Projekcja perfum, czyli jestem z miasta, co widać, słychać i przede wszystkim czuć...


Czym różni się projekcja perfum od ich trwałości?
Skrótowo rzecz ujmując, projekcja to wymiatanie perfum ze strony nosiciela w kierunku osób drugich, trzecich, a czasem  (niestety) trzydziestu trzecich.
Trwałość, to oczywiście czas, jaki upływa od aplikacji perfum, do ich śmierci na skórze.

O ile jestem w stanie zrozumieć, jak ważny jest parametr trwałości, to pogoni za monstrualną projekcją zapachu, już nie. Owszem, lubię czuć na sobie perfumy, bo przecież po to je kupiłem, natomiast częstowania nimi otoczenia już nie. Być może jestem dziwakiem, ale nie czuję potrzeby zaznaczania swojego terenu za pomocą zapachu (nie chodziło mi o wiatry), bo dla mnie to objaw złego smaku. Wędrując po perfumowych forach i czytając recenzje pachnideł, czuć wszechogarniający głód za zapachami z dużą i długo trwającą projekcją, węsząc spisek firm perfumeryjnych. A według mnie, firmy te, zwłaszcza prestiżowej marki, mają świadomość, że tworzą zapachy dla ludzi o wysokiej kulturze osobistej, które oczekują wykwintnego bukietu zapachowego, przy okazji dyskretnego, bo w kołach ludzi dobrze sytuowanych i obytych w świecie, nadmierne epatowanie wonią świadczy o braku kultury. Oni nie potrzebują pachnieć, jak milion dolarów, bo zarobili go już dawno. Perfumy mają być szykowne, z klasą, a wszystko razem powinno być wysokiej jakości. Ubierają się w stonowane garnitury, bo nadmierna ekstrawagancja jest oznaką złego smaku...

 I choć wielu z nich stać na Lamborghini, najczęściej jeżdżą Toyotą Prius, bo mają świra na punkcie ochrony środowiska.

Żeby szerzej ogarnąć kulturę używania perfum przez Polaków, trzeba chyba sięgnąć do historii naszego kraju, a ta przez długie lata serwowała nam wiele bólu i biedy.
W czasach, kiedy Zachodnia Europa pławiła się w dostatku, nasz naród walczył o swoją niepodległość. Rozbiory, powstania (przeważnie nieudane), wojny, wyniszczały nasz kraj i naród.



Trudno się zatem dziwić, że uchodziliśmy za kraj zacofany, co czasem pokutuje do dziś.
Na szczęście upiorne czasy minęły, a cywilizacja powoli zarażała nas zdobyczami techniki, oraz stylem życia.
Tak naprawdę i w liczącej się skali, perfum używamy od niedawna. Wcześniej długo przyzwyczajaliśmy się do mydła, wierząc, że to wystarczy.
Prawdziwy boom nastąpił w latach 90', kiedy jak pelikany łykaliśmy wszystko, co nie było Warsem, bądź Brutalem. Rzuciliśmy się na zapachy, jak wyposzczony żołnierz na drzwi do burdelu, zlewając się nimi obficie, jakbyśmy chcieli gwałtownie odbić sobie dawną biedę i zacofanie cywilizacyjne.
Ulice spowite były oparami czarnych Adidasów, podróbek Fahrenheitów i innymi wynalazkami.
W międzyczasie weszliśmy w XXI wiek...
Mimo otwarcia na świat i możliwości beztroskiego podróżowania, gdzieś tam, za paznokciami i w mentalności tkwią w nas jeszcze resztki chłopów pańszczyźnianych i wiele lat minie, zanim znikną na dobre.
Co ma wspólnego gehenna Polaków z projekcją perfum?
Moim zdaniem bardzo wiele.
Niewiele znam ludzi, którzy lubują się w zapachach subtelnych. Dla znakomitej większości ideałem są perfumy z całodobową trwałością i parometrową projekcją, najlepiej też całodobową.
Jest to objaw pewnego deficytu luksusu, który występuje u większości ludzi z biedniejszych krajów. Wydaje się to logiczne, owszem. Problem w tym, że skok z biedy do luksusu usiłują  dokonać błyskawicznie i niewielkim kosztem, a to już brzmi nielogicznie.
Luksus po polsku musi być widoczny z daleka i musi kłuć w oczy sąsiadów. Wtedy ma sens.


Lecz kiedy tylko nadarzy się okazja wyrwania się z biedy, szybko zapominamy o tym, co było,


wspinając się na szczyty, z pominięciem wszelkich szczebli drabiny społecznej i zostajemy królami życia...



Ma być na bogato i tylko to się liczy...
Wiem, że się rozpisałem, ale próbuję przybliżyć genezę pędu ku gigantycznej projekcji zapachów.
To jakaś atawistyczna chęć zamanifestowania, że tu jestem i podziwiajcie mnie. Mam na sobie drogie perfumy, których nie kupisz w Rossmannie i za to należy mi się podziw i szacun.
W dużym uproszczeniu widzę to tak, jak poniżej...


Niestety, jak już pisałem wcześniej, produkcją perfum zajmują się fachowcy, którzy komponują je pod kątem europejskiej klienteli, a ta nie przepada za krzykliwymi zapachami, bo należy to do bon tonu.
Jakoś nie wyobrażam sobie prezydenta Francji pachnącego Joopem Homme...


Zapach ten doskonale wpisuje się w oczekiwania przeciętnego Polaka, bo ma gigantyczną moc i projekcję, od której fruwają firanki w oknach, a kury przestają się nieść...


To całkiem przyjemna woda, ale ze względu na jej niespotykaną moc i niezmywalność, aż boję się jej używać.
Powyższy Joop, to przykład perfum klubowych, więc duża siła rażenia nie powinna dziwić. Wszak większość imprez to skupisko samców Alfa i każdy z nich chciałby zapachnieć najmocniej.
Niestety, niewiedza w temacie używania perfum prowadzi do tego, że osoby te nie widzą zbytniej różnicy między dyskoteką a biurem.


Nie zdając sobie sprawy, że zapachy biurowe z definicji powinny być subtelne i nienachalne, z umiarkowaną lub niewielką projekcją.
Perfumy może kupić każdy, kto ma na nie pieniądze, natomiast nie każdy wie, jak powinno się je nosić.
Pięknym, biurowym zapachem jest dla mnie Yves Saint Laurent L'Homme. 


To naprawdę świetna kompozycja, ale niewielu docenia jej piękno, bo kupując tę wodę w nadziei, że będzie masakryczna,  jak Dariusz "Frankenstein" Piątkowski z MEN.


Tymczasem L'Homme swoją mocą bardziej pasuje do Jadwigi "Chihuahua" Emilewicz...


Potrzebowałem czasu, żeby w końcu dojść do wniosku, że najważniejszą cechą perfum, jest ich kompozycja, pozostałe zaś cechy nie mają dużego znaczenia, a ich projekcja, to dla mnie najmniej istotny parametr.
Naprawdę sprawia wam frajdę to, że wchodząc do sklepu czy biura, będziecie kojarzyć się z obnośnym handlarzem perfum?

Życząc miłej lektury o niemiłej dla wielu treści, stawiam kosz z pomidorami, żebyście dali upust swojej wściekłości. Tylko dajcie im czas, żeby zgniły...
😜


















4 komentarze:

  1. Kilka lat pracowałem w korpo, perfumy tam dominujące nie były dyskretnymi biurowcami, generalnie im wyższe stanowisko młodego wilka biznesu, tym bardziej dominujące perfumy. Szef obrzydził mi różowego Joopa przez skojarzenie, choć ogólnie bardzo lubię słodziaki. To była era 1 Milliona, Diora Sauvage jeszcze nie było, ale przypuszczam, że to on jest teraz na topie. Generalnie często czuję go na przechodniach. Wielu wybiera zapachy wg klucza, w którym głównym kryterium jest "podobanie się kobietĄ" a co za tym idzie, zapach powinien obezwładniać z kilku metrów. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przy okazji pewnie obezwładnia też innych i uwodzi przypadkowe staruszki... ;)

      Usuń
  2. Masz rację Roq.
    Teraz dla wielu zapach o 5 -cio godzinnej trwałości to shit.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Im mocniej i dłużej pachniesz, tym bardziej jesteś królem Sosnowca...

      Usuń

Lekkie, wakacyjne opowiadanko...

  Kończę nową książkę i w ramach odpoczynku od niej, wyskrobałem opowiadanie. Może komuś dobrze zrobi na głowę, może kogoś zrelaksuje, a nie...

Najchętniej czytane