Trwałość perfum - luźne dywagacje...

Ten temat to jeden z głównych, pojawiających się na perfumowych forach. Prawdę powiedziawszy, trochę mnie to śmieszy, bo zbierają się ludzie podobno zakochani w perfumach, podobno mają na ich temat wiedzę, a zadręczają się tym, że zapach, który ich interesuje, ma trwałość zaledwie pięciogodzinną, bądź jeszcze krótszą, a projekcję tak mizerną, że muszą szorować nosem po rękach, jak zapchlone szympansy, żeby wychwycić uciekające z nich piękno.



Oczywiście, najczęściej obwiniają tym reformulacje i skąpstwo producentów, którzy (przypuszczalnie) celowo rozwadniają zapachy po to, żeby zaoszczędzić na składnikach. Naczytałem się o tych teoriach wiele razy i teraz wywołują u mnie jedynie grymas politowania.
Ludzie ci lubują się w vintage'u i często wspominają, że kiedyś robiono wyłącznie killery. Mają rację. Tyle że moda tamtych czasów też była specyficzna...


Poza tym, producenci nie mieli takich ograniczeń jak teraz, kiedy pod rygorem restrykcyjnych przepisów, wiele naturalnych składników musiano zastąpić syntetykami....

Ale wracając do tematu, zauważyłem, że te najpiękniejsze, a przy tym z wysokiej półki perfumy pachną znacznie krócej od tanich i skierowanych do mniej wymagającego klienta.
Przykład pierwszy z brzegu - seria Aqua Allegoria firmy Guerlain.



Praktycznie większość zapachów tej serii to dzieło sztuki perfumeryjnej z kulejącą trwałością. No i dylemat - brać, czy nie brać? 
Wybór wydaje się oczywisty, skoro zachwyca, trzeba brać. To nie są perfumy z marketu. Kupują je klientki, które stać na luksusowe perfumy, więc płakać nad słabą trwałością nie będą. Co najwyżej dokupią flakon, albo dwa. Wszak perfumy kupuje się za ich piękno. Inne aspekty schodzą na dalszy plan, a przynajmniej powinny.
Tylko my Polacy chcemy mieć wszystko, co najlepsze w jednym, najlepiej za złotówkę. Więc zakrzywiamy rzeczywistość. Kupujemy posklejane przez blacharza Audi za równowartość Fiata punto i już wchodzimy do klasy średniej. Proste? Proste...


W Internecie pojawia się sporo porad, jak przedłużyć trwałość perfum, ale w praktyce różnie z tym jest. Wiadomo, że do suchej skóry nawet piasek się nie przylepi, ale to nie znaczy, że przed wyjściem do pracy muszę dodatkowo nakładać na siebie mazidła, żebym dłużej pachniał.
Perfumy stworzono po to, żeby stapiały się ze skórą, która dzięki swojej temperaturze i zapachowi, tworzy z nimi dzieło skończone. Perfumy się chłonie, a nie nakłada jak maść. Wystarczy porównać ten sam zapach na własnej skórze i na blotterze, żeby się o tym przekonać.


Blotter daje tylko bardzo teoretyczne pojęcie, jaki to jest zapach.
Inną rzeczą jest, jak różnie odbieramy nuty zapachów. Część z nas z daleka wyczuje cytrynę, ktoś inny białe kwiaty, a dla innych osób te składniki będą mało wyczuwalne, lub wcale.
Mam znajomą, która wyczuwa czosnek i cebulę w potrawach, w których ich nie ma. Po prostu jest wyczulona na te składniki i czuje je wszędzie.
Znaczy to, że nosy bywają zawodne i najczęściej czuje się zapachy, które nas intrygują, a najczęściej te, które irytują. To dlatego, wiele perfum, których nie znosimy, powodują irytację, z powodu, że "takie brzydkie, a takie długotrwałe".  A przecież nie od dziś wiadomo, że piękno jest ulotne, a psie gówno na podeszwie będzie trwać i trwać...


Innym wytłumaczeniem rzekomej słabej trwałości zapachu jest fakt, że kiedy często go używamy,  nasz nos się do niego przyzwyczaja traktując go, jak domownika. Stąd często mylne mniemanie, że zapach dawno z nas znikł, tymczasem otoczenie czuje go wyraźnie.


No tak, ale my też chcemy go czuć. Co zazwyczaj robimy? Z tygodnia na tydzień zwiększamy jego dawkę do momentu, kiedy koledzy i koleżanki w biurze wymiotują na sam nasz widok, bądź ostentacyjnie dają nam do zrozumienia, że mają dość nas i naszych perfum...


Trzeba pamiętać, że zapachy bywają kapryśne. Mam parę słabeuszy, które w ciepłe dni milkną po 2-3 godzinach, za to w niskich temperaturach szaleją na mojej skórze. Mam też takie, które mają odwrotną przypadłość. Posiadam zapachy, które cierpią na agorafobię. W pomieszczeniach zamkniętych cudownie się rozwijają, natomiast na zewnątrz bardzo szybko gasną.
Tak wiele czynników ma wpływ na trwałość perfum, łącznie z nastrojem nosiciela, że nie zwalałbym winy na reformulację.
Ja na szczęście nie narzekam na trwałość zapachów. Przede wszystkim dlatego, że nie przepadam za perfumami, które czuję na sobie całą dobę. Po południu lub wczesnym wieczorem lubię zmienić zapach, bo inaczej, czuję się, jakbym cały dzień spędził w jednym, przepoconym, zakurzonym swetrze. Przekonałem się, że warto zmieniać perfumy. Wtedy odkrywamy je jakby na nowo, a przy okazji nawet słabowity zapach po dłuższym nieużywaniu kiedy sięgam po niego ponownie, dostaje skrzydeł, merda ogonkiem i staje się znacznie trwalszy. Czary?


Nie, to nasz nos odwykł od niego.
Dlatego uważam, że przy wyborze zapachu priorytetem powinna być sama jego kompozycja i to, jak się z nim czujemy. A kiedy znajdziemy perfumy, które nas uwiodą, nie przejmujmy się ich trwałością. Zawsze można nosić przy sobie odlewkę i od czasu do czasu dyskretnie walnąć sobie delikatną dawkę wspomagającą...

Kończąc, zapraszam na moją stronkę:

www.probkiperfum.pl

Lekkie, wakacyjne opowiadanko...

  Kończę nową książkę i w ramach odpoczynku od niej, wyskrobałem opowiadanie. Może komuś dobrze zrobi na głowę, może kogoś zrelaksuje, a nie...

Najchętniej czytane