Musztarda rosyjska, czyli jak nie stałem się szmatą...

 


Udało mi się przeżyć atak koronawirusa w lajtowej wersji omikron i aktualnie jestem w fazie tzw. covidowej mgły mózgowej. Tylko to może tłumaczyć moje nieodpowiedzialne zachowanie i ignorancję, która sparaliżowała mnie od pasa w górę.

A zaczęło się dość niewinnie…
Ot, będąc na zakupach w markecie, skuszony atrakcyjną ceną, sięgnąłem po słoik z ulubioną musztardą rosyjską. Wkładając słoiczek do koszyka, miałem wrażenie, że parę osób obserwuje mnie z obrzydzeniem.  Uspokoiłem się, tłumacząc sobie, że to tylko moje wrażenie, więc zignorowałem sygnały i udałem się do kasy. Dopiero kiedy dotarłem do domu, rozpakowywałem zakupy i włączyłem telewizor, zorientowałem się, o co biega. Zobaczyłem posraną ze strachu twarz ministra Błaszczaka. 

www.tvp.info
www.tvp.info


Wtedy dotarło do mnie, że na Ukrainie trwa wojna.  


Swoją drogą, Błaszczak ma wyjątkowego pecha. Dotąd, stanowisko ministra obrony narodowej było równie komfortowe, jak tego od klimatu i środowiska. Widmo wojny dalekie to i zajęć niewiele. Czasem trzeba zaświecić gębą w TV w trakcie świąt państwowych, udekorować medalem kilku lojalnych generałów, zrobić sobie fotkę na tle prototypowego, tekturowego czołgu lub kieszonkowego lotniskowca wykonanego przez koło gospodyń wiejskich i przed kamerami zapewnić, że nasza armia jak zawsze jest niezłomna i niezwyciężona.

Tymczasem wracając do nieszczęsnej musztardy…


Przelatując pospiesznie przez kanały, dowiedziałem się, że trwa bojkot rosyjskich towarów i wiele sklepów usuwa je ze swoich półek. — Aha… — w końcu do mnie doszło — to stąd ten ostracyzm…

Złapałem słoik i już miałem wywalić go do kubła, kiedy mój wzrok zatrzymał się na etykiecie.  Przeleciałem ją z góry na dół, z przodu i z tyłu, ale nigdzie nie znalazłem informacji „Sdiełano w Rosji”.  Złapałem za telefon i zadzwoniłem na infolinię producenta. Po kilkunastu przełączeniach między działami, w końcu skontaktowano mnie z panią docent Anną Marią Cichodaj-Chlew, odpowiedzialną za kontakt z mediami. Wspólnie zastanawialiśmy się, ile Rosji mieści się w słoiku z musztardą rosyjską, w końcu po kilkunastu minutach docent Chlew stwierdziła, że nazwa jest w zasadzie z dupy, bo jakaś musiała na słoiku widnieć. Dodała, żeby jej odpowiedź potraktować, jako nieoficjalną, a najlepiej niebyłą. Zgodziłem się z tezą pani docent, bo jakby nie patrzeć, gdyby musztarda miała być rzeczywiście rosyjska, znając Rosjan, musiałaby zawierać spirytus, bakterie syfilisu oraz okruchy tytoniu… 

Annie Marii podziękowałem za pomoc i na wszelki wypadek, w ramach solidarności z przeciwnikami reżimu Putina, postanowiłem wywalić musztardę do śmieci. 

Niesiony patosem wydarzeń na Ukrainie, w ramach inicjatywy oddolnej, na podwórzu rozpaliłem ognisko i demonstracyjnie spaliłem kilka rosyjskich książek. Na pierwszy ogień poszedł „Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa. Zrobiłem to bez żalu, bo ani nie pojąłem fenomenu tej powieści, ani nawet nie dałem rady jej skończyć. Jakaś dziwnie popierdolona jak na mój gust. Dla podtrzymania ognia oraz uspokojenia sumienia dorzuciłem jeszcze „Annę Kareninę” Tołstoja i „Braci Karamazow” Dostojewskiego... 


Rozochocony, wrzuciłem jeszcze komplet matrioszek, które dostałem kiedyś od rosyjskiej prostytutki w rewanżu za odkrycie nieznanych dotąd stref erogennych kobiety...

...oraz słoiczek przeterminowanego kawioru astrachańskiego, który mimo swojej horrendalnej ceny, od zawsze napawał mnie wstrętem.   

Rosyjskich akcentów, zalegających w moim domu pozbyłem się bez żalu i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Na wszelki wypadek zostawiłem kilka butelek wódki Stolichnaya oraz Smirnoff, ponieważ nigdzie nie znalazłem informacji, że nadal są to reżimowe, rosyjskie wódki.


Na wszelki wypadek, na  czas trwania konfliktu unikam oglądania filmów "Wołyń" Smarzowskiego oraz "Ogniem i mieczem", z niecierpliwością czekam na rozwój wypadków i pozdrawiam moich czytelników...

7 komentarzy:

  1. U mnie na szczęście musztarda Sarebska (nazwa zapewne też z dupy) ale moich książek nie spale 🙈 "Moskwa-Pietuszki" zostaje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że musztarda Sarepska jest bardziej ruska, od rosyjskiej, bo wg. wikipedii:
      "Nazwa pochodzi od dawnego miasta Sarepta w Rosji, obecnie części Wołgogradu".

      Usuń
  2. Dr Cichodaj-Chlew 🤣🤣
    Jesteś Mistrzem, zarówno anegdot, jak i recenzji perfum (dla niektórych, perfumów). Czytać Twoje trafne spostrzeżenia to absolutna (trochę pewnie poroniona) przyjemność. Pozdrawiam i życzę dalszej lekkości pióra.
    Rafał

    OdpowiedzUsuń
  3. Roq, co się dzieje z Twoim profilem na fragrantice, zero nowych ocen, zero komentarzy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapachy przestały mnie kręcić, odkąd trafiły pod strzechy :) A poważniej rzecz ujmując, nie widzę sensu opisywania nowych perfum, bo są po prostu nijakie i jakby stworzone dla ludzi spod strzechy. Jeśli pojawi się coś, co mną wstrząśnie, z pewnością o tym napiszę.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. To, że nie jesteś egalitarystą, nie jest żadnym zaskoczeniem. Czekamy więc powrotu na "fragrę", chociaż patrząc na wskazane przez Ciebie kryteria, może to być czekanie na Godota.

    OdpowiedzUsuń

Życie płata figle, czyli dwa lata przerwy w blogowaniu

Te trywialnie nazwane przeze mnie figle, to tragedia rodzinna i problemy zdrowotne, które na szczęście oddaliłem. W międzyczasie napisałem k...

Najchętniej czytane