Burza w szklance wody...

czyli ubój rytualny dozwolony


 …i w tym momencie poderwały się z krzeseł dupy tysięcy nawiedzonych aktywistek, które niezaspokojony popęd płciowy oraz nadmiar energii zastępują akcjami, protestami, wiecami i marszami z tablicami z tektury.


Gdyby protestowano przeciwko nieludzko wywindowanym składkom ZUS, czy niedostatecznym finansowaniem służby zdrowia, może bym się przyłączył, ale całkiem niedawno byłem nagabywany do przyłączenia się akcji w rodzaju – „Nie kupuj żywych karpi” czy „Nie strasz zwierząt, nie odpalaj petard w Nowy Rok” i odkryłem, że mam inne priorytety... 


„Problem” rytualnego uboju traktuję tak, jak problem obsrywania samochodów przez pingwiny. Biorąc pod uwagę fakt, że osób zainteresowanych spożywaniem wyłącznie koszernego mięsa Polsce jest procentowo niewiele więcej, niż orangutanów na Kujawach, akcja "Żydzi precz od polskich krów" wywołuje u mnie szyderczy chichot. Kiedy słucham argumentów protestujących, czuję, że głów używają wyłącznie do noszenia czapek.
Ubój rytualny to nie orgia krwi, ani składanie ofiar. Ani muzułmanie, ani Żydzi przed ubojem nie torturują zwierząt. Nie puszczają im piosenek Dody, nie każą oglądać "Mody na sukces", nie szczypią ich w dupę, i nie tańczą przy tym kankana.
To takie samo uśmiercanie jak ubój tradycyjny, tylko przeprowadzany przez wykwalifikowaną i uprawnioną do tego osobę, według bardzo starych rytuałów.


Nie wdając się w szczegóły, od tradycyjnego uboju różni się tym, że zwierzę przed śmiercią nie jest ogłuszane. Efekt finalny jest dokładnie ten sam. Śmierć. 

Można zadać sobie, czy zabijanie bez ogłuszania jest dla zwierzęcia bardziej bolesne. Widząc kiedyś narąbanego jak szpadel sąsiada, pana Waldka - rzeźnika-amatora, usiłującego ogłuszyć obuchem siekiery przerażoną świnię kalecząc ją niemiłosiernie, ośmielę się napisać -  nie zawsze.
Co do jednej kwestii wątpliwości nie mam. Każda bez wyjątku metoda uśmiercania zwierząt jest barbarzyństwem..
W kwestii humanitarnych metod zadawania śmierci do dziś trwają spory naukowców, i dopóki nie spotkają zwierzęcia gadającego ludzkim głosem i nie przeprowadzą z nim wywiadu, będą ostrożni w wyrażaniu opinii. 


Osobiście wolałbym, żeby poderżnięto mi gardło bez ogłuszania, niż skazanie mnie na słuchanie sejmowych przemówień śp. Bronisława Geremka.

Mimo że uboje rytualne są w naszym kraju zjawiskiem marginalnym, stały się niezwykle wygodnym zaworem uwalniającym polski rasizm i niechęć do Żydów i muzułmanów.
Nie jestem entuzjastą islamizacji Europy, ale piszę o tym wprost, bez przebierania się w płaszczyk obrońcy zwierząt.
Czy my naprawdę nie mamy większych zmartwień niż obrona zwierząt? 
Te chroni ustawa o ochronie zwierząt, a tym samym Konstytucja. Paradoksalnie ta sama, która gwarantuje wolność religijną i prawo do kultywowania tradycji i przestrzegania wymogów religijnych.
Według spisu powszechnego z 2011 roku, „wielkie halo” z ubojem rytualnym dotyczy około ośmiu tysięcy osób które teoretycznie będą nim zainteresowane, więc znakomita większość krów może spokojnie odetchnąć i umierać godnie, to znaczy zostać trzepniętą przed zastukaniem racicami do Bram Raju...


A muzułmanów się nie bójcie. Polska to nie Francja czy Wielka Brytania.
Oprócz paru „patriotycznych do zesrania” partii, na straży czystości rasy stoi Siwy, Łysy i reszta chłopaków…


Czy dla tak małej skali zjawiska warto drzeć ryja i robić z siebie idiotę? Sami sobie odpowiedzcie. Lecz nie ukrywam, że miałbym niezły ubaw, kiedy wpływowi lobbyści na rzecz ochrony zwierząt, w rewolucyjnym szale przegłosowaliby ustawę, zakazującą uboju wigilijnego karpia pod hasłem "Nie zabijaj karpia. On potrzebuje miłości, a nie leżenia w galarecie"…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Życie płata figle, czyli dwa lata przerwy w blogowaniu

Te trywialnie nazwane przeze mnie figle, to tragedia rodzinna i problemy zdrowotne, które na szczęście oddaliłem. W międzyczasie napisałem k...

Najchętniej czytane