Czyli wyznania nawróconego Amisza…
Starzy ludzie przeważnie są niereformowalni lub reformowalni w niewielkim
stopniu. Do dziś myją naczynia w nieśmiertelnym „Ludwiku”, a pieniądze trzymają
w banku PKO BP.
Z ogromną rezerwą podchodzą do proszków do prania, w których nazwie nie ma słowa „IXI”, jednocześnie lekką ręką potrafią wywalić 2000 złotych na chiński kocyk mający leczyć raka, jajniki i reumatyzm, cudowną patelnię, którą zaprojektowano dla NASA albo Jana Pawła.
Wielu z nich sponsoruje wnuczka, o którego istnieniu do tej pory nie mieli pojęcia...
Z ogromną rezerwą podchodzą do proszków do prania, w których nazwie nie ma słowa „IXI”, jednocześnie lekką ręką potrafią wywalić 2000 złotych na chiński kocyk mający leczyć raka, jajniki i reumatyzm, cudowną patelnię, którą zaprojektowano dla NASA albo Jana Pawła.
Wielu z nich sponsoruje wnuczka, o którego istnieniu do tej pory nie mieli pojęcia...
Na szczęście, moje podejście do nowinek jest bardziej otwarte, choć powściągliwe. Jedną z nowinek, która nie doczekała mojej akceptacji i chyba nie doczeka, jest tablet, którego zastosowania zupełnie nie rozumiem, a widok ludzi fotografujących za pomocą „płyty chodnikowej” do dziś budzi moje politowanie połączone z rozbawieniem.
Są też „wynalazki”, do których podchodzę nieufnie. "Obwąchuję" je ostrożnie, czytam o nich, w
końcu „smakuję”, a potem łykam jak pelikan.
Takim właśnie odkryciem ostatnich lat stał się czytnik e-booków, do którego uprzedzony byłem niejako z definicji.
Takim właśnie odkryciem ostatnich lat stał się czytnik e-booków, do którego uprzedzony byłem niejako z definicji.
Książki to dla mnie pewnego rodzaju świętość i jakakolwiek próba „zdigitalizowania” świętości kojarzyła mi się z kolejną próbą zeszmacenia tradycji w stylu gimbusiarskim.
Czytanie ich w jakimś "telefonie", na kurduplastym ekraniku i z wiecznie niedomagającą baterią? Czysty debilizm.
Kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z czytnikiem Kindle od Amazona, okazało się, że ekranik niekoniecznie musi być kurduplasty, a bateria gówniana.
Amazon Kindle nie jest oczywiście jednym urządzeniem na rynku, ale to właśnie on wprowadził mnie w świat czytników, jest ze mną już trzeci rok, więc o nim piszę.
Ekran Kindle okazał się być zbliżonym wielkością do książek małego formatu, bateria na jednym ładowaniu (według producenta) powinna wytrzymać (!) do 2 miesięcy, a całe urządzenie (bardzo zgrabne zresztą) waży około 20 dekagramów, i od biedy zmieści się nawet w kieszeni. Ważnym parametrem jest, że w jego wnętrzu mogę pomieścić do tysiąca książek, a mimo to, waga czytnika nie wzrasta J
Jednak najfajniejszym bajerem jest fakt, że czytanie na Kindle do złudzenia przypomina czytanie „analogowej” książki. Ekran Kindle oparty jest o technologię E Ink i to właśnie powoduje, że bateria trzyma jak za dobrych, starych czasów, a odpowiednio skonstruowany ekran sprawia, że wzrok się nie męczy.
Dla ciekawskich link o tej technologii
http://pl.wikipedia.org/wiki/E_Ink
Do dziś trwają zażarte spory pomiędzy gadżeciarzami, dla
których im więcej kolorków i błyskotek tym lepiej, a zwolennikami czytników E Ink,
którzy świadomie wybierają urządzenie do czytania książek, a bajery w stylu
serwisy youtube i filmy, są tylko zbędnymi rozpraszaczami. Ja
zaliczam się do E Inkowej konserwy. Gdy czytam, chcę się skupić na treści,
a nie być nękany bzdurnymi powiadomieniami z fejsa czy meilami.
Kiedyś z ciekawości próbowałem czytać książkę na kolorowym
wyświetlaczu urządzenia Kindle Fire. Po kilkunastu minutach miałem w
oczach mroczki, a kiedy zacząłem słyszeć kolory i dostawać zeza, z ulgą
odłożyłem urządzenie. Fajne, kolorowe i błyszczące. W sam raz, żeby pograć w
Call of duty albo obejrzeć klip Justina Biebera, ale o czytaniu na tym książek można zapomnieć.
Ekran mojego czytnika jest zupełnie nieatrakcyjny dla
przeciętnego gimbusa. Jest matowy i szarawy. Czytanie nawet w pełnym słońcu jest
dzięki temu komfortowe i praktycznie nie męczy wzroku.
Komfort czytania to największa zaleta tego urządzenia.
Brak „jebliwego” kontrastu obrazu, dobrze symuluje normalną książkę. W końcu książki drukuje się na papierze offsetowym, który nie jest biały tak, jak papier kredowy. Bajer, którego obawiałem się najbardziej, a który w rezultacie okazał się czymś nadzwyczaj genialnym, jest podświetlenie ekranu. Skonstruowano je tak przemyślnie, że nie wali po gałach jak latarka, tylko dyskretnie „dopierdza” ekran, nie powodując bólu oczu, i nie budząc partnera/partnerki śpiącego obok. Intensywność podświetlenia można zresztą swobodnie regulować.
Komfort czytania to największa zaleta tego urządzenia.
Brak „jebliwego” kontrastu obrazu, dobrze symuluje normalną książkę. W końcu książki drukuje się na papierze offsetowym, który nie jest biały tak, jak papier kredowy. Bajer, którego obawiałem się najbardziej, a który w rezultacie okazał się czymś nadzwyczaj genialnym, jest podświetlenie ekranu. Skonstruowano je tak przemyślnie, że nie wali po gałach jak latarka, tylko dyskretnie „dopierdza” ekran, nie powodując bólu oczu, i nie budząc partnera/partnerki śpiącego obok. Intensywność podświetlenia można zresztą swobodnie regulować.
Patent ten uwolnił mnie od obrzydliwej czynności, jaką przez większość mojego
życia musiałem wykonywać. Chodzi o szukanie wyłącznika lampki nocnej w fazie
półsnu lub czekanie na dobrotliwego skrzata, który wyjdzie spod szafy i zrobi
to za mnie…
Lista zalet czytnika jest dłuższa. Fakt, że jadąc na urlop zabieramy małe „coś”, w którym trzymamy kilkaset książek, zamiast kilku kilogramów „analogów”, to istotna rzecz.
Lista zalet czytnika jest dłuższa. Fakt, że jadąc na urlop zabieramy małe „coś”, w którym trzymamy kilkaset książek, zamiast kilku kilogramów „analogów”, to istotna rzecz.
Takim samym plusem jest to, że czytając na przemian parę książek, czytnik zapamiętuje, w którym miejscu skończyliśmy czytać każdą z nich.
Osoby ze słabszym wzrokiem też mają frajdę, bo czcionkę można powiększać do rozmiaru, kiedy okulary przestają być potrzebne, dodatkowo, można zmieniać krój czcionki, w zależności od naszych upodobań.
Funkcji wyszukiwania, katalogowania, podkreślania, robienia zakładek, notatek i innych dupereli jest sporo, dlatego ciekawskim mogę polecić stronę, gdzie znajdziecie w zasadzie wszystko, co napisano o czytnikach.
http://swiatczytnikow.pl/
No dobra. Ale cóż jest wart nawet najlepszy czytnik, kiedy
nie ma do niego „amunicji” w postaci książek?
Na szczęście na "odcinku amunicji" jest naprawdę dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Internetowych
księgarni jest niemało i ciągle przybywają nowe. To dzięki nim, mieszkając za
granicą, w ciągu paru minut mogłem za grosze kupować polskie książki, by po
chwili móc je mieć na swoim czytniku.
Skończyły się czasy, kiedy nasze mamy dźwigały kilku, kilkunastokilowe paczki z książkami na pocztę, żeby sprawić przyjemność stęsknionym polskiego języka dzieciom na emigracji.
Skończyły się czasy, kiedy nasze mamy dźwigały kilku, kilkunastokilowe paczki z książkami na pocztę, żeby sprawić przyjemność stęsknionym polskiego języka dzieciom na emigracji.
Rynek ebooków w Polsce systematycznie rośnie i raczej nie ma od niego ucieczki.
W roku 2010 roku, elektronicznych książek sprzedano w naszym kraju za 2 mln złotych, a w zeszłym roku wartość ta wynosiła 40 mln złotych. Nie są to jeszcze liczby imponujące, ale ebooki w Polsce to jeszcze raczkujące „świeżynki”, porównując nasz rynek z rynkiem USA czy Europy Zachodniej.
Jednocześnie wraz z ekspansją ebooków, kurczy się, na razie powoli, ale jednak kurczy, sprzedaż książki papierowej.
Co ciekawe, czytelnicy ebooków czytają rocznie około 30 książek, a przeciętny Polak w tym samym czasie ogarnia zaledwie 1,5 książki.
Przytłaczająca przewaga czytelników ebooków wynika po części z wygody, jaką daje czytnik. Przez swoją
poręczność, pojemność baterii i sporą pamięć, można go używać w zasadzie
wszędzie.
W poczekalniach, knajpach, kolejkach, czy środkach komunikacji. Jeżdżąc
tramwajem czy autobusem po Warszawie, niezmiernie trudno jest nie spotkać zaczytanych
ebookowiczów. Sam także rzadko się z nim rozstaję, bo nic tak nie skraca podróży, jak wciągające opowiadanie.
Temat ebooków i czytników pięknie i jaskrawi odsłania jednocześnie debilizm naszych władz.
Politycy potrafią godzinami słodko pierdzieć o ekologii, i w imię jej serwować swoim
obywatelom przeróżne obciążenia finansowe i podatki, wprowadzać systemy
sortowania śmieci, a jednocześnie książki w postaci elektronicznej obciążać
podatkiem VAT w wysokości 23%.
Książki papierowe zawierają w sobie tego podatku zaledwie 5%.
A ja się pytam dlaczego?
Do produkcji tradycyjnej książki używa się ogromnych ilości papieru, który nie spada z nieba, tylko robiony jest z celulozy, a ta pochodzi głównie z wycinki lasów. Czy naszym politykom zależy więc na ekologii, czy na napełnianiu kasy?
Książki papierowe zawierają w sobie tego podatku zaledwie 5%.
A ja się pytam dlaczego?
Do produkcji tradycyjnej książki używa się ogromnych ilości papieru, który nie spada z nieba, tylko robiony jest z celulozy, a ta pochodzi głównie z wycinki lasów. Czy naszym politykom zależy więc na ekologii, czy na napełnianiu kasy?
A teraz z innej beczki. Tyle się ostatnio mówi i pisze o spadku czytelnictwa w Polsce, o wtórnym analfabetyzmie, organizuje się kampanie społeczne, a jednocześnie robi się wszystko, żeby ebooki nie były za tanie. Czy nie zanadto nie zalatuje to schizofrenią?
Na szczęście, dzięki temu, że produkcja ebooka nie wymaga ani drzew, ani innych materiałów oraz procesu druku, transportu itp., książki kupowane online nie są przesadnie drogie.
W dodatku bardzo często obejmowane są naprawdę atrakcyjnymi promocjami.
W sieci istnieją także bezpłatne, pirackie „biblioteki”, ale tego akurat nie pochwalam… J
Mimo wielu niewątpliwych zalet ebooków jest jeszcze wielu sceptyków i papierowych fetyszystów twierdzących, że nic nie zastąpi papierowej książki. Zwłaszcza szelestu kartek i swoistego zapachu przewracanych stron.
Przy odrobinie inwencji problem ten można obejść, rozpylając w pokoju zapach starej, bądź nowej książki, a szelest papieru da się wygenerować, ugniatając stopami gazetę.
Pomijając osoby, które rzeczywiście mają problem z przestawieniem się na
czytniki, wielu sceptyków, to ludzie za wszelką cenę usiłujący kreować się na snobów…
Czy nam się to podoba czy nie, ucieczki przed ebookami
raczej jednak nie ma. Społeczność e-readerów rośnie systematycznie, co widać na każdym kroku.
Wymienione przeze mnie zalety, a w szczególności
wielkość, ciężar, pojemność pamięci, długo działająca bateria i wytrzymałość
czołgu sprawia, że czytniki coraz mocniej wchodzą na rynek szkolnych
podręczników. Takie są przynajmniej tendencje za granicą, a tam przeważnie "wią" lepiej, którą drogą iść.
Zaletą druku cyfrowego jest między innymi to, że proces wydawniczy trwa znacznie krócej od tradycyjnego, ponadto istnieje możliwość błyskawicznego wprowadzania poprawek i aktualizacji wydania za pomocą sieci internetowej, a rodziców pozbawia wątpliwej przyjemności ganiania po księgarniach i stania w kolejkach.
Jeśli podręczniki w wersji cyfrowej wejdą do szkół na stałe, dziecięce plecaki staną się dużo lżejsze, a my zyskamy wdzięczność naszych odciążonych pociech…
Zaletą druku cyfrowego jest między innymi to, że proces wydawniczy trwa znacznie krócej od tradycyjnego, ponadto istnieje możliwość błyskawicznego wprowadzania poprawek i aktualizacji wydania za pomocą sieci internetowej, a rodziców pozbawia wątpliwej przyjemności ganiania po księgarniach i stania w kolejkach.
Jeśli podręczniki w wersji cyfrowej wejdą do szkół na stałe, dziecięce plecaki staną się dużo lżejsze, a my zyskamy wdzięczność naszych odciążonych pociech…
Długo zastanawiałem się nad minusami czytników, bo przecież każdy medal ma dwie strony, i muszę przyznać, że trudno mi je znaleźć.
Już miałem wpisać, że minusem może być cena urządzenia, ale przed chwilą sprawdziłem, i wychodzi, że już za 148 złotych można być jego właścicielem, więc nie ma o co kruszyć kopii.
Jest za to inny minus, choć dla mnie praktycznie nieistotny. Bogato ilustrowane książki i albumy. W tradycyjnym czytniku ebooków ilustracje wyglądają kupiasto, w dodatku pozbawione są koloru, więc ci, którzy przedkładają oglądanie książek od ich czytania, mogą czuć się zawiedzeni.
Drugim minusem jest to, że polskie księgarnie ebooków nie zawsze oferują to, co w danym momencie jest rynkową nowością, ale z miesiąca na miesiąc jest coraz lepiej.
Jestem święcie przekonany, że niebawem większość premier ukazywać się będzie jednocześnie na papierze i w formie ebooka. W końcu łaski nikt nie robi. Kilkadziesiąt melonów rocznie Polacy zostawiają w ebookowych księgarniach, więc chyba warto się po to schylić…
Czy w takim razie, można mówić, że papierowa książka niebawem zniknie z rynku?
Oczywiście nie. Mam nadzieję, że „analogi” będą wydawane równorzędnie z ebookami. Papier jest czymś namacalnym, rzeczywistym, a same książki nierzadko ozdobą pokoju, a nie umownym zlepkiem bitów, zawieszonym w umownej pamięci czy chmurze, która w każdej chwili może zniknąć.
Część analogów, zwłaszcza mniej cennych, skończy w śmietniku,
... pozostałe znajdą się w domach spokojnej starości, zwanymi antykwariatami.
http://www.antykwariat.waw.pl/ |
Tymczasem pryszczaci okularnicy, których życiową pasją jest ciągłe grzebanie, poprawianie i udoskonalanie komputerowych technologii, zaczną do czytników i ebooków wprowadzać nowe formaty zapisu, zwiększać stopień ich kompresji itp., aż pewnego dnia okaże się, że ukochanych, starych książek nie da się otworzyć na nowym czytniku.
A ja, zauroczony wygodą ebooków, i tak wciągam czasem „analoga”, bo mimo posiadania czytnika, zawsze, ilekroć najdzie mnie chęć, mogę sięgnąć po ukochaną, papierową książkę z dawnych lat.
Czytnik nie zamyka mi żadnych drzwi, tylko wstawia dodatkowe.
I takie innowacje to ja rozumiem...
A ja, zauroczony wygodą ebooków, i tak wciągam czasem „analoga”, bo mimo posiadania czytnika, zawsze, ilekroć najdzie mnie chęć, mogę sięgnąć po ukochaną, papierową książkę z dawnych lat.
Czytnik nie zamyka mi żadnych drzwi, tylko wstawia dodatkowe.
I takie innowacje to ja rozumiem...
Próbowałam, obwąchiwałam jak pies z każdej strony, badałam i nawet próbowałam. Ale kurczę... Nie czuję tego i już. A już najbardziej szlag mnie trafia, kiedy tekst jest tak mały, że muszę go powiększyć i cała strona nie mieści mi się... na stronie ;) i muszę machać palcem po ekranie, który jeszcze mi się nie daj Boże zatnie, to poziom irytacji osiągam większy, niż nauczyciel w czerwcu :P
OdpowiedzUsuńI tak te tomidła wożę ze sobą w tej mojej "małej podręcznej damskiej torbie" ;)
A nie prościej założyć okulary do czytania? :)
UsuńSwego czasu, wiele książek była zapisywana w formacie PDF, który do ebooków niespecjalnie się nadaje.
W typowych dla ebooków formatach (Mobi, epub itp.) powiększanie czcionek jest płynne, i da się znaleźć kompromis.
Przynajmniej mi się jak dotąd udawało :)
Widać, jest Ci pisanie bycie książkową Amiszką, i nic na to nie poradzisz :)
Pozdrawiam
Moglbys napisac jaki jaki dokladnie model tego czytnika posiadasz ?
OdpowiedzUsuńMój to Kindle Paperwhite...
UsuńDokładnie - nie trzeba wybierać między książkami papierowymi a elektronicznymi. Obie technologie mogą spokojnie egzystować obok siebie. Najważniejsze, że czytamy...
OdpowiedzUsuńTak, to jest najważniejsze...
UsuńMoim zdaniem docelowo uznanie szczególnie młodszych pokoleń zdobędą jednak ebooki. Bez względu na to grunt, byśmy wszyscy czytali.
UsuńMi się najbardzej podoba w e-bookach to, że są tak tanie w wydaniu i tym samym otwierają możliwość rozwoju wielu początkującym pisarzom. Ja sama lubię czytać amatorów, wydawnictwa takie jak rozpisani.pl publikują wiele e-booków własnie z takimi powieściami, czyta się zupełnie inaczej niż normalne książki. Klasykę wolę papierową, ale ebooki to dla mnie furtka do nowych stylów i autorów.
OdpowiedzUsuń