska bardzo się zmieniła...



Dość długo się nie odzywałem. Do końca czekałem na wyniki wyborów prezydenckich, a kiedy je poznałem, zaszyłem się w ciemnej piwnicy, żeby w spokoju, w towarzystwie szczurów i nietoperzy, w milczeniu smakować gorycz rozczarowania. 
Nie, nie uważam Komorowskiego za wybitnego polityka. Wręcz przeciwnie, polityk z niego taki, jak ze mnie tancerz flamenco.
Jego zaletą było to, że przynajmniej nie należał do PiS, a dla mnie to już coś.
Od dziecka mam wstręt do oszołomów i ludzi pieprzniętych na tle religijnym, a prezydent Duda doskonale wpisuje się w moje lęki.


Miałem jeszcze nadzieję, że „strata” Komorowskiego to nic poważnego, skoro rewolucyjny duch Kukiza porwał tłumy, i dawał nadzieję na lepsze, albo przynajmniej inne jutro, lecz po jego niedawnej wypowiedzi, kiedy na fejsie zadeklarował, że dołoży rodakom po 2000 zeta do pensji, spasowałem, i straciłem nadzieję na lepsze jutro.


Potem włożyłem Pawła do teczki „Kononowicz, Kukiz, Braun i inni”. Stwierdziłem, że jego program jest równie piękny i naiwny, jak wypowiedź przedszkolaka na temat – "co byś zrobił, żeby Polakom żyło się lepiej".


Jeśli jest ktoś, kto naprawdę uwierzył w moc i program Pawła Kukiza, to zapewne dzieci z podstawówki oraz kucharki kolonijne…
Wracając do rzeczywistości, czyli Andrzeja Dudy. 


Parokrotnie zostałem przywołany przez znajomych do porządku, za sianie defetyzmu, niepotrzebnej paniki i straszenia ludzi Pisiorami oraz Kościołem. Owszem, mimo że chrzczony, uczulony jestem zarówno na tę partię, jak i na kler.


 Na partię PiS dlatego, że używają wyłącznie biegu wstecznego, mącą wodę, a ich działalność opiera się na permanentnym szukaniu dziury w całym. 
Dodam, że wygląd twarzy całości ich zarządu, oraz sposób formułowania wypowiedzi każe mi myśleć, że wszyscy oni są pacjentami szpitala psychiatrycznego. Teraz, po wygranych przez Dudę wyborach, spod kamieni zaczyna wyłazić robactwo, a z worka Szydło...


Nad grupą czuwa władca marionetek, Jarosław „Bonaparte” Kaczyński. Dzięki temu, wypowiedzi polityków PiS są cudownie zbieżne i pozbawione osobistego rysu. 


Andrzej Duda podobnie jak Paweł Kukiz także obiecywał cuda na patyku, choć w bardziej powściągliwy sposób. Doskonale wiemy, że niewiele z tych obietnic wyniknie, ale warto postać z boku i poobserwować, w jaki sposób nasz nowy prezydent będzie się z nich wycofywał. Zakładam, że będzie twierdził, iż wszelkie jego szlachetne inicjatywy blokowane są przez rząd PO.
A co do straszenia PiSem...


 Chyba nie bardzo się pomyliłem w moich prognozach. Andrzej Duda oficjalnie nie objął jeszcze stanowiska, ale już zapowiedział, że nieustanie w wysiłkach, żeby pomnik "Ofiar Smoleńskich” stanął na honorowym miejscu przed Pałacem Prezydenckim. 


A może nie cackać się, tylko wyciąć palnikiem pomnik Józefa Poniatowskiego, i w jego miejsce postawić replikę Tupolewa z betonu? Naród będzie w siódmym niebie, a przynajmniej jego najbardziej patriotyczna, katolicka część. Zagraniczne media też będą miały ubaw...



Zwycięstwo Andrzeja Dudy pociąga za sobą również inne, mniejszego kalibru zjawiska. Na przykład takie, że coraz częściej widzę w telewizji księży. 


Na razie nieśmiało wypowiadają się na tematy in vitro, czy homoseksualizmu, ale wyczuwam, że wkrótce owa nieśmiałość zniknie, a wtedy nie będzie nam do śmiechu. Nawet serialowa policja plany operacyjne musi uzgadniać z Ojcem Mateuszem.


Wybraliśmy ultra-katola na prezydenta, teraz będziemy musieli zjeść tę żabę…


Przeżyłem w Polsce ponad rok. Przez ten czas mogłem skonfrontować mity i uprzedzenia emigrantów znad Tamizy z tym, co zastałem.
Z przykrością muszę stwierdzić, że wiele z mitów okazało się faktami. Biurokracja kwitnie lepiej niż perz na działce ojca. Być może nasz kraj jest jednym z ostatnich w Europie, gdzie zakłady pieczątkarskie trzymają się mocno, bo polscy urzędnicy kochają pieczątki...


A służba zdrowia? 


O pracy w Polsce i systemie rekrutacji nieraz już pisałem. 


Generalnie, komfort życia w naszym kraju mówiąc eufemistycznie, nie powala. A szkoda, bo kraj piękny, mlekiem i miodem płynący, tylko kasy ciągle brak. Czy to się kiedyś zmieni? Kolejne następujące po sobie rządy twierdzą, że tak, choć jak dotąd, żadnemu się to jeszcze nie udało…
Szkoda, że nie urodziłem się w jakimś totalnie zasyfiałym kraju, z  moczem i stolcem płynącym rynsztokami, tabunami żebraków, i wszechogarniającym smrodem, bo wtedy jakoś łatwiej by się stąd wyjeżdżało. A tak, co wyjazd, to tęsknota i rozdarcie.
Dlatego wznoszę oczęta ku Niebu, ukradkiem wycierając łzę i nucę sobie:

Ty, Panie tyle czasu masz, mieszkanie
w chmurach i błękicie,
a ja na głowie mnóstwo spraw,
i na to wszystko jedno życie.
A skoro wszystko lepiej wiesz,
bo patrzysz na nas z lotu ptaka,
to powiedz czemu tak mi jest,
Że czasem tylko siąść i płakać...

Ja się nie skarżę na swój los
Potulny jestem jak baranek
I tylko mam nadzieję, że...
że chyba wiesz, co robisz, Panie...


Na koniec dyskretnie pierdnę jeszcze Mickiewiczem…

Wiem, że pewnie powrócisz mnie cudem na Ojczyzny łono,
tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną,
do pagórków Greenwich, do tych pól golfowych,
szeroko nad błękitną Tamizą rozciągnionych…


A teraz czas przestać się mazać. Wziąć się w garść, spakować, i potraktować sprawy zadaniowo. Romantyzm w połączeniu z brutalnym kapitalizmem, jest jak bigos z truskawkami.
Teraz muszę się ogarnąć, żeby w możliwie najkrótszym czasie móc wysłać na blog meldunek "J-23 znowu nadaje"...


Lekkie, wakacyjne opowiadanko...

  Kończę nową książkę i w ramach odpoczynku od niej, wyskrobałem opowiadanie. Może komuś dobrze zrobi na głowę, może kogoś zrelaksuje, a nie...

Najchętniej czytane