O pociągu ludzkości do gówna

Czyli rozważania przy puszce tuńczyka w oleju...



Długo nosiłem się z myślą, żeby poruszyć temat „tandetyzacji” życia, ale ostatnie zawirowania polityczne w Polsce ciągle wysuwały się na pierwszy plan.
Do napisania tego tekstu skłoniło mnie wczorajsze mało znaczące zdarzenie, które mimo niewielkiej wagi, mimo wszystko zapłodniło mnie twórczo.
Miałem ochotę na tuńczyka z puszki. Sięgnąłem po otwieracz, wbiłem go w konserwę, a kiedy usiłowałem ją otworzyć, coś trzasnęło, potem z brzękiem pofrunęło, i odbiło się od ściany, rykoszetem uderzając mnie boleśnie w ryj.
Z otwieracza pozostało jedynie wspomnienie, a zmasakrowane bagnetem szczątki tuńczyka wydobyłem sposobem czerwonoarmistów, czyli za pomocą bagnetu, obficie oblewając się przy tym olejem.
Wściekły i zniesmaczony chińską tandetą, jaką okazał się otwieracz, postanowiłem odpocząć od polskiej polityki i zająć się problemami Ziemian w aspekcie globalnym.
Konkretnie zalewem wszechobecnej tandety, i powszechną jej akceptacją. Jakby ludzie z biegiem czasu durnieli i bezwolnie łykali wszystko, czym karmi nas rynek.


Co się takiego stało, że gdziekolwiek się obrócić, otaczają nas chińskie buble?
Naprawdę zarabiamy mniej od naszych rodziców i dziadków, którzy kupowali wprawdzie rzadziej, ale za to  produkty jakościowo nieporównywalnie lepsze, które do dziś działają, jakby czas stanął w miejscu? Solidne urządzenia po prostu.
Widocznie plastyk nie był jeszcze w modzie, a surowce naturalne bardziej dostępne, dlatego coś, co wyglądało jak z drewna lub metalu, było  robione z drewna, lub metalu. Jakie to proste... 


Współczesne samochody ociekają dodatkami z plastykowego chromu i aluminium, bądź drewnopodobnej tapety udającej mahoń czy orzech. Wszystko fajnie, do momentu, kiedy "aluminium" zaczyna się łuszczyć, a spod "mahoniu" wyłażą bąble. Prestiż rodem z odpustu.


Czy kawałek aluminiowej blaszki wielkości podeszwy, naprawdę kosztuje tyle, co złoto lub platyna, żeby trzeba było odpierdzielać taki szajs?
Ekolodzy też jakby nabrali wody w usta i milczą na temat ogromnego marnotrawstwa spowodowanego importem bubli.


Produkując rzeczy „jednorazowe”, zasyfiamy naszą planetę stertami plastykowego gówna, ale łatwiej przyczepić się do plastykowych toreb z marketu i obłożyć je jakimś podatkiem ekologicznym, niż zawracać sobie głowę górami popsutych, plastykowych lodówek, czy pralek. 


 Kiedyś, całkiem niedawno,  sprzęt AGD kupowało się raz na kilkanaście lat i dłużej. Gdyby nie mamiono ludzi bajerami, ekranikami i światełkami mega-turbo nowoczesnych pralek, których sztuczna inteligencja przewyższa inteligencję naszej gosposi, stary Polar pewnie pracowałby do dziś. Raz na parę lat wymieniłoby się jakiś pasek i hulałby jak za młodu. To samo dotyczy pozostałych sprzętów, lodówek, odkurzaczy, żelazek itp.
Niestety, zalew "jednorazówek" wykosił z naszego życia "niemodne graty", a wraz z nimi armię rzemieślników. 



Mimo przyciągającego oko wzornictwa, pod względem żywotności, wszystkim tym wysoce skomputeryzowanym sprzętom daleko do obleśnych, peerelowskich sprzętów.
Żywotność Samsungów, LG itp. wyznacza okres gwarancyjny. Potem nadają się wyłącznie na złom, bo nikt naprawiać tego nie będzie, a jeśli już się odważy, to koszt naprawy wyniesie tyle, ile nowe, oczywiście nowocześniejsze urządzenie, wyposażone w funkcje, o których nawet nie śniłem, a bez których podobno nie potrafię żyć...


Karuzela marnotrawstwa się kręci, a co gorsze, nikt się tym zjawiskiem nie przejmuje. Miliony ton popsutego żelastwa, kilometry kabli i przewodów, elektroniki nikomu nie przeszkadzają, za to butelka wrzucona przez pomyłkę do niewłaściwego kubła już tak. Posrane to, nieprawdaż? 


Czegokolwiek się nie dotknę, to „made in China”. Czasem dla zmyły, skubańcy piszą „made in PRC”, za to dla najbardziej wybrednych, uspokajająco – „designed in Germany, assembled in China”.
Taki napis w zasadzie niczym nie różni się od zwykłego „made in China”, zważywszy, ostatnią rzeczą, jaką Chińczycy wymyślili to proch w IX wieku,  za to żółte rączki świetnie nadają się „assemblingu”. Robią to szybko, najtaniej jak to możliwe, i na odpier*ol… 


Przez moje ręce przeszło wiele produktów wykonanych przez Chińczyków, i mało było takich, z których coś nie odpadło, nie odkleiło się, nie urwało. Trzeba uczciwie powiedzieć, że w produkcji tandety, Chińczycy są nie do pobicia. Są Midasami na odwrót. Czego się nie dotkną, zamieniają w gówno.
Doszło do tego, że kupujesz zajebisty telewizor z wszelkimi bajerami, a całą radość odbiera ci świadomość, że za parę lat i tak pójdzie do śmietnika. To jak wzięcie ślubu z piękną, ale śmiertelnie chorą kobietą. Kochać możesz, ale nie przywiązuj się zanadto...







 Myślałem, że są rzeczy, których spieprzyć się nie da, a jednak…
Bo czy da się spieprzyć czosnek? Oczywiście...


Chińskim rolnikom udało się wyprodukować czosnek prawie bezwonny, za to biały jak śnieg. Tylko w jakim celu? Jako ozdoba na choinkę?
Jestem prawie pewny, że nawet zwykła woda z Chin okazałaby się mniej mokra od polskiej kranówy. To wysoce utalentowana nacja...
Marnotrawstwo surowców to jedno, ale marnotrawstwo ludzkiego potencjału to też nie w kij pierdział.
Świadomość produkowania czegoś, co z założenia jest gównem, musi nieźle ryć beret...


 Do mojej układanki nie pasuje jedna tylko rzecz - jak to możliwe, że Wielki Mur Chiński jakimś cudem przetrwał do tej pory?


Trzeba zadać sobie pytanie – po co w takim razie kupujemy ten szajs? Czy cena jest najważniejszym kryterium ? A może kierują nami względy praktyczne? Lepiej kupić pięć chińskich koszulek i zamiast je potem prać, po prostu wywalać przepocone i kupować nowe?
Pamiętam, że dziadek miał solidne, brązowe, skórzane buty, na skórzanej podeszwie. 


Skóra pierwsza klasa, charakterystycznie skrzypiąca przy chodzeniu. Pieścił te buty jak ukochanego konia, a proces ich czyszczenia był prawdziwą ceremonią.
Kto dziś bawi się w takie duperele?
A pamiętacie kuchnie  waszej babci? Stare, solidne, drewniane szafki, ciężkie jak ruski czołg, grube blaty. Niegdyś białe, teraz kremowe od gotowanych w ich pobliżu potraw.
Te stare meble miały coś, czego chińszczyzna mieć nie będzie - duszę i historię. 


Może nie były specjalnie modne, ale z powodzeniem przeżyłyby atak nuklearny.
Chyba każdy miał taką babcię z oldskulową kuchnią. To wszystko tworzyło pewien niepowtarzalny klimat, i było synonimem trwałości.


A co pozostanie po nas? Wygląda na to, że chyba tylko silikon z cycków, tipsy, i kable w ścianie…
Łza się w oku kręci, kiedy przypomnę sobie, że kiedyś świat nie był tak tandetny i plastykowy jak dziś. Sprzęt też się zużywał, ale znacznie powolniej, i do tego godniej...


Producenci naprawdę przykładali się do pracy...


Niedawno wyciągnąłem z szuflady moją wcale nie taką starą, Nokię, i ze zdumieniem odkryłem napis "Made in Finland". Nie sądziłem, że taki niepozorny i zdawałoby się, mało istotny napis mógłby mnie zdziwić. A zdziwił.
Najgorsze, że nic nie wskazuje, żeby pęd ku tandecie miał się zmienić. Ktoś powie, takie mamy czasy - świat pędzi, więc je się w biegu byle co, seks uprawia ze sztuczną waginą, bądź z dildo,  a butów się nie pastuje, bo są plastykowe.
No i co z tym zrobić? Wytłuc Chińczyków? Niemożliwe...
W pojedynkę mogę sobie tylko ponarzekać co niniejszym czynię. Pozostaje tylko nadzieja, że z każdym dniem będzie przybywać tych, którym złamie się kolejny chiński rower, pęknie kolejna chińska prezerwatywa albo otwieracz do konserw, i w końcu uświadomią sobie, że życie jest zbyt krótkie, żeby przeżywać je w otoczeniu tandety.
A ja do trumny z płyt paździerzowych włożyć się nie dam...






14 komentarzy:

  1. You make my day brodaczu... :D

    Zgadzam się, dziś króluje tandeta, bo producenci, przy tej całej konkurencji i globalizacji, doszli do jedynego słusznego wniosku iż nie opłaca się robić rzeczy solidnych i trwałych. Trzeba wspomóc koniunkturę i stymulować sprzedaż coraz to więcej, a jak sprzedać komuś nową lodówkę, pralkę, czy otwieracz do konserw, gdy stary wciąż działa i nie chce się zepsuć? No więc jeden dział RD opracowuje nowe innowacyjne technologie (często jest to tylko marketingowy bełkot i pozłotka), a inny zajmuje się celowym postarzaniem i osłabianiem konstrukcji, by jak najszybciej (ale po gwarancji) sprzęt się zepsuł lub zużył. Oczywiście naprawa jest również celowo nieopłacalna, bo zwykle psuje się jakiś moduł, kosztujący pierdyliard złotych i oczywiście zupełnie przypadkiem koszt naprawy jest zbliżony do0 ceny nowego urządzenia... :) Czemu nikt z tym nic nie robi? Bo zieloni są podpłaceni by siedzieć cicho a Unijni i rządowi decydenci zdeponowali swe jądra w dłoniach lobbystów, których zadaniem jest dbanie, by bieżący status quo przypadkiem się nie zmienił. Bo to byłoby niekorzystne dla ich mocodawców, więc znów mniejszość wymusza swoją rację nad większością, czyli producenci rządzą kupującymi.

    Ale jedna uwaga. To nie chińczyków trzeba winić za taki stan rzeczy. Chińczyk wyprodukuje dokładnie tak jak ktoś mu zlecił. Znam to z autopsji, więc wiem że gdy zlecić mu wyprodukowanie czegoś solidnego, to prawdopodobnie chińska kopia będzie lepsza i solidniejsza niż oryginał od renomowanej marki. Winić trzeba zleceniodawcę,/mocodawcę/importera, który zamówił u chińczyka wiertarkę za jednego dolara, a którą potem sprzedają Ci za 49,99 w markecie budowlanym z marżą pierdylion procent i w kółko wymieniają na nowe, bo nie opłaca się tego naprawić. Winić należy polityków, którzy nie chcą wprowadzić (temat wałkowany od 5 lat) minimum 5-7 letniej gwarancji na elektronikę i AGD, która z automatu ukróciłaby proceder projektowania tak, by coś się psuło tuż po wygaśnięciu minimalnej, dwu letniej gwarancji, w efekcie czego zalewa nas morze elektro śmieci. A to przykład. w 2008 roku Chińczycy postanowili legalnie (ewenement) odkupić od amerykańskiego Chryslera linię montażową i prawa do produkcji, którejś ze starszych generacji Jeepa Grand Cherokee. Chrysler był w tarapatach związanych z kryzysem, więc chciał się zgodzić, ale lament i wrzawę podniosło amerykańskie społeczeństwo, że oto Chińczycy skalają, wypaczą i zdewaluują legendarną (tia) amerykańską jakość, że to skandal, że to pogwałcenie ideałów demokracji, zdeptanie tradycji, że amerykańskie dziedzictwo zostanie zniweczone i zaprzepaszczone... przepychanka trwała długo, w końcu Chrysler przekonał opinię publiczną, że chodzi o jeden ze starszych i już nie produkowanych modeli i łaskawie nagonka się skończyła, a akcjonariusze przyklapnęli deal z Chińczykami. Chińczycy rzecz jasna poczuli się dotknięci, że zarzuca się im brak umiejętności i robienie tandety, więc gdy już postawili i uruchomili u siebie tę linię produkcyjną Jeepów, zaprosili do siebie na wizytację amerykańską delegację, składająca się min z członków zarządu, wieloletnich pracowników linii montażowej i związkowców, którzy krzyczeli najgłośniej, że skośnookie będą odstawiać manianę, z ich żywą legendą. Chińczycy zaprosili ich do pomieszczenia, gdzie stały dwa identyczne Jeepy Grand Cherokee. Poprosili szanownych gości o wskazanie, który z nich jest tandetną chińską podróbą, a który najwyższej jakości oryginałem z Detroit. I wiecie którego eksperci zakwestionowali jakościowo z powodu licznych niedoróbek i braku precyzji w montażu? Swój oryginał i tym optymistycznym akcentem, kończę ów elaborat, pozdrówka :)

    p.s. n a początku myślałem, że wreszcie przejechałeś się po Apple, a tu taki zawód :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wylewam pomyje na Chińczyków, bo nie kumają po polsku, są mali, drobni i nie oddają :)
      Piszesz, że żółte rączki przy odpowiedniej motywacji są w stanie produkować towary wysokiej jakości, i pewnie tak jest.
      Ale dzięki towarom z najniższej półki które dotąd produkują, będzie musiało minąć pół wieku, żeby ludzie w to uwierzyli.
      Stali się wyznacznikiem tandety, a do słowników z hukiem weszło pojęcie "chińszczyzny", jako synonim słowa bubel.
      Trudno będzie Chińczykom to zmienić...
      A Apple też się kiedyś oberwie.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. ja zażądam, aby mnie skremowano i włożono do urny... z porcelany... chińskiej ... :))))))))))))
    co do tematu głównego, bardzo pięknie i łatwo się mówi, kupmy buty za 1000 zł z prawdziwej skóry, które starcza na lata... ale jak masz kilkuosobową rodzinę i zarabiasz najniższa krajową, to kupisz na targu te za 50 zł, bo są potrzebne na już...
    ze sprzętem AGD już nie ma wyboru, czy kupisz za 500 zł, czy za 1000 zł i tak gwarancja na dwa lata ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam. Zawsze jest jakieś wyjście. Kiedy zarabiam najniższą krajową, a nie stać mnie na skórzane buty, wtedy żonę oddaję do przytułku, dzieci do sierocińca, i wtedy mogę się szarpnąć na porządne buty.
      Proste? Proste... :)

      Usuń
    2. a widzisz, o tym nie pomyślałam... :)))))

      Usuń
  3. Co lepiej? Kupic porzadne spodnie/kurtke/kapelusz/torbe/zegarek (do wyboru), ktore da sie nosic przez dziesiec latza kupe pieniedzy i byc zmuszonym nosic 10 lat do znudzenia (zegarek nawet 100) ? A moze za te sama kwote kupowac co roku nowe, tandetne, ktore po sezonie nie bedzie sie juz nadawalo do noszenia? I co roku kupowac nowe? Modne! I nie opatrzone. (zegarek, torba, moze kurtka co kilka lat)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kwestia indywidualnego podejścia do zagadnienia, co lepiej.
      Osobiście stawiam na rzeczy porządne i nie poddające się chwilowym modom, choć nie ekstremalnie drogie, bo nie stać mnie na parę kaszmirowych skarpet za pięćset złotych.
      Porządne rzeczy "czuć" na odległość, taniochę też, tylko intensywniej. To kwestia osobistych preferencji.
      Poza tym, nigdy nie goniłem za modą...

      Usuń
  4. Zakupiłem komplet krzeseł w IKEA made in Russia. Jaka radocha, że nie made in China itp. Trzeszczą jak się siada ale solidne i posłużą prawdopodobnie dłuuugo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I do czego to doszło? Cieszymy się z ruskich towarów :)

      Usuń
  5. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń

Lekkie, wakacyjne opowiadanko...

  Kończę nową książkę i w ramach odpoczynku od niej, wyskrobałem opowiadanie. Może komuś dobrze zrobi na głowę, może kogoś zrelaksuje, a nie...

Najchętniej czytane