Nie potrafię powiedzieć, kiedy kultura grillowania w obecnym
kształcie dotarła do naszego kraju. Prawdopodobnie w połowie lat
osiemdziesiątych, może wcześniej (kiełbasy i ziemniaki z ogniska z tego wyłączam,
bo to pogański i nieekologiczny obrządek), ale przyjęła się w naszym kraju na
dobre, i nic nie wskazuje, żeby miało się to zmienić.
Chyba że wyjdą jakieś
szczególne obostrzenia przeciwpożarowe, bo nasz władza, od kiedy pamiętam, ma
zapędy sadystyczne. Im bardziej coś się narodowi podoba, tym bardziej trzeba mu
tego zabronić, a w najlepszym wypadku opodatkować.
Grill obok zakwitających drzew i krzewów to jedna z oznak ciepłej wiosny.
Janusze kochają grilla i kiedy tylko ostatni śnieg stopnieje, kupują w
sklepach „ameliniowe” tacki i ćwiczą na balkonach, a kiedy wiosna jest już w
pełnym rozkwicie, na działce.
Chodzi też o to, że grill prawie zawsze występuje w kontekście chlania, którego osobiście unikam.
Tak już mam, że kiedy ktoś wspomina o grillu, w głowie pojawia mi się obraz Janusza z ogromnym, wydętym golonkami i piwskiem brzuchem, stojącego w poliestrowych majtach albo w dresie nad aluminiową tacką, i spowitego siwym dymem.
http://24kurier.pl/media/1983292/72835-robert-wojciechowski.jpg |
Obok stoi
niezwykle chybotliwy stoliczek turystyczny, na którym leżą naczynia wypełnione
kawałkami mięsa częściowo zatopione w dziwnej, przeważnie pomarańczowej cieczy,
na talerzach spoczywają kiełbasy, po których spacerują i na które wypróżniają się tłuste
muchy.
Całość otoczona jest wianuszkiem
puszek z browarem bądź butelkami ciepłej wódki, z boku schnące w słońcu
pieczywo…
Czasem, kiedy grill ma charakter przyjęcia np. urodzinowego, żony i dziewczyny Januszów (tak zwane Grażyny), przynoszą ze sobą własnoręcznie zrobione sałatki, po których zawsze spacerują muchy. Nieraz z nudów obserwuję ich harce i po latach obserwacji zauważyłem, że najbardziej lubią sałatki z majonezem i śmietaną…
Janusze grilla uważają się za Gordonów Ramsayów kuchni, choć na co dzień z trudem udaje im się usmażyć jajecznicę. Z grillem radzą sobie jednak całkiem sprawnie.
Pewnie dlatego, że grillowanie polega głównie na beznamiętnym przewracaniem mięsa w tę i nazad, i czuwanie, żeby się nie zwęgliło, i od czasu do czasu podlewając je piwem, bo podobno dodaje to smaku...
http://4.bp.blogspot.com |
Żeby grill był udany, nie można dopuścić, żeby zabrakło mięs, kiełbas, a co
najważniejsze, alkoholu.
Mięsa nigdy nie brakuje. Najczęściej wygląda to tak, że na tacce leży stos zimnych już kawałków grillowanego mięsa (po którym oczywiście spacerują muchy), którego już nikt nie jest w stanie zjeść, a Janusz w szale grillowania wrzuca na ogień kolejne porcje.
Z czasem muchy mają już dość spacerowania, wypoczywając na pieczywie…
Mięsa nigdy nie brakuje. Najczęściej wygląda to tak, że na tacce leży stos zimnych już kawałków grillowanego mięsa (po którym oczywiście spacerują muchy), którego już nikt nie jest w stanie zjeść, a Janusz w szale grillowania wrzuca na ogień kolejne porcje.
Z czasem muchy mają już dość spacerowania, wypoczywając na pieczywie…
Co do mięs, tradycyjnie króluje tak zwana „karkóweczka”, wybełtana w zalewie, która wygląda jak świeżo wycięte hemoroidy. „Karkóweczkę” należy spożywać, kiedy jest jeszcze gorąca. Kiedy ostygnie, w ustach przypomina podeszwę czerwonoarmisty...
Oprócz „karkóweczki” występuje także drób w postaci skrzydełek i odnóży oraz kiełbasa, której ufam najbardziej, bo jeśli nie spierd… jej producent, bardziej spier… się jej nie da. Co najwyżej można ją zjarać na węgiel. Poza tym rzadko bywa pokrywana pomarańczową mazią...
Zjaranie wszystkiego na węgiel występuje zawsze wtedy, kiedy narąbane jak bąki Janusze nie potrafią już ustać na nogach, a Grażyny zajęte są rozmowami na temat sałatek, dzieci, oraz chorób dzieci…
Ostatnim etapem jest dogorywanie grilla...
Muchy dawno poszły już spać
Mięsem już nikt się już nie interesuje. Milcząco kończy swój byt jak Joanna D'Arc...
Janusze przestają mówić, a zaczynają
bełkotać, co rusz ktoś szarpie mnie za ramię i po raz setny pyta, czy znam
Staszka, grill stygnie, choć nadal dymi, co rusz przecieram załzawione oczy, na tackach odbywa się proces
karbonizacji resztek ścierwa.
Ktoś śpiewa, ktoś ma czkawkę, ktoś inny oddaje za moimi plecami mocz, bekając przy tym głośno jak świnia, bo to podobno zdrowo, a ja przesiąknięty na wskroś dymem modlę się, żeby móc się wreszcie pożegnać.
Wiem, że grillowanie nie zawsze wygląda tak, jak je tutaj opisałem. Bywało się tu i tam i czasem było naprawdę cycuś.
Ktoś śpiewa, ktoś ma czkawkę, ktoś inny oddaje za moimi plecami mocz, bekając przy tym głośno jak świnia, bo to podobno zdrowo, a ja przesiąknięty na wskroś dymem modlę się, żeby móc się wreszcie pożegnać.
Wiem, że grillowanie nie zawsze wygląda tak, jak je tutaj opisałem. Bywało się tu i tam i czasem było naprawdę cycuś.
Nastrój pryska, kiedy na stół wjeżdża alkohol. Podejrzewam, że całe zło tkwi we mnie.
Pewnie, gdybym pił jak inni odnalazłbym radość i szczęście w grillowaniu, przestałbym
widzieć dziwne rzeczy, zacząłbym widzieć sens w szarpaniu ludzi za rękaw i pytaniu ich, czy znają Staszka, i ogólnie rzecz biorąc, zmieniłaby mi się optyka
postrzegania świata.
A tak, wyrosło ze mnie aspołeczne bydle, które czepia się normalnych ludzi i
jeszcze z nich zlewa.
Może zacznę od wiśni w czekoladzie?
Może zacznę od wiśni w czekoladzie?