czyli mój głos w sprawie handlu...
Po obejrzeniu puszczanych w telewizji reklam Ceneo mój konserwatyzm ponownie
się obudził, kazał włączyć kompa i rzygnąć żółcią.
https://www.youtube.com/watch?v=_5haT_vfGvg
https://www.youtube.com/watch?v=_5haT_vfGvg
Nie, nie jestem aż takim prykiem, który nosi imponującej średnicy beret z włóczki, oszczędności trzyma wyłącznie w zaufanym od czasów PRL banku PKO BP, a sklepy internetowe traktuje jak wymysł szatana. Powiem więcej, kupowałem tam często.
To dlaczego właściwie drę ryja?
Po prostu wnerwiła mnie agresywna promocja e-zakupów, podawana w sposób prymitywny. Sklep i pokazywany w reklamie sprzedawca o płci nieodgadnionej, to jeden z tych, które znaleźć można na bazarach, albo w przejściach podziemnych prowadzących do dworca kolejowego.
Tam można kupić turecki sweter w romby (firmy nieznanej, ale lubianej), albo
rewelacyjną tarkę do warzyw z wbudowaną latarką i odtwarzaczem mp3. Ale czy tak
wygląda przeciętny, polski sklep?
Poza tym boję się…
Wiem, że jesteśmy narodem ubogim i że cena jest najważniejszym kryterium. Ale
sklep „analogowy” ma atuty, jakich nigdy mieć nie będzie sklep online. „Żywą”
obsługę, wystrój, ekspozycję i nierzadko klimat. Jeśli obsługa sklepu jest w
dodatku miła i kompetentna, do pełni szczęścia brakuje mi najczęściej tylko kasy.
Owszem, od sprzedaży online raczej ucieczki nie ma. Najsławniejsze sklepy z
Harrodsem na czele też się tym zajmują. Tylko że szwendanie się po Harrodsie czy
Selfridges to czysta przyjemność. Kto był ten wie…
Czego się zatem obawiam?
Że w tym owczym pędzie za cenami, tradycyjne sklepy będą powoli zanikać. Już się to dzieje. Nie, nie znikną zupełnie. Na placu boju pozostaną hipermarkety, oraz małe, osiedlowe sklepiki sprzedające towar, który trudno byłoby kupić online – świeże pieczywo, gazety i pietruszkę.
Kiedyś chcąc kupić jakieś urządzenie elektroniczne, miałem swoje ulubione
miejsca, gdzie przede wszystkim mogłem liczyć na kompetentne i profesjonalne
doradztwo.
Sprzedawcami byli prawdziwi pasjonaci w tej dziedzinie, i
piętnastominutowa rozmowa z takim, zastępowała parogodzinne buszowanie na
forach internetowych. Teraz, w zakupie telewizora doradzają nam wiecznie
spieszący się pryszczaci młodzieńcy, którzy jeszcze wczoraj sprzedawali patroszone
śledzie, a jutro wrócą na stoisko z nabiałem…
Powoli zacznie zanikać zawód dekoratora wystaw, a wieczorne ulice z roku na rok
będą coraz smutniejsze. Pamiętacie, jak w pogoni za zachodnim sznytem pozbyliśmy
się sklepowych neonów, zastępując je tandetnymi, papuzimi szyldami z migającymi
diodami?
Oczywiście nie pamiętacie. One umarły sobie w ciszy i bez protestów. Szkoda…
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ze sklepami „offline” będzie podobnie. Ktoś, kto inwestuje spory kapitał w lokal, jego wystrój i wysokie czynsze, nie ma szans w starciu z panem Wackiem, którego sklepem jest rozsypująca się wersalka z czasów PRL i komputer składany przez sąsiada z dołu.
Czy sklepom „analogowym” rzeczywiście grozi zagłada, a miejsca po nich zajmą kolejne banki i apteki, które jak wiecznie nienażarta szarańcza opanowały centra nie tylko miast, ale nawet wsi?
Nadzieja tkwi w tym, o czym reklama Ceneo nie mówi. O coraz częstszych przypadkach oszustw internetowych, o znikających z dnia na dzień sklepach-widmach itp.
Także w tym, że ceny dostaw towarów (konsekwentnie podawane drobnym maczkiem) okazują się często całkiem spore, i w rezultacie po zsumowaniu całości okazuje się, że na transakcji zyskujemy dwadzieścia złotych.
Wtedy pozostaje tylko modlić się, żeby odtwarzacz był firmy Sony, a nie Sonix, żeby paczka wniesiona przez kuriera nie wyglądała jak świeżo wyjęta ze sklepu po zamachu bombowym, lub żeby kurier w ogóle się pojawił. Trochę smutne to, że w zamian za parę zaoszczędzonych (często pozornie, kiedy zakup okazuje się bublem i trzeba go zwrócić) złociszy, całą przyjemność zakupów zmieniamy na wątpliwą przyjemność oczekiwania na kuriera. Dla mnie to taka sama różnica jak pomiędzy seksem przed komputerem a realnym i "cielesnym"...
Apeluję tylko o balans w przyrodzie.
Niech pogoń za przysłowiową złotówką nie spowoduje, że popołudnia będę musiał spędzać, czekając na kurierów. Na jednego z Rzeszowa z papierem toaletowym, a drugiego z kiszonym ogórkiem z okolic Przasnysza…
Niech pogoń za przysłowiową złotówką nie spowoduje, że popołudnia będę musiał spędzać, czekając na kurierów. Na jednego z Rzeszowa z papierem toaletowym, a drugiego z kiszonym ogórkiem z okolic Przasnysza…
właśnie.... "smutno mi Boże", jak to mawiał przysłowiowo Andrzej Słowacki.....
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie napisane. Super wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję i też pozdrawiam
OdpowiedzUsuń