Tydzień Pierwszy
Dostaliśmy dziś pismo, że nasza spółdzielnia mieszkaniowa bierze udział w
narodowym programie „Muzułmanin w każdym domu”.
W najbliższych dniach mamy się spodziewać wizyty komisji zasiedlającej, która
ma sprawdzić, czy nasze mieszkanie spełnia kryteria.
Oboje z Haliną czujemy ekscytację oraz tremę. Jesteśmy bezdzietni i w dodatku
rzadko nas ktoś odwiedza. Istnieje szansa, że nasze życie odzyska sens i
koloryt.
Tydzień Drugi
W oczekiwaniu na komisję, Halina wzięła tydzień urlopu. Zawzięcie sprząta
mieszkanie, a w wolnych chwilach studiuje książki „Kuchnia muzułmańska”, „Życie
i obyczaje w krajach arabskich”.
Ja po pracy zaszywam się w sypialni, studiując „Islam na przestrzeni dziejów” oraz „Koran”.
W środę w końcu odwiedziła nas osiedlowa komisja w trzyosobowym składzie.
Dokładnie obejrzeli nasze mieszkanie i chyba wypadliśmy dobrze, bo na koniec
wręczono nam ulotkę o kulturze i zwyczajach na Bliskim Wschodzie, oraz
obiecali, że o ile prezes się zgodzi, do końca tygodnia otrzymamy oficjalne
pismo o dokwaterowaniu rodziny arabskiej.
Jeśli decyzja będzie pozytywna, mamy w trybie pilnym, tymczasowo usunąć święte
obrazki oraz krzyże z widocznych miejsc, a spółdzielnia dostarczy nam drugą
lodówkę na żywność dozwoloną dla muzułmanów.
Halina jest wniebowzięta, ja trochę mniej, bo nie wiem, czy podołamy takiemu
wyzwaniu. Nawet nie wiem, ile osób nam dokwaterują…
Tydzień Trzeci
Jest oficjalne pismo. W sobotę dokwaterują nam rodzinę z Syrii. Małżeństwo z trojgiem
dzieci. Halina szaleje ze szczęścia, bo zawsze marzyła o dzieciach, a nie mogła
mieć własnych. Przez cały dzień puszcza arabską muzykę i nie bacząc na sporą
tuszę, ćwiczy taniec brzucha. Nastrój staje się euforyczny. W dodatku Kurasiom
z przeciwka mają dokwaterować Kurdów. Wreszcie będzie z kim pograć w brydża
albo monopol.
Czuję, że będzie dobrze…
Tydzień Czwarty
Już są. Ahmed, Tahira i trójka dzieci. Niestety, imion nie zapamiętałem. Bardzo
żywe dzieci. Dotąd nie udało mi się zobaczyć ich wszystkich razem. Ahmed ma
dość długą brodę i wygląda jak wysuszony słońcem pasterz. Tahira ma sporą
nadwagę i piwne oczy. Ze względu na niezwykle szczelny strój, tylko tyle mogę
o niej powiedzieć.
Przy wejściu Ahmed wręczył mi kartkę, gdzie napisano po polsku – „zapytać, w
którym kierunku jest Mekka”.
Na szczęście w moim telefonie wbudowany jest kompas, więc szybko ustaliłem
kierunek. Okazało się, że Mekka jest na wprost miejskiej spalarni śmieci.
Ahmed
dziękuje za pomoc oszczędnym uśmiechem, a Halina oprowadza Ahmeda i jego
rodzinę po mieszkaniu, prowadząc ich do pokoju, w którym będą mieszkali.
To biedni ludzi, bo cały ich dobytek mieści się w dwóch, niewielkich jutowych
workach. Zaraz po wejściu do pokoju, Ahmed wyciąga zza pazuchy niepozorny
dywanik, kładzie go na podłodze i zaczyna się żarliwe modlić.
Jego uradowane dzieci po chwili wybiegły przed blok i bawią się zeschniętymi,
psimi odchodami. Halina twierdzi, że dzieci pustyni z braku playstation tak
mają i że to z pewnością bardziej pobudzająca wyobraźnię zabawa, niż siedzenie
jak debil z dżojstikiem i nawalanie Szwabów.
Nie mam pojęcia, w jaki sposób psie gówno miałoby pobudzać dziecięcą
wyobraźnię, ale ja się nie znam na dzieciach…
Tymczasem obiecana lodówka niestety nie dotarła, dlatego zmuszony jestem
udostępnić gościom naszą. Ahmed za pomocą patyka skrupulatnie wskazywał, które
produkty powinny zniknąć z lodówki. Do pozostania w niej zakwalifikowało się
tylko mleko i kostki lodu. Kiełbasy, pasztet od teścia i boczek zaniosłem do pana
Wacka, sąsiada z dołu, któremu nie przyznano imigrantów. Bardzo się ucieszył z
niespodziewanego podarunku.
Halina gruntownie myje i odkaża lodówkę według wskazówek Ahmeda…
Zauważyłem, że od kiedy mamy nowych lokatorów, całe mieszkanie oraz klatka
schodowa pachnie niedrogim, kadzidlanym
orientem…
Tydzień Piąty
Ahmed i jego rodzina raczej nie tryskają entuzjazmem. Siedzą w dużym pokoju na
podłodze i ciągle się kłócą.
Ich dzieci całe dnie spędzają na trawniku przed blokiem, zawzięcie bawiąc się
psimi gównami. Że też ich to jeszcze nie nudzi?
Dzisiaj rano Ahmed wszedł do naszej sypialni i mocno gestykulował. Potem
wyszarpnął wtyczkę oraz antenę z telewizora i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Widocznie nie lubi „Świata według Kiepskich”. Zaczynają zarysowywać się różnice
kulturowe. Halina twierdzi, że oni się asymilują i potrzebują czasu, a ja widzę
coraz mniej szans na partyjkę brydża.
W mieszkaniu króluje muzyka arabska, której nie rozumiem i trochę mnie już drażni
swoją monotonią. Zaczynam tęsknić za Rolling Stonesami i AC/DC. Szkoda, że w
obecnej sytuacji mogę ich posłuchać wyłącznie w toalecie i to w słuchawkach.
Tydzień Szósty
Ahmed jest w coraz gorszym humorze. Dziś rano, bez pytania wywalił do zsypu
butelki z moim alkoholem. Potem w naszej obecności wytrzaskał po twarzy Tahirę,
bardzo przy tym krzycząc. Trzeba przyznać, że kobieta dobrze radzi sobie z
bólem. Widocznie ludzie pustyni to twardziele. Ahmed tak ją prał, że mu sygnet
pękł, a ona nawet łzy nie uroniła. Być może pod czadorem ma hełm. Widząc to, Halina próbowała zaprotestować, ale oberwała od Ahmeda kopa w nerki. Chciałem
wstać i dać mu w ryj, ale zryczana Halina, poprosiła, żebym nie
interweniował, bo nie powinna była się wtrącać.
Coraz mniej mi się podoba cała ta sytuacja.
Wieczorem przyszedł do naszego pokoju Ahmed z kawałkiem baraniny w ramach
przeprosin. To trochę załagodziło sytuację.
Baraninę ukradkiem wyniosłem do zsypu, bo strasznie cuchnęła.
Tęsknię za telewizją…
Tydzień Siódmy
Wracając z pracy, przy windzie zaczepił mnie sąsiad z drugiego piętra, twierdząc, że u nas się coś pali. Teraz dopiero poczułem swąd. Pognałem na górę.
W przedpokoju natknąłem się na Halinę. Wyraźnie próbuje mnie uspokoić. Błaga
mnie, żebym obiecał, że nie będę się denerwował. Jak mam jej to obiecać, skoro
zdenerwowanie przychodzi samo? Dla świętego spokoju i chęci zaspokojenia
ciekawości skłamałem, a nawet zdobyłem się na debilny uśmieszek, symulujący luz
i spokój.
Chyba wypadłem dobrze, bo Halina zaczyna sypać.
Twierdzi, że do Ahmeda przyszli koledzy i pieką barana.
Zapytałem, dlaczego nie w kuchni, przecież mamy piekarnik, ale Halina prosiła
żebym zrozumiał, że to ludzi z innego kręgu kulturowego i że ja tego nie
zrozumiem, bo jestem w pewnym sensie ograniczony. To nie było miłe.
W pewnym momencie przez coraz gęstszy dym wydobywający się z pokoju Ahmeda
przestałem widzieć Halinę a ona mnie. W obawie przed nadgorliwością któregoś z
sąsiadów i ewentualną interwencją straży pożarnej, zdecydowanym krokiem udałem
się jednak do pokoju Ahmeda.
Widok zastałem dość niecodzienny.
Przede wszystkim kłęby gęstego dymu w asyście wyjątkowo upierdliwego smrodu.
Potykając się o coś lub o kogoś, doskoczyłem do okien, otwierając je po kolei na
oścież.
Po paru minutach gęsta atmosfera trochę się rozrzedziła i moim oczom ukazał się
Ahmed, oraz pięciu nieznanych mi Arabów siedzących w kucki dookoła niewielkiego
paleniska, pośrodku którego, na prymitywnym rożnie piekł się baran.
Przyglądając się mocniej, z przerażeniem dostrzegłem, że ów rożen bardzo
przypomina mi skrzyżowanie naszej zabytkowej lampy stojącej w stylu Art Deco, z
szablą mojego pradziadka Emila z czasów I Wojny i starego fotela mojej prababci.
Pocieszam się, że to tylko
złudzenie.
Moje nagłe wtargnięcie do pokoju niezbyt spodobało się Ahmedowi i jego
kompanom, którzy wstali, zaczęli krzyczeć w nieznanym mi języku, oraz grozić nożami
kuchennymi z Ikei, które kupiłem parę tygodni temu.
Wycofałem się do przedpokoju i spytałem Haliny, czy przypadkiem nie spalą nam
parkietu. Halina stwierdziła, że parkiet jest bezpieczny, bo ogień rozpalili na
drzwiach od lodówki.
To oznacza, że nie mamy już lodówki…
Tydzień Ósmy
Jak ten czas mija. Dziś w skrzynce znalazłem pismo ze spółdzielni, w którym
wzywa się spółdzielców do podpisania zgody na obowiązkową, ale dobrowolną podwyżkę
czynszu o dwadzieścia procent, a nadwyżka stanowić będzie fundusz budowy osiedlowego
meczetu. Będą też organizowane festyny i zbiórki pieniędzy. Nie powiem, żebym
się ucieszył.
Kiedy wróciłem do domu, okazało się, że Ahmed wyszedł rano z domu i do tej pory
nie wrócił. Kiedy kładliśmy się spać, Ahmeda nadal nie było. Halina twierdzi,
że być może się zgubił, a ja po raz pierwszy poczułem dziwną ulgę…
W środku nocy obudził nas dziwny hałas. Przysiągłbym, że słyszałem jakieś
zwierzę. Na wszelki wypadek wyjrzałem za okno, ale niczego podejrzanego nie
zauważyłem.
Rano idąc do łazienki, o mało nie wdepnąłem w żonę i dzieci Ahmeda, śpiących na
podłodze w przedpokoju. Chcąc otworzyć drzwi do łazienki, zmuszony byłem uderzyć
nimi w głowę któregoś z dzieci, ale dzieci pustyni wszystko wytrzymują, bo
nawet się nie przebudziły.
Po powrocie z pracy wyjaśniła się historia z Ahmedem i nocnym hałasem. Ahmed
nie wiadomo skąd przyprowadził do pokoju kozę, z którą spędził noc. Halina powiedziała, że koza wyszła rano z pokoju Ahmeda dziwnie szczęśliwa i zrelaksowana...
Szkoda, że Ahmed nas nie uprzedził, bo okazało się, że Halina ma uczulenie na sierść kozy i
teraz ma katar oraz wysypkę na całym ciele.
Wieczorem było jeszcze gorzej, bo Ahmeda odwiedzili koledzy, i każdy przyszedł
z kozą.
Stukot racic o niedawno odświeżony parkiet doprowadza mnie do szału. W
dodatku Halina idąc do łazienki, pośliznęła się na kozim gównie, i teraz ma
spuchniętą kostkę. W pracy szef zwrócił mi uwagę, że śmierdzę oborą i z działu
kontaktów z klientami przesunął mnie do działu windykacji...
Tydzień Dziewiąty
Ramadan…
Trudny czas. Z głodu i pragnienia ledwie żyję. Nawet zajarać nie mogę. Ahmed co
jakiś czas wpada do naszej sypialni i sprawdza, czy nie kopulujemy. To trochę
krępujące. Miałem ochotę na małe „dżigi dżigi” i pomyślałem, że zrobimy to w
łazience, ale Ahmed zakazał wchodzić nam tam razem. Musimy jakoś rozładować
napięcie. Gramy w bierki.
Halina też ledwo trzyma się na nogach, ale w końcu pękła. W biustonoszu
przynosi kawałki kiełbasy i dezodorant do pomieszczeń. Szybko połykam kiełbasę,
Halina w tym czasie pilnuje drzwi i rozpyla lawendę…
Koło windy spotkałem Kazimierczaka z szóstego piętra.
Twierdzi, że na pobliskiej stacji
benzynowej BP można dostać hot dogi.
Cena strasznie podskoczyła, ale w obecnej
sytuacji nie ma co narzekać. Żeby je kupić, trzeba znać hasło. Inaczej oprócz
paliwa niczego nie kupimy. Kazimierczak obiecał, że przekaże mi tajne hasło,
jak tylko Górski z parteru wyciągnie je od Maciaszczaka, którego brat pracuje
na tej stacji.
…
Zadzwonił telefon. Nieznany numer. Kiedy odebrałem, usłyszałem dość dziwny,
niewyraźny głos, chyba modulowany za pomocą chusteczki.
Gość przedstawił się
jako „Strażnik Niepokalanej” i przekazał mi hasło do stacji z hot dogami. Hasłem
jest fragment inwokacji „Pana Tadeusza” i brzmi - „Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy,
i w Ostrej świecisz Bramie”. Nie zdążyłem podziękować, bo facet się rozłączył.
Hasło przekazałem Halinie, wyraźnie zaznaczając, żeby go nigdzie nie zapisywała,
tylko wbiła sobie do głowy.
…
Boże… Nie sądziłem, że parówki mogą tak bardzo smakować. Halina pożarła sześć porcji,
ja dziewięć. Szkoda, że musimy spożywać je w krzakach.
Jutro przyjdziemy znowu...
…
Przez moją głupotę o mało nie wpadliśmy. Kiedy wróciliśmy do domu, Ahmed
zauważył ślady musztardy na mojej marynarce. Za pomocą gestykulacji, wmówiłem
mu, że to kupa gołębia i chyba uwierzył, choć widać było wściekłość w jego
oczach.
…
Nie jest dobrze. Dziś rano widziano dwa policyjne radiowozy na stacji paliw.
Podobno aresztowano obsługę, a stację zamknięto. Kazimierczak twierdzi, że jakiś
skurwysyn sypnął w zamian za pieczonego barana.
Jacy ludzie potrafią być podli…
Tydzień Ostatni
Przez uchylone drzwi wchodzą kozy, żrąc wszystko, co spotkają na drodze, mecząc
przy donośnie. Pogrążony w apatii patrzyłem, jak jedna z nich wpieprza mój zbiór
książek Kurta Vonneguta i nie zrobiłem nic, żeby temu zapobiec.
Potem wpadły uradowane dzieci Ahmeda z psimi odchodami w rękach, wyraźnie zapraszając
mnie do zabawy. Odmówiłem.
Teraz oboje z Haliną zrezygnowani, milcząc, siedzimy na sofie ze wzrokiem wbitym
w podłogę.
Czujemy, że nie zdaliśmy testu z człowieczeństwa. Nie chcemy się obwiniać. Nie
warto. Staraliśmy się, ale nie wyszło. Są rzeczy, którym nie każdy potrafi
sprostać.
Rośnie w nas żal i złość. Nie jestem zły, że idąc do łazienki na wieczorne
siku, bez przerwy tratuję śpiącą na podłodze w przedpokoju żonę Ahmeda, czy
ślizgam się na kozich odchodach. Jestem zły na siebie, że za mało się starałem,
żeby stworzyć tym nieszczęsnym ludziom godne warunki do życia. Że nie
powiedziałem Ahmedowi, że nie skalibrowałem kompasu w telefonie, że Mekka nie
jest tam, gdzie spalarnia śmieci, tylko z drugiej strony.
Przez mnie, ten
nieszczęsny, nieświadomy niczego człowiek nie trafi do islamskiego raju.
Na domiar złego, odwiedziła nas osiedlowa komisja, robiąc kontrolę warunków
bytowych. Ahmed z pomocą tłumacza oraz żywej gestykulacji wytłumaczył im, że
nie nadajemy się do życia z jego rodziną. Jeśli zarzuty Ahmeda się potwierdzą, grozi
nam eksmisja z mieszkania. Oprócz tego opinia o moim aspołecznym zachowaniu
zostanie przesłana do mojego zakładu pracy.
Halina wspomniała, że jej siostra siedzi w Londynie i jak chcemy, pomoże nam
się jakoś ustawić. Kusząca propozycja i godna rozważenia. W tym kraju jesteśmy już spaleni...