Tak, to wyznanie perfumoholika obracającego się w kręgu innych perfumoholików. Teraz kiedy z perspektywy kilkunastu lat widzę, ile czasu zmarnowałem na bezmyślne kolekcjonowanie perfum, które początkowo mnie oczarowały, a o których błyskawicznie zapominałem już po zakupie nowych flakonów i ile szmalu na nie wydałem, szlag mnie trafia, że to, co kiedyś nazywałem miłością do zapachów, przeistoczyło się w zwykłe zachowanie kompulsywne, które powinno się leczyć u psychologa.
Tak, to nie żart, ale poważna sprawa.
Owszem, dobrze się stało, że używanie perfum stało się powszechniejsze niż kilkanaście lat temu, bo w masie uchodziliśmy za naród śmierdzieli, który z trudem i niechęcią sięgał po mydło, a perfum unikał jak diabeł święconej wody.
http://www.jedzieautobus.kampaniaspoleczna.org.pl/category/smrod/ |
Wraz z pojawianiem się kolejnych sklepów perfumeryjnych, a my przekonaliśmy się, że świat zapachów to nie tylko Miraculum, Adidas i Coty, zaczęli lęgnąć się pasjonaci zapachów.
Nie wyłączając mnie.
Wchodząc do sklepu „D” lub „S” i widząc rzędy lśniących i przepięknych flakonów, czułem się jak wieśniak w Pewexie. Oczarowany przepychem i niepowtarzalną, delikatną wonią luksusu napawałem się nieziemską atmosferą...
Pierwszą wodą, którą po prostu MUSIAŁEM mieć, była Bvlgari Pour Homme. A kiedy stałem się jej właścicielem, w dość krótkim czasie jakoś tak samo poszło i dorobiłem się kolekcji około 180 sztuk flakonów.
Buszując w necie, odkryłem, że istnieją „kółka zapachowe” w postaci forów perfumeryjnych. Wtedy z radością stwierdziłem, że nie tylko ja jestem dupnięty na umyśle i że są inni, równie dupnięci. Dało mi to trochę otuchy i poczucie więzi z podobnymi sobie...
https://twitter.com/perfumefansuk |
Jednakże lawinowo pojawiające się podobne fora i grupy onanizujące się perfumami uświadomiło mi, że coś poszło nie tak i jest zwyczajnym biciem piany. Ktoś coś kupił i jest zachwycony, ktoś też to kupił i uważa to za gniot, a w tle kręci się karuzela zakupowa i nie ma dnia, by nie pojawił się wątek "Twój nowy nabytek". A kupuje się w zasadzie dla radości wydawania pieniędzy i irracjonalnej chęci powiększania i tak sporej kolekcji.
Ludzie wzajemnie nakręcają się do zakupów i teraz uważam, że na każdym takim forum powinien być duży banner z cytatem Dantego - "Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie"...
Mam kilku znajomych, którzy szybko napalają się na jakiś zapach, kupują go, często nawet nie otwierają opakowania, bądź otwierają tylko dla jednego psiknięcia, po czym odkładają na półkę, kupując następny flakon. Bardzo często w ciemno. Nie żartuję. Znam takie osoby, a jedną z nich jestem ja. I cały czas mój zakupoholizm nazywałem pasją. Zresztą, wielu tak sobie tłumaczy to uzależnienie. Pasja brzmi bardziej wzniośle i wzbogaca nasze ego...
Teraz w czterech punktach dowiecie się, do czego doprowadza to „rozwijanie pasji”…
1. Paradoksalnie, wasze powonienie ulegnie deformacji
Z czasem będziecie poszukiwali silniejszych wrażeń olfaktorycznych i będziecie szukali zapachów, dzięki którym wśród znajomych uchodzić będziecie za dziwaków pozbawionych gustu.
Jak ognia będziecie unikali zapachów okupujących szczyty list zapachowych przebojów, uważając, że miliony much muszą się mylić, a tylko my perfumoholicy wiemy, co jest dobre, ładne i warto to mieć.
Aktualnie wielbionym męskim "zapachem" na forach jest wyjątkowo obrzydliwy męski śmierdziel o nazwie Gucci Guilty Absolute,
przypominający krzyżówkę rozpuszczalnika do farb, z wnętrzem zbombardowanej apteki.Wiele rzeczy w swoim życiu wąchałem, ale nazywanie tego czegoś perfumami, jest grubym nadużyciem.
Jako ciekawostkę dopiszę, że znam parę pań z pewnej grupy perfumeryjnej używających tego napalmu.
Bo w świecie perfumoholików nie ma miejsca na zapachy świeże (przez mężczyzn zwane pogardliwie „świeżakami"), lekkie i subtelne. W tym świecie rządzą killery, których największym atutem jest wyrazistość i trwałość. Coraz więcej kobiet gustuje w męskich zapachach, jakich z dużymi oporami używałby bramkarz w wiejskiej dyskotece.
Czuję, że za parę lat, kobiety te w poszukiwaniu jeszcze silniejszych wrażeń, zaczną pachnieć lizolem…
2. Utrata „tożsamości i stylu zapachowego”
Do niedawna istniało coś, co zwie się „signature scent”, czyli mówiąc prościej, wizytówka zapachowa. Kiedyś wchodząc do pomieszczenia, czuło się w powietrzu, że była w nim mama, ciocia Marysia, bądź sąsiadka z parteru. Ludzie mieli swoje ulubione zapachy, używali ich i w naszych nozdrzach zostawiali swoje „wizytówki”.
Uwierzcie, że mając kilkanaście, kilkadziesiąt i więcej flakonów, będziecie mieli problem, czym dzisiaj pachnąć. Zmieniając zapach codziennie, będziecie NIKIM. Nawet wasz pies przestanie was poznawać…
3. Zmarnujecie czas na czytanie i oglądanie pierdół o zapachach.
Recenzji, nowinek na ich temat, będziecie studiować życiorysy perfumiarzy i oglądać głupawe filmiki pełne podekscytowanych narcyzów w stylu mizdrzącego się do kamery niejakiego Jeremiego w otoczeniu rozbawionych lachonów.
W moim odczuciu całą tą "wiedzę" uważam za zbędną i zaśmiecającą mózg. Jest równie ekscytująca, jak eseje o depilacji odnóży. O tym, jak pachnie Dune czy Allure przekonasz się sam, wąchając go na sobie w perfumerii i nie potrzebujesz do tego bezsensownych filmików, szczególnie że każdy z tych zapachów może pachnieć odmiennie na różnych osobach...
Źródło: Youtube |
Przy okazji mody na zapachy, namnożyła się cała armia proroków i „zapachowych specjalistów”, którzy lepiej od nas wiedzą, jaki zapach nam się podoba...
Z nieznanych mi dotąd przyczyn, sam piszę czasem jakieś recenzje, ale wyłącznie dla zabicia czasu i ćwiczenia pióra...
4. Niekontrolowane finanse, czyli zakupoholizm…
Jeden obraz, wart więcej od tysiąca słów. Zresztą, popatrzcie sami...
Kiedyś wystarczyła mi skromna półka pod lustrem w łazience, natomiast niedawno, zmuszony byłem zakupić specjalną szafę, żeby nie musieć używać koparki do wyciągnięcia flakonu Givenchy Gentleman Only.
Czasem myślę, że kolekcjonowanie dzieł francuskich impresjonistów kosztowałoby mnie mniej, a korzyści i prestiż z tego tytułu byłby znacznie większe…
Mógłbym opisać jeszcze parę punktów, ale nie chcę zbytnio Was dołować. Mimo że walczę z tym nałogiem, perfumy będę kochał zawsze. Z tą różnicą, że teraz bardziej świadomie i bez głowy w chmurach, twardo stoję na ziemi. Pozbędę się zapachów, których używam bardziej z litości niż miłości i popracuję nad utraconą tożsamością zapachową.
A Wam radzę, jeśli wkręciliście się w zapachowy obłęd, kupujcie próbki perfum i długo je testujcie.
A kiedy znajdziecie zapach, który naprawdę Was oczarował, a czar trwa tygodniami, wtedy dopiero kupujcie cały flakon. Kiedy okaże się, że zbłądziliście, przynajmniej nie zbankrutujecie.
Uczcie się na błędach innych, a jeśli rzeczywiście nie macie co robić z pieniędzmi, oddajcie je swojemu proboszczowi na remont dachu kościoła. One ciągle wymagają jakichś remontów...
https://wiadomosci.wp.pl/ |