Tak, to wyznanie perfumoholika obracającego się w kręgu innych perfumoholików. Teraz kiedy z perspektywy kilkunastu lat widzę, ile czasu zmarnowałem na bezmyślne kolekcjonowanie perfum, które początkowo mnie oczarowały, a o których błyskawicznie zapominałem już po zakupie nowych flakonów i ile szmalu na nie wydałem, szlag mnie trafia, że to, co kiedyś nazywałem miłością do zapachów, przeistoczyło się w zwykłe zachowanie kompulsywne, które powinno się leczyć u psychologa.
Tak, to nie żart, ale poważna sprawa.
Owszem, dobrze się stało, że używanie perfum stało się powszechniejsze niż kilkanaście lat temu, bo w masie uchodziliśmy za naród śmierdzieli, który z trudem i niechęcią sięgał po mydło, a perfum unikał jak diabeł święconej wody.
http://www.jedzieautobus.kampaniaspoleczna.org.pl/category/smrod/ |
Wraz z pojawianiem się kolejnych sklepów perfumeryjnych, a my przekonaliśmy się, że świat zapachów to nie tylko Miraculum, Adidas i Coty, zaczęli lęgnąć się pasjonaci zapachów.
Nie wyłączając mnie.
Wchodząc do sklepu „D” lub „S” i widząc rzędy lśniących i przepięknych flakonów, czułem się jak wieśniak w Pewexie. Oczarowany przepychem i niepowtarzalną, delikatną wonią luksusu napawałem się nieziemską atmosferą...
Pierwszą wodą, którą po prostu MUSIAŁEM mieć, była Bvlgari Pour Homme. A kiedy stałem się jej właścicielem, w dość krótkim czasie jakoś tak samo poszło i dorobiłem się kolekcji około 180 sztuk flakonów.
Buszując w necie, odkryłem, że istnieją „kółka zapachowe” w postaci forów perfumeryjnych. Wtedy z radością stwierdziłem, że nie tylko ja jestem dupnięty na umyśle i że są inni, równie dupnięci. Dało mi to trochę otuchy i poczucie więzi z podobnymi sobie...
https://twitter.com/perfumefansuk |
Jednakże lawinowo pojawiające się podobne fora i grupy onanizujące się perfumami uświadomiło mi, że coś poszło nie tak i jest zwyczajnym biciem piany. Ktoś coś kupił i jest zachwycony, ktoś też to kupił i uważa to za gniot, a w tle kręci się karuzela zakupowa i nie ma dnia, by nie pojawił się wątek "Twój nowy nabytek". A kupuje się w zasadzie dla radości wydawania pieniędzy i irracjonalnej chęci powiększania i tak sporej kolekcji.
Ludzie wzajemnie nakręcają się do zakupów i teraz uważam, że na każdym takim forum powinien być duży banner z cytatem Dantego - "Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie"...
Mam kilku znajomych, którzy szybko napalają się na jakiś zapach, kupują go, często nawet nie otwierają opakowania, bądź otwierają tylko dla jednego psiknięcia, po czym odkładają na półkę, kupując następny flakon. Bardzo często w ciemno. Nie żartuję. Znam takie osoby, a jedną z nich jestem ja. I cały czas mój zakupoholizm nazywałem pasją. Zresztą, wielu tak sobie tłumaczy to uzależnienie. Pasja brzmi bardziej wzniośle i wzbogaca nasze ego...
Teraz w czterech punktach dowiecie się, do czego doprowadza to „rozwijanie pasji”…
1. Paradoksalnie, wasze powonienie ulegnie deformacji
Z czasem będziecie poszukiwali silniejszych wrażeń olfaktorycznych i będziecie szukali zapachów, dzięki którym wśród znajomych uchodzić będziecie za dziwaków pozbawionych gustu.
Jak ognia będziecie unikali zapachów okupujących szczyty list zapachowych przebojów, uważając, że miliony much muszą się mylić, a tylko my perfumoholicy wiemy, co jest dobre, ładne i warto to mieć.
Aktualnie wielbionym męskim "zapachem" na forach jest wyjątkowo obrzydliwy męski śmierdziel o nazwie Gucci Guilty Absolute,
przypominający krzyżówkę rozpuszczalnika do farb, z wnętrzem zbombardowanej apteki.Wiele rzeczy w swoim życiu wąchałem, ale nazywanie tego czegoś perfumami, jest grubym nadużyciem.
Jako ciekawostkę dopiszę, że znam parę pań z pewnej grupy perfumeryjnej używających tego napalmu.
Bo w świecie perfumoholików nie ma miejsca na zapachy świeże (przez mężczyzn zwane pogardliwie „świeżakami"), lekkie i subtelne. W tym świecie rządzą killery, których największym atutem jest wyrazistość i trwałość. Coraz więcej kobiet gustuje w męskich zapachach, jakich z dużymi oporami używałby bramkarz w wiejskiej dyskotece.
Czuję, że za parę lat, kobiety te w poszukiwaniu jeszcze silniejszych wrażeń, zaczną pachnieć lizolem…
2. Utrata „tożsamości i stylu zapachowego”
Do niedawna istniało coś, co zwie się „signature scent”, czyli mówiąc prościej, wizytówka zapachowa. Kiedyś wchodząc do pomieszczenia, czuło się w powietrzu, że była w nim mama, ciocia Marysia, bądź sąsiadka z parteru. Ludzie mieli swoje ulubione zapachy, używali ich i w naszych nozdrzach zostawiali swoje „wizytówki”.
Uwierzcie, że mając kilkanaście, kilkadziesiąt i więcej flakonów, będziecie mieli problem, czym dzisiaj pachnąć. Zmieniając zapach codziennie, będziecie NIKIM. Nawet wasz pies przestanie was poznawać…
3. Zmarnujecie czas na czytanie i oglądanie pierdół o zapachach.
Recenzji, nowinek na ich temat, będziecie studiować życiorysy perfumiarzy i oglądać głupawe filmiki pełne podekscytowanych narcyzów w stylu mizdrzącego się do kamery niejakiego Jeremiego w otoczeniu rozbawionych lachonów.
W moim odczuciu całą tą "wiedzę" uważam za zbędną i zaśmiecającą mózg. Jest równie ekscytująca, jak eseje o depilacji odnóży. O tym, jak pachnie Dune czy Allure przekonasz się sam, wąchając go na sobie w perfumerii i nie potrzebujesz do tego bezsensownych filmików, szczególnie że każdy z tych zapachów może pachnieć odmiennie na różnych osobach...
Źródło: Youtube |
Przy okazji mody na zapachy, namnożyła się cała armia proroków i „zapachowych specjalistów”, którzy lepiej od nas wiedzą, jaki zapach nam się podoba...
Z nieznanych mi dotąd przyczyn, sam piszę czasem jakieś recenzje, ale wyłącznie dla zabicia czasu i ćwiczenia pióra...
4. Niekontrolowane finanse, czyli zakupoholizm…
Jeden obraz, wart więcej od tysiąca słów. Zresztą, popatrzcie sami...
Kiedyś wystarczyła mi skromna półka pod lustrem w łazience, natomiast niedawno, zmuszony byłem zakupić specjalną szafę, żeby nie musieć używać koparki do wyciągnięcia flakonu Givenchy Gentleman Only.
Czasem myślę, że kolekcjonowanie dzieł francuskich impresjonistów kosztowałoby mnie mniej, a korzyści i prestiż z tego tytułu byłby znacznie większe…
Mógłbym opisać jeszcze parę punktów, ale nie chcę zbytnio Was dołować. Mimo że walczę z tym nałogiem, perfumy będę kochał zawsze. Z tą różnicą, że teraz bardziej świadomie i bez głowy w chmurach, twardo stoję na ziemi. Pozbędę się zapachów, których używam bardziej z litości niż miłości i popracuję nad utraconą tożsamością zapachową.
A Wam radzę, jeśli wkręciliście się w zapachowy obłęd, kupujcie próbki perfum i długo je testujcie.
A kiedy znajdziecie zapach, który naprawdę Was oczarował, a czar trwa tygodniami, wtedy dopiero kupujcie cały flakon. Kiedy okaże się, że zbłądziliście, przynajmniej nie zbankrutujecie.
Uczcie się na błędach innych, a jeśli rzeczywiście nie macie co robić z pieniędzmi, oddajcie je swojemu proboszczowi na remont dachu kościoła. One ciągle wymagają jakichś remontów...
https://wiadomosci.wp.pl/ |
Księża to są dopiero zakupoholicy. :) Tzn. ja też, ale kupuję różne rzeczy, nawet te małe mnie cieszą. Jeszcze nigdy nie brałem nic na raty i zamierzam, aby tak pozostało. Czymś się trzeba w życiu cieszyć a nie ciułać ku radości rodzinki ze spadku. Choć gdy kupię perfumy i okazują się być na nie, to szybko się ich pozbywam, co rekompensuje zakup.
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst, w sam punkt. Rzeczywiście perfumoholik pachnie codziennie inaczej i nie ma tożsamości zapachowej. Ale jak to zmienić? Oto pytanie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAgnieszka
Wiem że to trudne, ale możliwe.
UsuńTerapię należy rozpocząć od przeglądnięcia swojej kolekcji i posortowania jej według klucza - zapachy które kocham i czuję się w nich dobrze, zapachy po które czasem sięgam i zapachy, o których zapomniałam/łem.
Jeśli po selekcji okaże się, że tych ukochanych bez których nie potrafimy funkcjonować, jest więcej niż dziesięć i nie da się wybrać TEGO JEDYNEGO, należy udać się do najbliższej poradni zdrowia psychicznego, gdyż objawy wskazują na uszkodzenie ośrodka decyzyjnego...
Żartowałem oczywiście... :)
Właśnie przeczytałem. Genialny i prawdziwy tekst. Jakbym widział siebie. Praktycznie miałem otworzoną stronę z koszykiem i opcją klik na nowy zakup. Zrezygnowałem... Muszę przemyśleć jak do tego doszło :-)
OdpowiedzUsuńTaki "spec" i perfumy trzymał na półce pod lustrem w łazience ?
OdpowiedzUsuńA co widzisz złego w trzymaniu w łazience czy w szafce jak na zdjęciu? Flakony mają cieszyć wzrok i właściciela, a nie pochowane w czeluściach szafek, szufladach czy w lodówce w kartonikach w folii. Od lat trzymam w łazience na bardzo szerokiej półce z granitu specjalnie zaprojektowanej własnie dla moich zapachów. Od 20 lat nigdy nie popsuł mi się żaden zapach. Owszem kilka straciłam, bo spadły z półki na niższy granitowy blat, ale to moje gapowe. Przeczytałam uważnie tekst i czuję, że jestem w tym samym punkcie, co autor. Kocham perfumy, ale mam świadomość, że brnę w uliczkę bez wyjścia.
UsuńTo nie moje półki. W życiu nie trzymałbym perfum w łazience :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHmm...wiem, wiem....😉
OdpowiedzUsuńPadłam! Genialnie napisany tekst! I jakże prawdziwy:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRoQ, cudowne doświadczenia i piękne błędy :) Przyznaj przynajmniej że niczego nie żałujesz i gdyby cofnąć czas - zrobiłbyś to samo raz jeszcze :) Uczciwie podchodząc do sprawy, z upływem czasu, siedząc na krześle i podpierając się ręką za brodę, można dojść do jednego wniosku: każdy szanujący się adept sztuk zapachów wpadnie we własne sidła i dokładnie tak samo pomyśli, ja Ty, czyli czytaj powyżej autora :) Ten wpis powinien być do zaznaczenia "ptaszkiem" przy wstępowaniu do jakiegokolwiek forum, zaraz po przeczytaniu regulaminu. No i żeby nikt czasem nie kupił lizolu na "dzień dobry" ;)
OdpowiedzUsuńJedyne czego żałuję to to, że zamiast tych wszystkich perfum, mógłbym mieć teraz Astona Martina.
UsuńAle cóż, stało się...
Pozdrawiam :)
Ciapaci by ci go ukradli a tak przynajmniej masz perfumy. :D
OdpowiedzUsuńPrzydał mi się ten głos rozsądku. Jestem początkującą perfumoholiczką. Mam nadzieję, że mi to wkrótce przejdzie, a perfumoholizm to tylko "lek" na złamane serce. Z drugiej strony wciąż nie mam tego mojego ukochanego zapachu, zapachu-wizytówki. Muszę się przerzucić na próbki, aby go znaleźć. Z drugiej strony czy to nie jest walka z wiatrakami? Gdy już znajdę ten zapach, to za rok może zostać wycofany.
OdpowiedzUsuńTak, to walka z wiatrakami. Kiedy jakimś cudem znajdziesz swój ukochany zapach, po czasie stwierdzisz, że musi być jakiś drugi ukochany, żeby ten pierwszy miał przyjaciela. A potem to już samo pójdzie :)
UsuńCzuję się tak jakbym czytała o sobie... Wnikliwe studium przypadku typowego maniaka perfumowego. Cóż,twój tekst to przysłowiowe wylanie "wiadra zimnej wody" wprost na czerep i tego osobiście mi jako perfumoholikowi właśnie było potrzeba. Dał mi dużo do myślenia.
OdpowiedzUsuńZacytuję anonimowego klasyka - You are not alone... :P
UsuńRoqfort jesteś Debeściak. .. dzięki Tobie juz wiem ze jestem chory
OdpowiedzUsuńJedynym pocieszeniem jest to, że od tego się nie umiera...
Usuń.
OdpowiedzUsuńCo za dużo to zdecydowanie nie zdrowo. Nie widzę sensu posiadania ogromne liczby perfum, ponieważ nie jesteśmy w stanie znaleźć wtedy swojego zapachu i nie jesteśmy w stanie wykorzystać wszystkich tych perfum.
OdpowiedzUsuńKurde, tak jak Ty RoQ, nie potrafię się zdecydować. Zmieniłem branżę, pokochałem całą szafę.
OdpowiedzUsuńAha... 😁
UsuńU mnie otrzeźwienie przyszło po niecałym roku od wsiąknięcia w temat. Zgromadziłam ok. 30 flakonów i może 15 próbek. Zgadzam się ze wszystkim co napisałeś, 1 próbka wystarczyła do stwierdzenia, że nie chcę nosić męskich zapachów, a myślałam nad zakupem jednego. Czerwone lampki zapalały mi się w momencie gdy jakaś dziewczyna pisała, że robi zapas flakonów, np. Kupiła 1 i 2 na zapas, potem ja wspominałam o tym zapachu i odpowiedź "przypomniałaś mi o X". Na szczęście ten signature scent znalazłam dość szybko, po ok. 5 miesiącach. Oczywiście musiałam jeszcze po tym czasie nakupować w ciemno innych flakonów. Najgorsze jak zaczynasz pisać komentarze na forach/YouTube to stajesz się częścią tej grupy wzajemnego wspierania bezsensowengo kupowania kolejnych flakonów. Próbki też tak tanio nie wychodzą, chyba, że na grupach. Dziękuję za głos rozsądku, bo już dzisiaj zastanawiałam się nad zakupem kolejnych próbek. Kiedy one zużyją te 100/200/300+ flakonów...
OdpowiedzUsuńZapomniałam: co do punktu 3, tak, jest to prawda. Są to osoby narcystyczne, które szukają poklasku dla swoich kompulsywnych zakupów. Kto posiadając 300+ flakonów kupuje z zapasem kolejny flakon jakichś tanich odkryć... Oczywiście są ekspertami, bo przetestowali X perfum, to wiadomo.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się ocalić kolejną duszę... :)
OdpowiedzUsuńJeszcze dopiszę ze swojego doświadczenia. Nie obchodzi mnie czy ktoś kupiłby za te pieniądze odrzutowiec dla dziecka. Po prostu jak już przyjdzie otrzeźwienie i nagromadzi się tych czerwonych lampek, ale ciągle się w tym siedzi to pojawia się myśl,że może jednak przesadzasz, bo każdy ma prawo mieć hobby. Najgorsze jest to, że potrafisz wyczuć ledwie nutę czy dwie, ale zanim się obejrzysz a już dyskutujesz o różnych ujęciach róży w perfumach. Bo z oudem to podchodzi, ale z paczulą to nie podchodzi. Chociaż nie masz pojęcia jak pachnie większość tych rzeczy. A komuś nie pasuje syntetyczna nuta konwalii, a ktoś inny wyczuł śliwkę tam gdzie wcale jej nie ma. I potem szukasz wiśni w perfumach, i malin, i innych bananów. I jak już coś wyczujesz to zastanawiasz się czy naprawdę chcesz pachnieć jak owoce leśne. A jak już owoce się wyczerpią to nadchodzi czas na wetywerię i różne motywy skóry. I czy lepiej kupować 30 ml czy 100 ml, bo bardziej się opłaca, na której stronie rzucili taniej testery, gdzie jest darmowa dostawa, jak zamawiam już to jeszcze dorzucę to i to. W mainstreamie to już niczego ciekawego nie można znaleźć, i te reformulacje.W niszy też trafiają się słabe perfumy. Tylko inny perfumoholik zrozumie perfumoholika. Zwariować można... Wszystko po to żeby kupić kolejny flakon i go nigdy nie zużyć. Dziękuję jeszcze raz za ten wpis!
UsuńPięknie to ujęłaś... :)
OdpowiedzUsuńDopiero teraz natrafiłem na ten wpis. Przeczytałem cały i jakbym widział siebie, naprawdę. Też w pewnym momencie wkręciłem się do tego stopnia, że poniekąd tego nie kontrolowałem. Zacząłem eksperymentować z jakimiś niszowymi dziwadłami wmawiając sobie, że przecież muszą być wyjątkowe. Rzecz w tym, że z mojego otoczenia nikt tego nie podzielał. Używając coraz bardziej niszowych zapachów i wychodząc do ludzi słyszałem "coś ty za smród na siebie wylał". Opanowanie przyszło jak musiałem ograniczyć wydatki, które musiałem przekierować na zakup mieszkania. Początkowo była to przerwa, ale z czasem dotarło do mnie, że już tego nie potrzebuje, zdalem sobie sprawę
OdpowiedzUsuńjak dużo utopiłem pieniędzy, które moglem przeznaczyć na coś bardziej pożytecznego. Ostatecznie wyprzedalm jakieś 90% kolekcji i ograniczyłem się do kilku flakonów, które systematycznie używam. Bo lubię perfumy i nie chce z nich rezygnować. Ale robię to już świadomie.
O to to... Dopiero po czasie człowiek sobie uświadamia, ile kasy wtopił w aromatyzowaną wodę ze spirytusem. :) To nierzadko kilkanaście czy kilkadziesiąt tysiaków. Chyba coraz więcej osób podziela mój pogląd, bo zauważyłem, że używki coraz gorzej się sprzedają. Uważam, że 5 - 6 ulubionych zapachów spokojnie wystarczą...
UsuńPozdrawiam
Moja kolekcja liczyla w szczycie ok 90 flakonów. Czy do dużo czy mało to już zależy. Ale dla mnie to już była zbyteczna ilość, której bym nigdy nie zużył. Niektóre flaszki ulubionych zapachów z różnych roczników, bo paranoja reformulacyjna i przecież vintage zawsze najlepszy. A bo to już unikaty cenniejsze niż złoto :) I nie wiadomo co z tym robić. Używać szkoda bo się skończy. A z drugiej obawa, że mogą ścisnąć i jakieś niestworzone pomysły gdzie to przechowywać. Minęły jakieś 3 lata odkąd "wróciłem do normalności" i z perspektywy czasu całkiem zabawne się to teraz wydaje :)
OdpowiedzUsuńBo patrząc z boku, to jest zabawne z nutką komiczności. Pozdrawiam.
UsuńWitajcie!
OdpowiedzUsuńNaliczyłam ok.40 flakonów i końca nie widać, bo ciągle myślę i kupuję kolejne...Niezliczoną ilość próbek upycham w różnej maści pudłach!
Był moment, kiedy kryłam się z tym i upychałam w kilku miejscach, ale wtedy pojawiał się kolejny problem, bo przecież chciałam pachnieć cudownie, a zapach, który ukryłam, zalegał....już sama nie pamiętałam, gdzie go utknęłam!?
Czyli właściwie na początku swej " kariery" perfumoholika czułam, że robię sobie pod górkę tak naprawdę!!! Najczęściej sprawy mają się tak, że z jednego nałogu udaje się nam wyjść, ale bardzo szybko lokujemy nadmierną uwagę w inne "gówienko",które zawsze jest racjonalizowane na zasadzie "nie wydaję na to, to chociaż to chcę z życia "!? Myślę ostatnio często, czy to już ten moment, aby się przeciwstawić samej sobie, bo tak naprawdę, trzeba się zatrzymać i głęboko zastanowić, czego znów zabrakło ??? Przytulić się mocno, no i nigdy, ale to nigdy nie poddawać się...
Od jakiegoś czasu zaczęłam obdarowywać zapachami bliskich i znajomych,a przy tym nie czuję utraty , a radość z obdarowania kogoś, kto nie miał, a chciał ...
Dziękuję Ci z całego serca za ten artykuł , być może niejedno istnienie odratujesz!!!??? Tego życzę sobie i Wam, bo bez powodu się tu nie znaleźliśmy!!!
Kolejna uratowana duszyczka. Pozdrawiam :)
UsuńCo jakiś czas czytam Twój tekst i ....wiadro wody na łeb(głupi)....no i co z tego...otrzepię się i idę dalej....Cały czas osculuję w okolicach 120 flakonów i usiłuje z tym walczyć, stawiam granicę a potem ...przesuwam ją świadomie....Moim postępem i jednocześnie światełkiem w tunelu jest sprzedaż kilku drogich "perełek", umiałam powiedzieć sobie że są piękne ,ale z jakiś powodów nie noszę ich, więc nie muszę ich mieć, choć sentyment jest i takie tam sraty pierdaty, każde wytłumaczenie było dobre...Dobrze poczytać że mozna to "zaleczyć" ....Ech, Roq....fajny z Ciebie facet :-)
OdpowiedzUsuńPróbuj aż do skutku. Jak się nie uda, zapisz się do osiedlowej szkółki baletowej albo kółka zbieraczy kapsli. To cię odciągnie od perfumoholizmu. Pozdrawiam :)
UsuńA ja uważam, że nie ma powodu, by mieć swój jeden charakterystyczny zapach. Można mieć, ale zdecydowanie nie trzeba.
OdpowiedzUsuńTo tak jak z nakryciem głowy, można zawsze chodzić w jednym, ale nie trzeba. Zresztą w przypadku osób chodzących ciągle w jednym, jest to przeważnie brudna bejsbolówka lub przepocona śmierdząca włókninowa czapeczka... Ja natomiast zależnie od okazji i nastroju czasem noszę fedorę, innym razem jakiś kaszkiet, maciejówkę, panamę... Śmierdzącymi grubasami gardzę.
Tak samo niekiedy zakładam lnianą marynarkę do t-shirtu, a innym razem do eleganckiej koszuli marynarkę wełnianą. Śmierdzącymi spaślakami w nieświeżych dresach gardzę.
Oczywiście na tej samej zasadzie można (jeśli nie: należy) zmieniać zapachy; inny pasuje do lnianej marynarki i panamy, inny do grubego swetra i maciejówki. Inny pasuje na wieczorny koncert, inny na poranny letni spacer.
A najważniejszy jest własny nastrój, cudowne jest dobieranie zapachu, na jaki ma się w danym momencie ochotę. (Skądinąd dotyczy to nie tylko perfum, ale też choćby zapachu w domu, np. ja teraz użyłem czystego olejku cytrynowego, a wieczorem miałem mieszankę eukaliptusowego i grapefruitowego; to podobnie jak z codziennym jedzeniem jajecznicy na śniadanie, niby można, ale po co, skoro można życie urozmaicać?) Zgadzam się, że próbki i odlewki są fajne, od roku intensywnie kupuję, już chyba koło dwudziestu było, teraz mam kilkanaście (plus kilka flakonów), cieszy, że za każdym razem jest z czego wybierać. Taki wybór to nie „problem” a przyjemność, to tak jak zastanawianie się co zjeść na śniadanie, trzeba pewnie być jakimś zdegenerowanym spaślakiem z mózgiem zniszczonym cholesterolem, by takie codzienne wybory były problemem.
Tak jeszcze pomyślałem na temat liczby zapachów: ja mam ok. 20 perfum, to dla mnie ok, wydaje mi się, że trzy do trzydziestu to optymalny zakres. Poniżej trzech trudno coś wybrać zależnie od jak nie nastroju, to choćby okazji, pory dnia, pory roku (chyba że jest się tą przysłowiową spasioną sąsiadką z parteru w syntetycznej podomce, dla niej pewnie nawet dwa zapachy to za dużo, ale ona i tak śmierdzi potem ścierwojada). Z kolei powyżej 30 pewnie trudno nad tym wszystkim zapanować, nawet używając średnio jednego zapachu dziennie wychodzi cały miesiąc.
UsuńTo tak jak z wieloma innymi rzeczami, ograniczanie się jest po prostu głupie, to jakby z owoców jeść tylko jabłka, pewnie, są smaczne i zdrowe, ale ja teraz mam jabłka, gruszki, śliwki, banana, granat, przed chwilą jeszcze były winogrona...
Śmierdzące zaniedbane spasione ścierwojady to po prostu podludzie, jeśli ktoś nie potrafi zapanować nad swoimi codziennymi wyborami, jeśli ktoś nie potrafi opanować ilości pochłanianego jedzenia, to nie można go zaliczyć do ludzkich istnień.
Reasumując: problemem nie jest to, że ktoś nie pachnie zawsze tak samo; problemem jest, że inni nie potrafią nie jest zbyt wiele i są obrzydliwymi brzuchaczami, śmierdzącymi grubasami, których trzeba leczyć na koszt całego społeczeństwa. Problemem nie jest to, że ktoś używa pół tuzina nakryć głowy; problemem są osobniki chodzące ciągle w jednej przepoconej czapce...
UsuńPerfumy odkąd pamiętam były dla mnie dodatkiem do piękna i tak je chcę spostrzegać. Przykro mi jedynie, że czytając wpisy innych osób, które również kochają ciekawe zapachy, czuję ból, gdy tak bezdusznie odnoszą się do innych mieszkańców ziemi zapominając przy tym, co jest najważniejsze w życiu, a tym jest empatia do innego człowieka. Proszę nie umniejszać innych kosztem windowania własnego ego, to nie jest okej.
OdpowiedzUsuńmam ok 170 flakonów. 3/4 z tego nie używam. czas na zmiany. dziękuję za trafne ujecie tematy
OdpowiedzUsuńDrobiazg. Cieszę się, że otworzyłem ci oczy ;)
Usuń