O żylastych emerytach, wszechobecnym kulcie młodości, i o strachu przed starzeniem...

http://i.dailymail.co.uk/i/pix/2014/05/10/article-2625256-1DB90AC400000578-537_634x417.jpg

Przyznam, że nie bardzo rozumiem podsycanego przez media pędu ku Wiecznej Młodości, który po pierwsze nie istnieje, a który to pęd zmusza ludzi do działań przeciw naturze i logice. Możemy sobie przyprawiać nowe cycki, włosy, odsysać tłuszcz, wtryskiwać botoks, a przecież nie zahamujemy procesów starzenia. Możemy je jedynie maskować, ale prawda prędzej czy później i tak wyjdzie na jaw i będzie jedna wielka siara...

Oczywiście, dbać o zdrowie należy bardziej niż za młodu, ale bez przesady i tak, żeby nie rezygnować z wszystkich przyjemności.
Starzenie jest procesem naturalnym, 
Z wiekiem wyciszamy się, zwalnia nasz metabolizm, z wiekiem coraz mniej mamy ochoty na granie w tenisa, a tym bardziej na chodzenie na siłownię, czy wywijanie kulasami przy Zumbie jak jakiś pedał. Ostre imprezowanie już nie kręci tak, jak kręciło w czasach studiów czy liceum. Wyżej cenimy sobie wygodny fotel i codzienną dawkę „Ojca Mateusza”, od leżenia pijanym na podłodze w kiblu, i obesranym po kokardy…

Nasze ciało przechodzi w stan coraz większego spoczynku, i chyba powinniśmy się do tego dostosowywać, zamiast udowadniać, że ciągle jesteśmy młodzi, piękni, niesamowicie wysportowani i w zasadzie czas na nas nie działa.
Oczywiście, niektórym bardzo trudno się z tym pogodzić. Szczególnie celebrytom, którzy "żyją z wyglądu", jak na przykład Krzysztofowi Ibiszowi, który coraz bardziej przypomina krajową wersję Benjamina Buttona...

http://i.wp.pl/a/f/jpeg/25596/akpa20100521_wiktory_ae_8415.jpeg
Otóż zapewniam was, że czas na nas działa, a rozpaczliwe próby przebiegnięcia maratonu mogą skończyć się zawałem lub inną katastrofą. 


Życie ma swój rytm i zakłócanie go, naprawdę może się źle skończyć, a przeżywanie go bez napinki ma swój urok. 


Daje poczucie spokoju i wolności. A życie u boku kochanej połówki, z pewnością daje więcej radości, niż jaranie się treningami Chodakowskiej. Zresztą, za kilkanaście, kilkadziesiąt lat, ona też będzie wyglądała jak żylasty stek.


W dziwnych czasach przyszło nam żyć. Powszechny kult ciała przyćmiewa kult ducha. 
A przecież najważniejsze, żeby było zdrowie,  „w sercu  ciągle maj”, a stolec "palce lizać" jak mawiał pewien laborant z mojej przychodni...


W końcu i tak wszyscy umrzemy, i chyba lepiej gdy we własnym wygodnym łóżku, zamiast w osiedlowej siłowni, przygnieciony sztangą.
Starość zwłaszcza wczesna, to czas kiedy nic nie musimy, a jeszcze możemy. Dysponujemy nieograniczonym czasem, i z grubsza biorąc, oprócz własnych jelit i pęcherza, nikt nam nie mówi co mamy robić i kiedy.
To ten moment w życiu, kiedy nareszcie możemy rozwijać swoje pasje i zainteresowania, 


i pożerać stosy książek oraz filmów, których w nawale obowiązków pożerać nie mogliśmy. Chyba że jesteśmy polskimi emerytami, to wtedy nie...
Tylko przechodziłem…


13 komentarzy:

  1. Jestem za i przeciw...jak to ja. A tak bardziej ponadczasowo...,,Starość zwłaszcza wczesna, to czas kiedy nic nie musimy...,, - będąc czepliwą dodam swoje...
    Zawsze mamy wybór i nic nie musimy. Pytanie tylko czy nam się chce /podporządkować jakimś wymaganiom/ czy kładziemy na to lachę... ;)
    A stopień czytelnictwa książek jest raczej niezależny od ilości wolnego czasu /tj.emerytury/. Jak ktoś lubi czytać, to czas zawsze znajdzie..
    Perspektywa śmierci we własnym łóżku będąc w pełni zdrową,dziarską starowinką - najbardziej mi odpowiada...co wyklucza /już od dłuższego czasu/ narażanie się na ponadnormatywne /tylko dla mnie/wszelkie,, przesilenia,,np. gimnastyczno-ruchowo-działkowe oraz dietetyczne.../gdy człowiek odżywia się niezdrowo/...

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię Twoją czepliwość :)
    Nie jestem nieomylny, po prostu pewne sprawy widzę tak a nie inaczej. Inni zaś widzą je inaczej i dlatego jest tak jak u Ciebie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli..uściślę...jestem zdecydowanie za... zwykłą gimnastyką ogólnorozwojową, spacerem...i prostym, zielonym jedzonkiem...które chronią skutecznie przed odchudzającą dietą CUD-T /do której prowadzi łakomstwo/ A jeżeli ktoś lubi bóle w krzyżu i zakwasy w mięśniach...to trudno, nic na to nie poradzę...

    OdpowiedzUsuń
  4. Proste zielone jedzonko zawsze budziło moją odrazę, ale cheeseburgery już nie. Szkoda życia na pałaszowanie "zielonego jedzonka". Przecież krowy też zdychają, mimo zieleniny.
    Gimnastyka ogólnorozwojowa też mnie przeraża. Myślę że zwykłe czynności typu odkurzanie czy wynoszenie śmieci jest złotym środkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Każdemu według potrzeb...a odpowiednie podejście do zwykłej, ,,szarej,, codzienności to podstawa zdrowia... ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mocno mnie zmartwiłeś. Kumple "od zawsze" albo biegali albo jeździli na rowerze a ja od czasów studenckich lubiłem przewalać żelastwo na siłowni. Też nie przesadnie bo 2-3 razy w tygodniu i bez jakiegokolwiek wspomagania czy specjalnych programów i superserii. Sprawia mi dużą frajdę te trochę wysiłku na ławeczce i późniejsze uczucie miłej sprężystości i zmęczenia. A tu klops. Okazuje się że po 60-tce ćwiczenia są passe. Może to zweryfikuj, choć sam muszę przyznać , że od jakiegoś czasu na siłowni trochę mi głupio wśród tych wszystkich małoletnich chłoptasi. Może faktycznie czas na godne dziadzienie w fotelu przy ojcu mateuszu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest coś takiego co nazywa się bigoreksją... :)

      https://pl.wikipedia.org/wiki/Dysmorfia_mi%C4%99%C5%9Bniowa

      Usuń
    2. Nic się nie zgadza. Nigdy się nie napinałem przed lustrem, w normalnym ubraniu nikt nie zauważa , że łażę na siłownię i prawdę mówiąc nie wiem ile mam w bicepsie czy klatce , ale sądząc po ubraniach to chyba dość przeciętnie. Moim zdaniem więc jest to coś takiego :) https://pl.wikipedia.org/wiki/Endorfiny

      Usuń
    3. W takim razie przepraszam za wrzucenie do jednego worka. Prawdopodobnie jeszcze nie jesteś emerytem i to dlatego :)
      W każdym razie ćwiczysz z umiarem, a ja pisałem o tych, którzy z wysiłku wypluwają dwunastnice... :)

      Usuń
    4. Domyślałem się że irytuje cię kult młodości i bezrefleksyjny pościg starych ramot za utraconym wyglądem (mnie zresztą też to wkurza). Napiszę jednak coś naprawdę serio: jakakolwiek forma wysiłku fizycznego (szczególnie w naszych czasach opanowanych przez rozlazłych, spasionych Januszy i Bożenki) jest godna pochwały. Stanowi dla mnie dowód charakteru i samodyscypliny i potwierdza prymat ducha nad ciałem (znałem kilku prawdziwych twardzieli nestorów , których do dziś wspominam jako ludzi twardych i dla ciała i dla ducha. Jedna ze znajomych po 70-tce, fanatyczna narciarka mawia, że woli rozpieprzyć się w ostrej jeździe na nartach niż umrzeć przygnieciona własną masą w szpitalnym łóżku). Żeby cię jednak ostatecznie przekonać wspomnę o jeszcze jednym niebagatelnym aspekcie. Miłość fizyczna nawet po 60-tce przy pełnej sprawności fizycznej sprawia nieporównanie większą frajdę. Pozdrawiam i przy okazji dzięki za podpowiedź w sprawie wód toaletowych. Z 2 sugestii skorzystałem :-)

      Usuń
    5. Miłością fizyczną mnie przekonałeś. Idę pobiegać zanim dopadnie mnie 60 :)
      Pozdrawiam...

      Usuń
    6. Z tym bieganiem...zwolnij, szkoda stawów...Lepszy dłuższy spacer i pogłębiony oddech... :)

      Usuń
    7. Właściwe oddychanie jest źródłem energii i życia naszego ego w Teraztotu, więc...do dzieła... :)

      Usuń

Życie płata figle, czyli dwa lata przerwy w blogowaniu

Te trywialnie nazwane przeze mnie figle, to tragedia rodzinna i problemy zdrowotne, które na szczęście oddaliłem. W międzyczasie napisałem k...

Najchętniej czytane