Na cholerę nam Muzeum Historii Żydów Polskich?

Czyli Prawdziwy Polak posiada napletek i jest z tego dumny…



Będzie troszkę gorąco...
Nie dalej jak wczoraj, pod jednym z moich postów na fejsie, wybuchła ostra dyskusja dotycząca sensu istnienia niedawno otwartego Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie. Po co marnować tyle kasy dla pejsatych?
Gdybym miał być złośliwy, napisałbym, że są w Polsce bardziej chybione w moim mniemaniu inwestycje, których sensu nie ogarniam. O! Napisałem :)


Tak się jednak składa, że na dźwięk słowa „Żyd” Prawdziwy Polak reaguje tak, jak na paralizator włożony mu w odbyt. Żywiołowo i spontanicznie.
Natychmiast zrywa się z barłogu, schodzi do piwnicy po zardzewiałą szabelkę, podżartą przez mole konfederatkę, i z portretem nacjonalisty Dmowskiego, (ukochanego polityka Jarosława „Prezia” Kaczyńskiego) idzie dokopać Żydom. Dokopywanie Żydom dodaje szczypty patriotyzmu, polskości, i czyni nas lepszymi ludźmi...


Problem w tym, że  Muzeum Historii Żydów Polskich większość narodu kojarzy z muzeum holocaustu, nie próbując dokładniej wczytać się w jego nazwę.
 Zacytuję jedno z pytań, jakie zaintrygowało mnie i skłoniło do napisania poniższych przemyśleń - „[...] Częścią Polski są też Kozacy i Cyganie. Dlaczego Polska miałaby ufundować Żydom muzeum? Żydów w Polsce jest strasznie mało, a Polska nic im nie jest winna. Wręcz na odwrót, to Żydzi sporo Polakom zawdzięczają [...]”.
  Odpowiadam – Bo Kozacy i Cyganie po prostu są, i nic z tego nie wynika. Komarów, much  i trawy też nie brakuje. Trzeba zapisać się w historii czymś więcej niż tylko byciem. Mieć jakieś zasługi, osiągnięcia…
A tak się składa, że polscy Żydzi mają ich wiele. Dla tych, którzy za „Mośkami” nie przepadają,  nazbyt wiele.
Jeśli wymienię tylko kilka nazwisk, tych najbardziej popularnych, i tylko z kręgu kultury:
Julian Tuwim, Marian Hemar, Henryk Wars, Władysław Szpilman, Jerzy Petersburski, Jan Brzechwa, Bruno Schultz, Bolesław Leśmian, Roman Polański, Jan Kiepura... Mam wymieniać dalej?





…to trzeba być ignorantem i głąbem, żeby nie zauważyć, że nasza kultura bez nich straciłaby sporo blasku. Czyż nie?
Przed wojną co trzeci warszawiak był Żydem. Właśnie tak. Co trzeci. Nie każdy oczywiście był bogatym Rotszyldem. Większość z nich to biedota zajmująca się rzemiosłem i handlem, pracująca ciężko i uczciwie. Przez swoją odrębność kulturową, dodawali stolicy swoistego kolorytu i folkloru, którego teraz jakby brakuje...



Nalewki - Warszawa
Problem z Żydami jest taki, że wkurwiają Polaków (i nie tylko) samym swoim istnieniem. Teoretycznie wszystko jest z nimi w porządku. Nie piją, nie awanturują się, tylko konsekwentnie robią swoje. Zasada jest prosta - módl się i pracuj. Teoretycznie trudno znaleźć na nich haka.
Przez tę konsekwencję oraz wzajemną solidarność, której nam Polakom często brakuje, wielu z nich dorobiło się sporego majątku, pomnażanego przez kolejne pokolenia. To może wkurwić. Prawda? Jeb... dusigrosze.... 


Z punktu widzenia przeciętnego Polaka, można powiedzieć, że Żydzi nie mają jaj.
Polak je za to ma jak balony. Tak jak fantazję. Ma także słabości, których brakuje Żydom.
Zawsze lubił pochlać, obić komuś ryja, przegrać w karty wypłatę, a potem, spłukany i rozżalony na cały świat, wziąć do ręki cegłę, i pierdolnąć nią w szybę żydowskiego sklepiku, usprawiedliwiając swoje postępowanie, oraz zwalając własne niepowodzenia na Żydów…


A ci zawsze mieli przesrane. Są z nami ponad tysiąc lat, a ciągle mieli pod górkę. Paradoksalnie, przekleństwem Żydów był ich majątek, którego wcale nie wygrali na wyścigach konnych czy ruletce, lecz przede wszystkim przez całe pokolenia mozolnie ciułali. Jako „bezpaństwowcy” i dziwacy musieli przepraszać, że żyją.
Żeby prowadzić wojny, królowie pożyczali od Żydów pieniądze, a kiedy nadchodził czas na oddanie długów, nazywano Żydów krwiopijcami, złodziejami, potem ich zabijano, lub w najlepszym wypadku wypierdzielano z kraju. Najprostszy sposób na pozbycie się złych kredytów…


Polski antysemityzm jest dla mnie jednak niezrozumiały. Jestem przekonany, że większość współczesnych polskich antysemitów zna Żydów tylko z opowiadań.
 Jak można nienawidzić kogoś, kogo zna jedynie z filmów, dowcipów, lub nazistowskich plakatów propagandowych?



Nigdzie nie doszukałem się informacji, żeby istniały żydowskie bojówki, które pałowały Polaków, lub organizowały antypolskie marsze, lub wiece. Nie znalazłem też wzmianki, żeby Żydzi byli szczególnie kryminogenną nacją. Nie sprawiali kłopotów. Zasiedlali przeważnie biedne dzielnice i tam w spokoju egzystowali.


Wydaje mi się, że problem z nimi polega na tym, że na ich tle wypadamy po prostu gorzej. Żydzi jakby obnażali nasze niedoskonałości.
Naród „przybłędów i obdartusów” zakładał kolejne banki i fabryki w czasie, kiedy Polak preferował „spontan” i szaleństwa do białego rana.
Potem, spłukany i skacowany szedł do Żyda po kredyt, i szlag go trafiał, bo czuł się upokorzony. A niechby żydzicho spróbowało przypomnieć o zaległym kredycie, wtedy zbierze się chłopaków z dzielni, weźmie pały i obije żydowski ryj tak, że rodzona mama go nie pozna.
Tak ja widzę nasz antysemityzm. Ten współczesny wydaje się śmieszny i absurdalny, bo z 3,5 miliona Żydów w roku 1939, została ich w Polsce garstka, czyli około 8 tysięcy.
Nie wiem, jak można pastwić się nad tak mikroskopijną mniejszością i po co? To zupełnie tak, jakby zaczęły nas wkurwiać misie panda...




Cholernie trudno w naszym kraju być obrońcą Żydów. Wiem, że pisząc ten tekst, przez wielu będę opluwany, bo Prawdziwy Polak, a szczególnie PiSowiec nie toleruje „żydostwa”.
Staram się tylko obiektywnie ogarnąć ten drażliwy temat, jakim jest antysemityzm.
Nie jestem Żydem, i z tego co wiem, nikt z mojej rodziny też.
Pejsy, dziwaczne nakrycia głowy, chałaty, klocki na głowie, też nierzadko budzą moją wesołość, ale nie agresję.
 Swego czasu mieszkałem w Nowym Jorku w żydowskiej dzielnicy, i zdołałem troszkę poznać "pejsate" zwyczaje, i specyficzne ubiory. 



Nie mam żadnego interesu bronić Żydów, ale uwiera mnie nagonka na naród, który obrywa tego samego powodu, co przysłowiowi masoni i cykliści.
Polacy oburzają się, że Żydzi mają czelność upominać się o swoje przedwojenne mienie. Ja się pytam, jak można się oburzać o sprawy tak oczywiste i bezdyskusyjne?
Skoro Jaśnie Pan Radziwiłł, czy Lubomirski mogą otrzymywać rekompensaty za utracone PRYWATNE mienie, to dlaczego nie może tego otrzymać pan Goldberg, czy Rosenkranz? Bo Żyd?
Jak śmiał? Powinien stulić pysk i cieszyć się, że przeżył wojnę. Poza tym nie mieszka już w Polsce, więc niech nie drze ryja...
Gładkolicy Andrzej Duda pretendujący na urząd prezydencki mówiąc o „obronie dobrego imienia Polski”, chce, żeby sprawę mordu, jaki dokonali Polacy na Żydach w Jedwabnem zamieść pod dywan i uznać fakt za niebyły. Sam Stalin gdyby żył, pogłaskałby Dudę po głowie, bo też stosował takie same metody. Choćby w sprawie mordu w Katyniu.
Niechlubny „pogrom kielecki” z 1946 roku, gdzie Prawdziwi Polacy przy udziale władz zamordowali 37 Żydów, też zniknie z kart historii jeśli „tron” obejmie pan Duda.
Nie muszę dodawać, że  film „Ida” i „Pokłosie” znalazłyby się najpewniej w dziale filmów zakazanych, a reżyserzy tych filmów zajęliby się filmowaniem motyli na Biebrzą...



Owszem, Żydzi też nie są bez winy. Po wojnie większość stalinowskiego aparatu UB obsadzili swoimi ludźmi, którzy zdecydowanie zasługują na pogardę i potępienie.
Była to zwykła banda skurwysynów pozbawiona sumienia, i osobiście założyłbym im stryczek.
Nie mam zamiaru zastanawiać się, co nimi kierowało, i czym tłumaczyć ich zbrodnie. Fakty mówią za siebie...




Ale nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka.
Mamy też powody do dumy. Wielu Polaków ratowało Żydów w czasie ostatniej wojny. Nie bez satysfakcji piszę, że i moja śp. babcia także miała na „koncie” ocalonego Żyda.
Tysiąc lat wspólnej historii to wystarczający powód, żeby Muzeum Historii Żydów Polskich miało rację bytu, bo Żydzi to kawał naszej historii, z niezaprzeczalnym wkładem w polską kulturę, sztukę i naukę.
Gdyby miało powstać Muzeum Historii Cyganów Polskich, wtedy bym się mocno zastanawiał…


A w tym miejscu umieszczam spluwaczkę dla tych, którzy uważają, że nie jestem prawdziwym patriotą i pracuję dla Mossadu. Nie krępujcie się, proszę. Gość w dom... :)




Czas wywiesić białą flagę...


Czyli, o tym, jak ręce w końcu mi opadły…



A miało być tak pięknie. Co parę dni czytałem o wzroście/cudzie gospodarczym, o tym, że choć powoli acz systematycznie doganiamy zachodnie gospodarki…
W swoim małym, londyńskim pokoju zasypiałem, próbując zapomnieć o otaczających mnie krzykliwych muzułmanach, „pachnących” massalą Hindusach, i za pomocą wyobraźni przenosząc moją duszę utęsknioną:
do tych pagórków leśnych,


do tych łąk zielonych, do tych pól malowanych zbożem rozmaitem, 


wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem, gdzie bursztynowy świerzop, 


…gryka jak śnieg biała, gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała…



A znajomi z Londynu ostrzegali, że owe wskaźniki to pic na wodę, a zderzenie z polską biurokracją po tak długim pobycie w UK może być bolesne, że do pracy na kasie w Tesco trzeba mieć doktorat, że służby porządkowe nie są powołane do utrzymywania porządku, tylko walenia mandatów, i takie tam.
A ja, jak głupi, niesforny łosoś postanowiłem iść pod prąd, ku „polskiej przygodzie”.
No i teraz dupa…


W sumie sam jestem sobie winien, bo nie słuchałem, kiedy mówiono, że w Polsce po czterdziestce można znaleźć pracę jedynie jako ochroniarz rowerów na osiedlowym parkingu. Inaczej mówiąc, dobiegając czterdziestki, z punktu widzenia pracodawcy jesteś już trupem. Jako że przekroczyłem pięćdziesiątkę, jestem czymś martwym od trupa.


Choć na początku nie było tak źle. Jako że wykonuję dość specyficzny zawód, konkurencję miałem niewielką. Czasem żadną.
Zgubił mnie  wiek, brak garnituru i zbyt zdrowe podejście do życia. Kiedy pewnego dnia pojawiłem się w pewnej korporacji na rozmowie kwalifikacyjnej, najpierw odebrano mi telefon, potem plecak, a jeszcze potem portier poprosił mnie o dmuchanie w probierz trzeźwości, co wprowadziło mnie w stan najwyższego rozbawienia. Najprawdopodobniej rozbawienie nie chciało zejść z mojej twarzy aż do zakończenia rozmowy z korporacyjnymi urzędasami, bo mimo sporego doświadczenia zawodowego, które korpo-ludkom zademonstrowałem, więcej się nie odezwali.
Potem wykazałem się zdrowym nieprofesjonalizmem, kiedy po tygodniu do nich zadzwoniłem, żeby dowiedzieć się, co im we mnie nie pasowało, by mieć jakąś naukę na przyszłość.
Facet wił się jak piskorz, ale przyciśnięty butem w końcu (oczywiście prywatnie) wydukał, że moje kompetencje zawodowe są w porządku, tylko zbytnio odstawałbym wiekiem od „młodego, entuzjastycznego zespołu”. 


Cóż… Tego bez udziału chirurga plastycznego i fałszerza dokumentów raczej nie przeskoczę…
Wtedy pomyślałem – polskie społeczeństwo się starzeje, niedługo więcej będzie czterdziestolatków, niż nastolatków, rząd chyba ma coś do zaproponowania w tym temacie, skoro w dodatku wydłużył wiek emerytalny.
No i ma, bo szybko odszukałem rządową stronę poświęconą temu zjawisku:
http://50plus.gov.pl/#strefa50plus
Przeleciałem całość w krótkim czasie i znalazłem parę ciekawych rzeczy. Na przykład bardzo optymistycznie brzmiący i dumnie sterczący nagłówek „Wyrównywanie szans na rynku pracy dla osób 50+”.
Na powyższej stronie znalazłem głównie romantyczne historie szczęśliwie zatrudnionych pięćdziesięciolatków, oraz równie wzruszające i pouczające historie pracodawców, dla których zatrudnienie starszych pracowników było wspaniałym, i pouczającym doświadczeniem…
Po ogarnięciu tych słodkości zabrałem się za szukanie konkretów. Znalazłem przeróżne bezpłatne kursy, dzięki którym można zabić nadmiar wolnego czasu, a przy okazji nabyć nową umiejętność. Na przykład dowiedzieć się, czym jest komputer, odróżniać mysz od klawiatury, a monitor od telewizora.


Z taką wiedzą, chyba każdy pięćdziesięciolatek będzie przebierał w ofertach pracy jak w ulęgałkach.
Z bardziej konkretnych działań rządu muszę wymienić prace interwencyjne i roboty publiczne.
Nie jestem za bardzo w temacie, ale wydaje mi się, że są to prace, na które skazuje się także przestępców lżejszego kalibru.




W każdym razie, kopanie rowów z wytatuowanymi kolesiami i cmokanie na przechodzące nieopodal niunie, nie brzmi dla mnie zbyt zachęcająco, ani nie zaspakaja życiowych ambicji. 

"Na odcinku" opieki socjalnej, Polska wciąż jest bardziej Afryką niż Europą. Wspominałem już, że doraźnie leczę się u weterynarza, jednak myśląc perspektywicznie, poważniejszych schorzeń u niego raczej nie wyleczę.
A stanie w kolejce pomiędzy koniem, papużką falistą i cocker-spanielem, też zaczęło mi uwłaczać.


Żeby zdobyć normalne ubezpieczenie, musiałbym przekopać pół Polski w poszukiwaniu przeróżnych świstków i pieczątek, a i tak okaże się, że brakuje mi ich jeszcze kilkadziesiąt.
Jako bezrobotny, któremu przysługuje powyższe ubezpieczenie, potrzebowałbym dodatkowych kilkaset kwitów, więc odpuszczam, bo z daleka czuć, że wyciąganie ręki po pieniądze od państwa, to jak pożyczanie ich od Cygana.
Prawie niemożliwe…
Pracy w każdym razie dotąd nie znalazłem, ubezpieczony nie jestem, perspektywy nie wyglądają zachęcająco, a w dodatku Polacy zapragnęli, żeby prezydentem został Człowiek-Budyń, który swoje ewentualne rządzenie zacznie od wprowadzania fragmentów Pisma Świętego do Konstytucji.
Czyli… Nic tu po mnie. 


Trzeba pogodzić się z porażką, spakować, i przeprosić ze Zjednoczonym Królestwem.
Jak to mówią – mądry Polak po szkodzie. Widocznie jestem starym, mało zaradnym nieudacznikiem i Polska mnie przerasta.
Choć lekko w ojczyźnie nie jest, jest coś, co trudno znaleźć gdzie indziej. Najbliżsi, Daewoo Tico z instalacją gazową, mohery, polskie żarcie itp.


Przez jakiś czas będę miał mało czasu na pisanie bloga. Kiedy się jakoś urządzę, z pewnością coś skrobnę, i postaram powstrzymać od narzekania.
Szkoda, że od paru lat, moja Ojczyzna coraz częściej kojarzy mi się z tym co poniżej… 



Mimo to obiecuję. Ja tu jeszcze kur... wrócę... :)





A może by tak wszystko rozpieprzyć?

Czyli, jak skutecznie użyć Kukiza…



No i mój czarny sen się ziścił. Marionetka Prezesa ma spore szanse na to, żeby zasiąść na polskim tronie. 
Bronek miał sen, że nie ruszając palcem w bucie, przejdzie zwycięsko te wybory, i że Polska potrzebuje sennego misia zamiast zmian. Myślał, że wystarczy być, a ludzie zagłosują na niego z przyzwyczajenia.
Dopiero po ogłoszeniu wyników zorientował się, jak bardzo się mylił...






Teraz jestem w dupie, bo Komorowskiemu wprawdzie należało się lanie, ale perspektywa, że wtyczka Kaczora w osobie Dudy, osoby oślizłej, i dla mnie odrażającej miałaby reprezentować nasz kraj, napawa mnie przerażeniem.


Gdyby tak się stało, wiecznie niezadowolone pisiory będą robiły to, co lubią i potrafią najlepiej. Blokować wszelkie ustawy, które  nie są ich autorstwa, co na dłuższą metę grozi paraliżem państwa.



Cóż… Za dwa tygodnie dowiemy się, czy Polska będzie średniowieczna i czarna, czy jak do tej pory, śpiąca. Na razie kampania trwa.


Póki co, wiemy już, kto odpadł z "Gry o tron".
Między innymi, hołubiony przez młodszych Polaków, Paweł Kukiz.
Nie wiem co on pali, czy co bierze, ale po ogłoszeniu wyników wyglądał na mocno pobudzonego, i czułem się troszkę zniesmaczony jego niezdrowym popisem, w którego trakcie zachowywał się, jak facet, któremu na parkingu porysowano właśnie błotnik w lanosie...
Mimo wszystko dobrze się stało, że Kukiz te wybory przegrał, bo moim zdaniem, na prezydenta niezbyt się nadaje. Poglądy ma chłop właściwe, lecz problemy z ich artykulacją powodują, że słucham go, jak podpitego Mundka z „Wesela”.


Poza tym, czy wyobrażacie sobie Kukiza, jako szefa delegacji rządowej z wizytą u ważnych przywódcach państw i innych dostojników?  Przyjaźnie klepiącego w plecy cesarza Japonii, albo witającego się z królową Elżbietą za pomocą tzw. żółwika? 





Dwucyfrowy wynik, jaki Paweł osiągnął w wyborach, to jednak nie w kij pierdział. Widać, że konkurencja dupami trzęsie.
Najlepszą rzeczą, jaką Kukiz mógłby zrobić, to utworzyć swoje ugrupowanie, i wjechać z nimi do Sejmu. W miejsce, gdzie skuteczniej mógłby wdrażać swoje idee. 


Dotychczasowy rząd robił co mógł, i przez dwie kadencje zrobił dla swoich obywateli wiele, o czym wdzięczny naród z pewnością nie zapomni. Między innymi:

Zadbał o bezpieczeństwo na drogach i nie tylko,






wybudował autostrady, żeby jeździło nam się drogo, ale wygodnie,




obiecywał zmniejszyć biurokrację,


nie szczędził środków na to, żeby aparat skarbowy skuteczniej egzekwował wpływy do budżetu od krnąbrnych i nieuczciwych obywateli,



często poruszał temat usprawnienia służby zdrowia,



zmniejszenia bezrobocia,
  




dużo mówił o potrzebie podniesienia stopy życiowej Polaków, bo rząd lubi o tym mówić,

http://www.samoobrona.org.pl/


dla naszego dobra i w trosce o aktywizację starszych ludzi, podniósł wiek emerytalny...

http://www.punkt-widzenia.eu/

W pewnym momencie nadmierna dbałość rządu o nasze szczęście i dobrobyt zaczęła być męcząca…


Teraz jest okazja, żeby przerwać to irytujące pasmo nieszczęść, jakie serwuje nam nasz rząd.
Za parę miesięcy, w październiku tego roku czekają nas wybory do sejmu.  Narzekanie na polityków na portalach społecznościowych, blogach (to mój kamyczek do mojego ogródka), tworzenie śmiesznych memów i użalanie się nad własną niedolą, warto by przekuć na konkretne działania.
I najwyższy już czas wykurzyć z parlamentu ludzi, którzy przyrośli do foteli, a pracę posła traktują, jako dobrze płatny, dożywotni etat.




Oczywiście, nie spodziewajmy się, że nowy rząd zacznie rządzenie od rozdawania pieniędzy, ale wystarczy, że nowa władza pochodząca „z ludu”, i znająca jego bolączki, skupi się na tym, żeby wykonać takie działania, żeby w Polsce chciało się żyć. Przecież to rząd ma służyć obywatelom, a nie odwrotnie.
Obecna władza i jej ministrowie, zanim przystąpili do działań, powinni byli wpierw zagrać kilkanaście razy w grę „Civilization”.


Wtedy to, do ich tępych pał doszłoby, że nadmierne dojenie obywatela powoduje jego ucieczkę do miejsc, gdzie doją mniej...




Jesteśmy krajem na dorobku, i nie stać nas na szastanie forsą, ale uważam, że za pomocą drobnych kroczków, konsekwentnie, da się zmienić wizerunek Polski z kraju restrykcyjnego, na obywatelski.
Zamiast włazić w dupę zagranicznym koncernom i korporacjom, które i tak unikają płacenia podatków, można by wspomóc polskie firmy. Stawki ZUS, które są prawie siedemnastokrotnie wyższe od stawek w Wielkiej Brytanii, to to, co już na wstępie potrafi zgasić entuzjazm i chęć do działania.
Wprowadzenie niższego, liniowego podatku, ale bez ulg. Ustalonego na akceptowalnym dla obu stron poziomie, a który byłby płacony przez wszystkich bez wyjątku.
Wtedy będzie to realny pieniądz w kasie budżetu, a nie prognozy na papierze.
Policja, która uzmysłowi sobie, że służy obywatelom, którzy ją utrzymują. Która będzie pilnowała porządku, i zajmowała się przede wszystkim ochroną obywateli, a nie namiętnym wypisywaniem mandatów, oraz demonstrowaniem kto tu rządzi.
Ustne upomnienie to kara zarezerwowana jedynie dla długonogich lasek z silikonowymi cyckami...


Spraw do wyprostowania jest wiele. Wystarczy ruszyć dupę z wygodnego fotela z funkcją masażu, i posłuchać, co wkurwia „głosu ulicy”. Dosłownie w każdym mieście, nawet małym, znikają małe sklepiki, a w ich miejscach mnożą się banki i apteki.
I wygląda, że nikt nad tym nie panuje. 

http://www.krakowskieprzedmiescie43.pl/
Ktoś powie, kto bogatemu zabroni? A może właśnie władza powinna regulować takie sprawy? Dawać specjalne ulgi małym, polskim przedsiębiorcom, właśnie po to, żeby Polska była Polską? Czy naprawdę tylko kasa się liczy? Belweder czy Wawel też sprzedadzą, jeśli jakiś arabski szejk sypnie grubą kasą?
Kończę moje marudzenie. Dziś w przeciwieństwie do moich wcześniejszych przemyśleń, moje wynurzenia kończę akcentem optymistycznym, bo mam ku temu przesłanki.
Facet znikąd, nieogolony muzyk, który pewnie w przerwie oglądania meczu, albo w trakcie golenia pomyślał, że wystartuje na prezydenta, goły jak święty turecki, dzięki wsparciu kilkunastu osób wystartował ze skromnym budżetem na kampanię prezydencką, a w rezultacie zdobył trzecie miejsce. Zaufało mu ponad 20% Polaków i to jest świetny wynik.

http://static.prsa.pl/

Kukiz wydaje się uczciwym i wiarygodnym w tym, co mówi. Musi tylko opanować emocje, dobrać sobie równie wiarygodnych partnerów, a wyrośnie na tego, który rozpędzi sejmowych „kolesiów” z sejmu i zacznie wdrażać w życie to, czego oczekuje szary Polak, 



Na mój głos może już liczyć, bo program Kukiza to dobra alternatywa dla gówna, które aktualnie mamy, a któremu tylko się zdaje, że wie co robi, i w jakim kraju żyje...

https://www.facebook.com/gazetawsieci
Czas wreszcie skończyć z włażeniem w dupę Amerykanom i unijnym doradcom, a zająć się problemami Polaków. Aktualny rząd od lat uwielbiał je mnożyć w imię niezrozumiałych sojuszy, z których korzyści z tego mamy tyle, ile z gazu łupkowego.
Na szczęście, dzięki Kukizowi pojawiło się światełko w tunelu.
Ważne, żeby się zmobilizować i "zewrzeć szeregi". A za pół roku mamy szansę na poważne zmiany. Myślę, że na lepsze.
Bo gorzej jak jest, to raczej być nie może...













Życie płata figle, czyli dwa lata przerwy w blogowaniu

Te trywialnie nazwane przeze mnie figle, to tragedia rodzinna i problemy zdrowotne, które na szczęście oddaliłem. W międzyczasie napisałem k...

Najchętniej czytane