Jednym z symptomów tego trendu jest obserwowany przeze mnie od paru lat wysyp
tzw. flankerów, czyli odmian zapachu-protoplasty. Mnogość odmian z dopiskiem „Absolu”,
„Legere”, „Eclat”, „Extreme”, Intimate”, „Sparkle” i tym podobnych każe mi
myśleć, że firmy więcej wydają na językoznawców, bądź poetów, niż na kreatorów perfum.
O tym, że określniki te są wyłącznie chwytem marketingowym i zwykłym pieprzeniem w bambus jest to, że zapachy z dopiskiem „Extreme”, bądź „Intense”, bardzo często mają mniejszą moc i „zasięg rażenia”, niż wersje podstawowe, pozbawione tych imponujących ozdobników literackich.
Bo zaiste ciekawym jest to, że o ile zapach pierwotny ma najczęściej
swojego twórcę wymienionego z imienia i nazwiska, zazwyczaj z pokaźnym
dorobkiem swych dokonań, o tyle flankery bardzo często są „sierotami”, do których nikt
nie chce się przyznać.
Stworzenie i wypromowanie perfum z pewnością pochłania spore koszty, dlatego wcale mnie nie zdziwi, kiedy okaże się, że w pogoni za obniżeniem kosztów, jakiś flanker stworzy kiedyś sprzątaczka, albo dziecko księgowej, w ramach umowy o dzieło.
Stworzenie i wypromowanie perfum z pewnością pochłania spore koszty, dlatego wcale mnie nie zdziwi, kiedy okaże się, że w pogoni za obniżeniem kosztów, jakiś flanker stworzy kiedyś sprzątaczka, albo dziecko księgowej, w ramach umowy o dzieło.
Naprawdę zabierając się za ten post, początkowo chciałem
ułożyć ranking najpiękniejszych perfum, które pojawiły się w tym roku, ale
bardzo szybko uzmysłowiłem sobie, że mój ranking zawierałby jedynie dwie pozycje
damskie i żadnej męskiej, bo przy panującej bryndzy na rynku perfumeryjnym, z trudem
udało mi się wyłowić tylko dwie perełki.
Jedną z nich to prześliczny L'Interdit od Givenchy, o którym już wcześniej wspominałem,
drugim zaś faworytem jest także wcześniej chwalony Calvin Klein Women.
Po drodze było jeszcze parę interesujących zapachów, jednak tylko te dwa mnie uwiodły.
Z bólem serca donoszę, że mimo wielu testów, żadna z męskich
tegorocznych premier nie poruszyła mnie na tyle, żebym z czystym sumieniem mógł
ją tu umieścić. Dlatego zamiast zdjęcia męskich perfum, wrzucam śmiejącego się Murzyna...
https://media.giphy.com/media/1PgPvWLfXGkCY/giphy.gif
https://media.giphy.com/media/1PgPvWLfXGkCY/giphy.gif
Trwa chyba kiepska passa tuzów światowego perfumiarstwa.
Guerlain rozmienia się na drobne i goni w piętkę, co chwilę wypuszczając bezsensowne
flankery flankerów Allegorii i Habit Rouge tak intensywnie, że niebawem sami
nie będą wiedzieli, co produkują, a katalog ich perfum będzie miał kilkaset
stron.
Zeszłoroczna, długo oczekiwana premiera zapachu Garbrielle okazała się
niewypałem, a tegoroczny, także wytęskniony, nowy zapach Dior Joy wydaje się podobnym
nieporozumieniem, który z powodzeniem mógłby konkurować z perfumami firmy Avon. Niewiele tu Joy'a jak za cztery stówy...
Myślę, że powoli trzeba się oswajać z myślą, że będzie
raczej gorzej, niż lepiej. Żyjemy w czasach, w których rządzi „taniość”. Rynek
pędzących w dół cen towarów niegdyś luksusowych, utrwala w świadomości
konsumenta mit, że luksus może być tani. Dlatego stare, ekskluzywne marki z
tradycjami, muszą ciąć koszty, żeby przeżyć, bo na rynku perfumeryjnym też robi się ciasno.
Przybywa nowych „producentów” o egzotycznych nazwach, chyba wschodnich korzeniach i wymyślnych
flakonach, którzy w sprytny sposób systematycznie i coraz silniej zaznaczają
swoją obecność na półkach drogeryjnych, kuszących niskimi cenami tych, którzy
nie odróżniają Guerlaina od Adidasa.
Kogo dziś obchodzi, czy wyjątkowa odmiana róży będąca składnikiem perfum X zbierana
była na specjalnej plantacji o poranku przez dziewice, czy jest tylko substancją
chemiczną pochodzącą z połączenia etanolu z dwupierdzianem grochu?
Obawiam się, że niewielu…
Mnie oczywiście obchodzi, choć mam świadomość, że piękna baśń o sztuce perfumeryjnej prędzej czy później skończy w muzeum zramolałych eksponatów.
Zakończę mój wywód akcentem optymistycznym. To, że coraz mniej nowości powoduje drżenie serca, nie powinno być problemem w sytuacji, kiedy na półkach mamy tak wiele przepięknych i uznanych zapachów starszych, a których wszystkich i tak nie będziecie w stanie poznać.
Po co uganiać się za nowościami, kiedy nie poznaliście jeszcze starego, dobrego YSL Opium (szczególnie w wersji EDT),
Obawiam się, że niewielu…
Mnie oczywiście obchodzi, choć mam świadomość, że piękna baśń o sztuce perfumeryjnej prędzej czy później skończy w muzeum zramolałych eksponatów.
Zakończę mój wywód akcentem optymistycznym. To, że coraz mniej nowości powoduje drżenie serca, nie powinno być problemem w sytuacji, kiedy na półkach mamy tak wiele przepięknych i uznanych zapachów starszych, a których wszystkich i tak nie będziecie w stanie poznać.
Po co uganiać się za nowościami, kiedy nie poznaliście jeszcze starego, dobrego YSL Opium (szczególnie w wersji EDT),
który mimo upływu lat, nadal pozostaje kamieniem milowym damskiego
zapachu i wcale nie wydaje się babciny?
A próbowaliście Perles De Lalique z 2006 roku?
Gucci Rush z 1999 roku, który
wymiata?
A perfumy firmy Miu Miu, które wszystkie bez wyjątku są przepięknymi
kompozycjami?
Nie? No to koniecznie spróbujcie, bo ja dam się za nie pochlastać…
Kończąc, wszystkim moim czytelnikom i ludziom, którzy NIE życzą mi skręcenia
karku, bądź połamania kończyn, z okazji
Nowego Roku 2019 życzę spełnienia marzeń, finansowych sukcesów, oraz doskonałej
kondycji psychofizycznej, czyli zdrowia...
Perfekcyjna refleksja i wskazówka: zamiast rozpaczać nad ziemią jałową, jaką staje się ta branża, warto wpakować się w zapachowy wehikuł czasu i nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńJoy = nie wąchałem w tym roku nic bardziej smutnego. Ten zapach wysysa wszelkie endorfiny z człowieka. Jennifer Lawrence, Stonesi, willa z basenem w LA, nic tego nie uratuje.
L'Interdit: antyteza Joy, bomba endorfin. Szkoda, że nie znam poprzednich wcieleń tego zapachu, ale wersja 3.0 L'Interdit to owocowe tour de force Ropiona (w sumie to prawie ta sama ekipa, co w przypadku tak kochanego przez koneserów Invictusa, hm), a Givenchy dorzuca kolejną perełkę do swojego katalogu zapachów dla płci pięknej.
Givenchy, błagam, dajcie Ropionowi zlecenie wskrzenia trupa Ultramarine.
I skoro jestem przy Ropionie, to w 2018 premierę miał Mutiny od Margieli. Na papierze wygląda super; gdyby pojawił się w sklepie z próbkami, biorę od razu 10 ml :)
Pozdrowienia
Obecnie mamy na rynku tak szeroki wybór perfum, kosmetyków, ale też ubrań i dodatków, że bez wątpienia każdy znajdzie coś dla siebie.
OdpowiedzUsuńniestety perles z 2006 to inna bajka niż perles z 2019, ale nadal jedyne w swym rodzaju
OdpowiedzUsuńNiestety, trzeba zacząć przyzwyczajać się do takiego trendu. Spadek jakości to teraz norma, która dotyka praktycznie każde produkty... :)
UsuńJakość leci w dół lecz cena pozostaje albo wzrasta...
OdpowiedzUsuń"Oczekiwana premiera zapachu Garbrielle okazała się niewypałem."
OdpowiedzUsuńNo i bardzo dobrze , bo ja uwielbiam Gabrielle za jej elegancję , słodycz , dobrą trwałość i niewielką projekcję . Dzięki negatywnym recenzjom nie nosi jej co druga maniaczka perfum jak Coco Mademoiselle edp.
super wpis! podobnie myślę. tak samo jak ostatnio kupiłam https://modini.pl super koszulę mężowi na weslee i do tego w sumie to nie wiem czy bardziej mucha pasuje czy krawat jak myślisz? :)
OdpowiedzUsuń