Nic specjalnego, po prostu życzenia świąteczne. Taka tradycja...


Skręcony bólem i cierpieniem, jak hamletowski ranny łoś, wstałem z łoża, żeby życzyć Wam szczęścia, zdrowia i pogody ducha.
Mógłbym oczywiście zdobyć się na jakieś bardziej oryginalne życzenia. Ocierające się o wulgarność czy nawet pornografię, ale nie, dziś nie chcę się mądrzyć i udawać chojraka. Dziś wolę pozostać "umierającym" z odwodnienia starszym panem.
Wesołych Świąt drodzy czytelnicy byli, obecni i przyszli...
I na koniec kolęda...
[...] 
Pasterze śpiewają, bydlęta klękają, cuda, cuda ogłaszają....



A korzystając z okazji, że za godzinę mamy nowy rok, życzę, żeby przyszły rok był dla Was lepszy pod każdym względem, od który tego dziś przechodzi do historii. Żeby ten nowy 2016, upłynął Wam przede wszystkim w wyśmienitym zdrowiu własnym i najbliższych. Oprócz tego życzę Wam korzystnych dla Was splotów wydarzeń, zwanych inaczej szczęściem. A oprócz szczęścia także tego, żebyście nie musieli nigdzie emigrować, bo to tylko z pozoru najłatwiejszy sposób na bolączki...


Krótko o Samoa, i o tym jak z Tymińskim nie wyszło, ale z Kaczorem niestety już tak....


Szlag by to trafił. Już tyle razy próbuję na tym blogu napisać o sposobach parzenia porządnej kawy, bądź o sposobach inseminacji kobiet, ale zanim się do tego zabiorę, odruchowo włączam telewizor, i dowiaduję się o kolejnych numerach, jakie codziennie odwala Kaczor i jego paczka niedorozwojów, zwanych dalej rządem.
Naprawdę mam dość polityki i rzygam nią co rano, ale chyba powinienem był urodzić się w Samoa, a nie w Polsce. Łowić ryby, zrywać świeże mango i zbierać muszle.
Co zresztą patrząc na poniższy widoczek, nie byłoby wcale takim złym pomysłem...


...choć bardziej jestem przyzwyczajony do dżinsów niż słomianych spódnic...


Dobra. Wystarczy tych marzeń. Wracam do Polskiego Piekła.
Do tej pory to, co wyprawiał nowy rząd, było przede wszystkim śmieszne. Po dzisiejszych włamach do siedziby Centrum Eksperckiego NATO jest już nieśmiesznie, a wiem, że będzie jeszcze nieśmieszniej z tendencją do bycia strasznym.


Zaczynam czuć obrzydzenie do demokracji, dzięki której rząd nasz przypomina pacjentów szpitala psychiatrycznego, w który uderzyła bomba, zabijając personel medyczny i uwalniając wszystkich chorych. Ci nieszczęśni ludzie naprawdę potrzebują fachowej pomocy medycznej.
Jak żyję, jeszcze nie widziałem tak wielu idiotów w jednym miejscu, to znaczy w Sejmie.
 Szefowie rządów z krajów cywilizowanych jeszcze nie wiedzą, z kim przyjdzie im się dogadywać i ustalać różne sprawy. Gdyby tak było, tydzień po naszych wyborach, zaczęto by stawiać zapory z drutu kolczastego na granicach z Polską, a kto wie, czy i nie na Bałtyku...


Jeszcze przed wyborami lansowałem hasło - "procent poparcia dla PiS, procentem skretynienia narodu". Słuchając wypowiedzi elektoratu pisiorów, jestem przerażony tym, jak to hasło doskonale zagrało.
Teraz z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że naród nasz w większości składa się z niedouczonych kretynów. Nieoczytanych, nieogolonych, niedomytych, za to bardzo religijnych.

http://media2.pl/g/0/42258.jpg
Ludzi czerpiących wiedzę o świecie z seriali paradokumentalnych Polsatu i TVN, oraz spod przysłowiowej budki z piwem, pomiędzy jednym beknięciem a następnym powtarzający hasła "Balcerowicz musi odejść" nie wiedząc, że Balcerowicz już dawno odszedł...


Ci sami ludzie dawno temu, o mały włos prawie nie wybrali na prezydenta "egzotycznego" Stanisława Tymińskiego, który podobnie jak Jarek naobiecywał im złote góry, i chyba tylko Najświętsza Panienka (tu ukłon) cudem wtedy uratowała nas przed katastrofą, i kompromitacją w oczach świata.


Niestety, tym razem kretyni dopięli swego. Psychicznie chorym ludziom dali władzę absolutną, i teraz możemy tylko obserwować, jak uroczo się nią delektują.
Co będzie? Kto wie? Może ktoś w końcu dojdzie do wniosku, że demokracja jest fajna, ale nie dla Polaków, i dojdzie do jakiegoś wojskowego przewrotu? Wytrzymałość każdego materiału ma swoje granice, a ludzka jest szczególnie wrażliwa...


No i na koniec, jak zwykle kiedy nie potrafię znaleźć racjonalnego rozwiązania, wrzucam Bożenkę, która stała się dla mnie ucieleśnieniem życiowej apatii i przykładem pogodzenia się z losem...


...i jeszcze mały update...


Tymczasem w pewnej kawiarni... (podsłuchane) wersja ćwiczebna...


- Bardzo proszę! Niech pani siada. Mam wrażenie, że los nieprzypadkowo wybrał to miejsce właśnie przy moim stoliku. Wierzy pani w przeznaczenie?


- Dziękuję panu bardzo. Los wybrał jednak przypadkowo. To było jedyne wolne miejsce w tej kawiarni. I nie nie wierzę w przeznaczenie. Raczej w przypadki. Proszę się nie obrażać i jeszcze raz dziękuję za miejsce.  Ale ja sie tu przyszłam napić, meile przejrzeć.  Nie bardzo mam nastrój na ezoteryczne rozważania.  To jak? Przysiądę się, nie będę przeszkadzać.


 - Pani? Przeszkadzać? No wie pani? Czuję się zaszczycony pani obecnością. Ja jednak wierzę w przeznaczenie. Przecież na pani miejscu mógłby teraz siedzieć jakiś pustak ze wsi. A pani jest prawdziwą damą. Meile przejrzeć... No i to słownictwo, ezoteryczne... O urodzie już nie wspomnę, bo jeszcze się na tyle nie znamy... A swoją drogą, mam kuzyna pod Łomżą, i on też potrafi sprawdzać meile. To musi być wyczerpujące zajęcie. Czyż nie?

- Pan coś mówił.. nie jestem pewna, ale chyba do mnie. Zechce pan powtórzyć?


- Mówiłem że mam kuzyna pod Łomżą...

- Kuzyna.... to bardzo ładnie z pana strony.

- Cóż... Tak się złożyło. Ogólnie jestem miłym i lubianym człowiekiem. A wie pani? Mają tu bardzo tanią kawę. Pozwoli pani że jej zaproponuję?


- Widzi pan.... ja nie pijam kawy... taniej....

- Mogę kupić pani dwie i wtedy wyjdzie drożej... Przepraszam że przeszkadzam, a co pani robi w święta? Bo ja na przykład spędzam je sam. Tak się złożyło...

- Też nie bardzo.... herbatkę raczej. z koniaczkiem. ale naprawdę proszę się nie kłopotać. ja mam pieniądze. Święta? Święta z mężem. W Aspen.

- To pani ma męża? No kto by pomyślał... Taka młoda i już ma męża...

- Mam, proszę pana. Ja przepraszam, ale naprawdę muszę te maile. Kelner? Herbatę i koniak poproszę.

- Ale wie pani, że nic nie trwa wiecznie... Dzisiaj go pani ma, a jutro kto wie, co może się zdarzyć. Powiadają że najpiękniejsze miłości czekają za rogiem... Miałem kiedyś żonę. Stare dzieje... Wszystko układało się perfekcyjnie, do czasu kiedy nie zacząłem łysieć... Ale proszę sobie nie przeszkadzać. A wie pani? Też kiedyś piłem koniak...A to Aspen to daleko od Łomży?

- To mój czwarty mąż,  więc wiem, że nic nie trwa wiecznie. Aspen jest niedaleko Łomży.  Właściwie to nawet blisko.  Zależy czym jechać. Mój obecny mąż też jest łysy. Nawet to lubię.

- No proszę... Czyli jak to mówią, każda potwora znajdzie swego amatora... Cóż, ja nie miałem takiego szczęścia... Nie chce pani pączka od czarującego nieznajomego tajemniczego mężczyzny?

- Znaczy od kogo?


- No ode mnie..

- O! Herbatka..... i koniaczek. Widzi Pan, jak piję,  to nie zagryzam.

- No trudno. A wracając do rozmowy, mówiła pani, że nie wierzy w przeznaczenie. Ja też tak myślałem, dopóki nie zacząłem przeznaczać drobnych kwot na alkohol. I wie pani co? To szalenie przyjemne uczucie...

- To może koniaku?

- Gdzieżbym śmiał. Od pewnego czasu stałem się abstynentem. Pomyślałem że zostanę pisarzem. Nic wielkiego, ale czasem rozpiera mnie wyobraźnia i muszę przelać to na papier. Zresztą, poproszę... Ale tylko lampkę jeśli można. Mam nadzieję, że nie przeszkadza pani, że jestem pisarzem?


- Pisarzem? Pomyślał pan i nim został? I dlatego przesiaduje pan po knajpach i podrywa starsze, bogate kobiety? To w ramach tej rozpierającej wyobraźni? Kelner! Koniak dla pana!

- Wiem że brzmi to dla pani pretensjonalnie...

- Szczerze? No bardzo. bo ja nawet nie wiem, czy pan jest pisarzem, czy pan CHCE być pisarzem. Na zdrowie!

- Podrywam? Nie... Po prostu lubię kontakt z ludźmi.... Ułatwia mi to pisanie i twórczo zapładnia.
Tak, jestem pisarzem, ale wolę o tym nie mówić. Wie pani jacy ludzie potrafią być podli i zawistni... Na zdrowie...


- Kelner! Jeszcze jeden. Dla pana i dla mnie I dlatego, że lubi pan mieć kontakt z ludźmi obsypuje mnie pan tanimi (proszę się ze mną zgodzić) komplementami?

- Oj tam tanimi od razu.. Po prostu obserwuję panią i próbuję wyczytać pani życie z pani oczu... My ludzie kultury patrzymy na ludzi inaczej niż proktolodzy... Wydaje mi się, że jest pani niespełniona i troszkę nieszczęśliwa...

- Sugeruje pan, że ludzie dzielą się na tych, którzy zaglądają w oczy i excuse le mot - w dupę?

- Po co aż takie mocne słowa i to z tak pięknych ust? Widzę, że zna pani francuski.. Ech... 
Przypomniała mi pani piękne, czasy. Bywało się w Paryżu, oj bywało... Te wystawne przyjęcia, kabarety, nieprzespane noce, to szalone życie bon vivanta... Stare dzieje...


- I widzi pan w moich oczach niespełnienie..... nieszczęście.... to takie banalne.... Każdą kobietę próbujecie rozpuścić gadką o niespełnieniu i nieszczęściu. To pana zdaniem takie.... takie literackie?

- Skądże znowu. Zabiegane nie dostrzegacie dziecka które w każdym z was drzemie. Ja je dostrzegam. Udaje pani silną kobietę a ja widzę przestraszonego wróbelka na deszczu... To moje widzenie jest takie bardziej literackie...Można jeszcze troszkę koniaku?

- Kelner! Podwójny dla pana! Aha.... i pan chce porobić za ciepły, bezpieczny karmnik..... pan wybaczy, ale mój mąż, Tadeusz jest o niebo od pana lepszy w tym.... karmnikowaniu... pan wie ilu takich "literatów" próbowało mnie naciągnąć i zaciągnąć wmawiając mi, że jestem "wróbelkiem na deszczu", choć nie wyglądam?

- Ekhm... To mówi pani, że jest mężatką?

- A pan po koniaku ma ataki sklerozy? Przecież rozmawialiśmy o tym na początku.... Jak tylko się przysiadłam, a pan zaczął roztaczać swoje czary....

- Oj tam czary od razu... Lubię kontakt z człowiekiem...Lubię się czasem otworzyć, żeby nie zwariować od nadmiaru pomysłów. Lubię…

- Tetmajer z Wąchocka...

- Proszę?

- Nic, nic…Proszę kontynuować… To przejdźmy do konkretów. Co pan napisał, i gdzie można pana poczytać? Bo musi pan wiedzieć, że mój mąż Tadeusz jest wydawcą.

- Z tym akurat może być problem, bo moja pracownia niedawno spłonęła, a wraz z nią moja twórczość. Większość życia jestem prześladowany przez Zły Los.... Słyszała pani o pożarze na Grzybowskiej?


- Czyli... spłonęło wszystko, co pan napisał..... Wszyscy, wy "literaci" powtarzacie to samo.... Tomy spisane... i nieszczęsna iskra....


- Widocznie jakiś znak od Boga. Może po prostu świat boi się nas, bo odkrywamy jego tajemnice? Wie pani. My literaci i poeci grzebiemy w zakamarkach ludzkich dusz i czasem dogrzebujemy się strasznych rzeczy. Bardzo przepraszam, ale wolę o tym teraz nie mówić. Jak zamówi pani dla mnie jeszcze jedną lampkę, powiem pani coś, czego jeszcze nikomu nie mówiłem... Pani się teraz ze mnie śmieje, czy się do mnie uśmiecha?


- A mi się wydaje, że nic pan nie napisał.... że pan łazi po tych knajpach i za przeproszeniem .... robi z siebie demiurga, a jest pan jednym z setek bezrobotnych pochłaniaczy "TVP Kultura"....  Kelner! Podwójny dla pana, dla mnie pojedynczy i herbata!

- Źle mnie pani ocenia, ale nie mam pani za złe, bo jest pani jeszcze młoda, niedoświadczona i panie nie wie...

- Zamówiłam kolejną lampkę.... To proszę mnie oświecić, bo mam jeszcze tylko 20 minut, więc proszę, proszę... o czym nie wiem, Panie Literacie?

- Proszę się nachylić. Nie chcę mówić głośno, bo od tego może zależeć bezpieczeństwo Państwa. Jestem w trakcie budowy Wehikułu Czasu... Prace są prawie na ukończeniu. Tylko proszę o tym nikomu ani słowa…


- Przepraszam na chwilkę, telefon mi dzwoni… - tak Joasiu, 24.000.... nie, nie widzę inaczej. No to się kurwa Joasiu zepnij, bo takich jak jak ty księgowych mam w kolejce 15. Przepraszam pana, już się nachylam.

- Więc jak mówiłem, kończę ten Wekihuł, Wehikuł, to urządzenie znaczy. Mogę jeszcze koniaku? ...i razem z kuzynem z którym ten Wihekuł budujemy, chcemy się przenieść w przeszłość. Więc jak pani sobie życzy, mogę panią ze sobą zabrać.

- To miłe. Przepraszam na chwilkę, znowu telefon…


- Jasiu.... nie pierdol, że się nie da. Jak w Poznaniu? Miało być w Warszawie???? Jak nie umiesz podstawowych spraw ogarnąć, to ja ich za Ciebie nie ogarnę!!!
- O! Jest już pański koniak. Jak Pan ma właściwie na imię?

- Ja?

- No przecież swoje to ja znam…

- Piotruś. Dla znajomych. Dla obcych Pan Piotr. Zauważyłem że ma pani bardzo ładny telefon. Krajowy?

- Oczywiście że krajowy. Firmy Eldom

- Bardzo ładny. I wygląda jak zagraniczny.
Więc wracając do tematu, to  ja z kuzynem chcemy pojechać do Warszawy do roku 1967 na koncert Rolling Stonesów, bo kuzyn bardzo lubi Rolling Stonesów i ma sentyment do lat sześćdziesiątych.
Naprawdę bardzo ładny telefon. Polak jak chce to potrafi... Leci pani z nami?


- Rolling Stones'ów..... wie pan? Nie, nie chcę. Znaczy, nie lecę

- A na co chce pani polecieć? Może pani boi się latania? Mam aviomarin…

- Chwileczkę, telefon mi dzwoni…
- Tadziu, nigdzie nie jestem. W Arkadii jestem, Tak będę. Nie, nie wiem o której. No pa!
Może, nie wiem.... na koncert.... czegoś polskiego....

- Karin Stanek? Violetty Villas? Nie ma sprawy

- Na Foga to może i bym....

- Jak będę chciał, to zabiorę cię na występ Hanki Ordonówny. Mówisz masz... Mogę jeszcze koniaku?

- Proszę zabrać tę rękę z mojego kolana. Kelner! Koniak dla pana!


- Przepraszam, myślałem o swoim kolanie a złapałem pani...

- A może pan zabrać?

- W zasadzie mógłbym, ale jeszcze nie podjąłem decyzji...

- Przepraszam, znowu telefon  - nie Jeremi, nie podjadę po ciebie do szkoły, zadzwoń po Augusta. Ojca już chyba podwiózł, gdzie miał podwieźć. Nie zawracaj mi teraz dziecko dupy, zajęta jestem!!!!
A  niech to.... niech pan sobie potrzyma.... nic mi nie ubędzie...


- Jeremi? Mówiła pani Jeremi? To imię czy marka samochodu?

- Proszę pana, ja się będę musiała zbierać.... pan potrzebuje pieniędzy? Niech pan powie, żaden wstyd...


- Próbuje mnie pani obrażać, i zamknąć usta pieniędzmi. Pieniądze szczęścia nie dają.
Ale jak ma pani za dużo, to nie odmówię. Może na jakieś zwierzę wpłacę, albo sieroty? Lubi pani sieroty?


- A co tu jest do lubienia? Sierota to sierota… Dobra. W portfelu gotówki mam 2,500. Mogę panu dać. To co? Bo ja się muszę zbierać.... Naprawdę. I niech pan weźmie tę rękę..

- 2500 czego? 

- Złotych polskich, aaa.... i jeszcze sto dolarów mam. Niech się pan do mnie nie przytula!!!

- Kiedy ja teraz muszę sie przytulić... Muszę po prostu. W gruncie rzeczy jestem bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Pracownia mi spłonęła, łańcuch w rowerze mi spadł...

- Proszę pana ja rozumiem, ale ja się tylko przysiadłam. Herbatę wypić, mały koniaczek. Tu są pieniądze. I wizytówka Tadeusza. Z mailem. Jak pan coś pisze, pan podeśle. Ja muszę uciekać. I proszę nie płakać. Ludzie patrzą…

- Ludzie? A co mnie ludzie!!! Oni wszyscy mogą mnie proszę pani, w dupę pocałować!

- Ja rozumiem.... proszę mnie puścić!

- Kiedy ja panią nie trzymam!

- Trzyma mnie pan... A ja chcę już iść. Proszę mnie nie zmuszać, żebym poprosiła o pomoc obsługę.

- Obsługę? Szczuje mnie pani obsługą? Wie pani co oni mi mogą? Wiecie co mi możecie? Tak wy! Pani i pan też! Wiecie? Gówno wiecie!


- Kelner! Proszę wezwać obsługę! Proszę pana!!!! I proszę mnie nie szarpać za włosy!!!!!



swobodnie dialogowali:
Ola Rutkowska, jako Agata
Mariusz R, jako Piotr
opracowanie techniczne i graficzne: Mariusz R
Tomasz Knapik nie czytał tylko dlatego, że musiałby dzielić dubbing z Krystyną Czubówną, a jest mizoginem

Nie mamy pana płaszcza, i co pan nam zrobi?

Czyli o płaszczu, i o tym, że możemy pana majstra w d... pocałować...



Do tej pory starałem się nie angażować zbytnio w polityczne dyskusje na temat powszechnej demolki, jaką urządza PiS. Nie jestem ani politologiem i jasnowidzem, (no bez przesady, trochę jednak jestem, bo w maju miałem "widzenie" i nawet o tym pisałem: http://roqfort666.blogspot.co.uk/2015/05/bronek-i-inni.html),
 ale dziś nie wytrzymałem i postanowiłem zabrać głos, a w zasadzie tylko ostudzić emocje.
Drodzy Państwo. Po przestudiowaniu wypowiedzi paru znawców prawa, z przykrością stwierdzić muszę, że ze względu na nokautującą większość w parlamencie wspomaganą rezerwami w postaci  kretynów Kukiza i  odwody w postaci  „swojego” prezydenta RP, nie ma takiej siły, która mogłaby pozbawić władzy rządzących Pisiorów. Nie ma też w Polsce władzy, która mogłaby im w czymkolwiek przeszkodzić. Jeśli będą chcieli, wprowadzą przepis nakazujący witanie się za pomocą zwrotu "szczęść Boże", lub noszenia habitów przez kobiety, i nikt im w tym nie przeszkodzi. Nawet Helsińska Fundacja Praw Człowieka...
Z niezmąconym niczym uśmiechem na licach idą więc i iść będą jak czołgi,  masakrując wszystko, czego wcześniej „dotknął” znienawidzony Tusk. Polacy oniemieli z wrażenia, a Europa razem z nami. Intelektualiści i ludzie kultury przecierają oczy ze zdziwienia, sądząc, że to jakiś happening. Niektórzy sparaliżowani strachem włażą pod kamienie, inni rozmyślają nad emigracją. Gdy pytasz znajomych, czy głosowali na PiS, ci zdecydowanie zaprzeczają, jakbyś ich pytał, czy chorują na syfilis lub rzeżączkę.
A jednak prawie sześć milionów Polaków na tych kretynów zagłosowało...


Smutne jest także to, że kolejny rząd, który przejmie pałeczkę po wywiezionych  ciężarówkami do Tworek politykach PiS, zamiast zabierać się za bieżące sprawy Polski i Polaków, będzie musiał poświęcić sporo czasu na odbudowę wszystkiego, za co zabrał się kurdupel ze swoją paczką oszołomów...


Możecie sobie bulgotać, pluć, malować transparenty, organizować marsze i demonstracje, a i tak gówno zdziałacie, gdyż partia rządząca wybrana została w demokratycznych wyborach.


Jak kogoś jara nastrój rewolucji, może zaopatrzyć się w tak zwany opornik, z dumą wpiąć go w klapę i pokrzyczeć z innymi „opornikami”.


I to tyle, jeśli chodzi o przyjemność angażowania się w fejsbukowy i spontanicznie powstały ruch KOD (Komitet Obrony Demokracji). Efekty polityczne tego działania będą jednak zerowe. 


Kiedy poziom narodowego wkurwa osiągnie masę krytyczną, bardziej zdesperowana część narodu weźmie sprawiedliwość (czytaj: kostki bruku i cegły) w swoje ręce i ruszy pod gmach Sejmu.
Niestety natrafi na silny opór ze strony policji, a jeśli trzeba będzie to i wojska, które to organy powołane są między innymi to pilnowania porządku, a także ochrony demokratycznie wybranych władz. 


Co zatem robić w tak niekomfortowej sytuacji?
Cóż… Przede wszystkim „podziękować” tym, którzy z uśmiechem na ustach na PiS zagłosowali. To bardzo prości i serdeczni ludzie a do tego religijni.
Z pewnością wesprą nas psychicznie i opowiedzą o tym, jak Tusk kradł, i że teraz może być już tylko lepiej...


Potem pozostaje nam poddać hibernacji za pomocą dostępnych (jeszcze) na rynku używek i środków uśmierzających piekący ból poczucia krzywdy i analnie gwałconej wolności.



No i  czekać do roku 2019  na następne wybory lub liczyć na cud, który ześle jakąś plagę na PiS, i skróci naszą męczarnię…


Do tego czasu, niechaj Bóg ma nas w opiece…


Życie płata figle, czyli dwa lata przerwy w blogowaniu

Te trywialnie nazwane przeze mnie figle, to tragedia rodzinna i problemy zdrowotne, które na szczęście oddaliłem. W międzyczasie napisałem k...

Najchętniej czytane