czyli niedyskretny urok gumofilców...
W poprzednim "odcinku" obiecałem, że zajmę się filmami Barei, dlatego dziś liznę temat i skupię się na najbardziej ukochanym przez społeczeństwo "Misiu".
Spokojnie, tym razem będzie krótko :)
Na wstępie napiszę, że nie jestem jakimś wyjątkowym smakoszem filmu rajcującym się wyłącznie Almodovarem czy braćmi Coen. Owszem, czasem mam chęć na bardziej wykwintne dania, ale bywa, że mam ochotę na wiejską kaszankę czy bigos. I taką kaszanką, w dodatku owiniętą w gazetę są dla mnie komedie Stanisława Barei. Tak się utarło, że pisząc "komedie Stanisława Barei" powinienem dodać "kultowe",
Kiedy po raz n-ty do mych uszu dobiegł głos jakiegoś spikera informującego, że zaprasza mnie na kultową komedię "Miś", poczułem irytację. Faktem jest, że w czasach w których żyjemy nietrudno o "kultowość". Zresztą, kultowość jest już passe. Zastąpiła ją epickość i wylansowana przez pana_z_czerwonymi_włosami zajebistość. Epickie bywają majtki, fryz, czy choćby uliczne zapiekanki. Chyba każdy z nas otarł się o epickość.
Wtedy właśnie pomyślałem, że tak naprawdę te komedie są zwyczajnie debilne. I że oglądając je, ma się wrażenie że powstały bez scenariusza. A jeśli był jakiś scenariusz, napisała je niekoniecznie sprawna intelektualnie sprzątaczka dorabiająca sobie pisaniem scenariuszy dla śp. Barei.
Bo czym tak naprawdę jest film "Miś" i skąd taka jego popularność?
Przecież to przede wszystkim zlepek niespecjalnie wyrafinowanych gagów powstałych z udziałem popularnych w owym czasie aktorów. Knajacki dowcip o lekkości i zwiewności radzieckiej wywrotki marki "Ził", prosty jak sylwestrowe kreacje śp. Himilsbacha i przaśny jak twarz Bożeny Dykiel z filmu "Ziemia obiecana".
Przecież to przede wszystkim zlepek niespecjalnie wyrafinowanych gagów powstałych z udziałem popularnych w owym czasie aktorów. Knajacki dowcip o lekkości i zwiewności radzieckiej wywrotki marki "Ził", prosty jak sylwestrowe kreacje śp. Himilsbacha i przaśny jak twarz Bożeny Dykiel z filmu "Ziemia obiecana".
Owszem, "Miś" zmusza nieraz do śmiechu, ale jest to śmiech w stylu niemieckim, kiedy na przyjęciu jeden z gości nieoczekiwanie głośno pierdnie, a reszta gości tarza się z tego powodu ze śmiechu.
"Miś" ma w sobie zawoalowane (cenzura i te sprawy) aluzje polityczne i puszcza oko dla ówczesnych domowo-papciowych krytyków systemu, które to aluzje dziś są tylko mocno przykurzonymi eksponatami muzealnymi.
Skłamałbym gdybym napisał, że wymiotuję na widok "Misia". Z niezrozumiałych dla mnie powodów zdarza mi się oglądać niektóre, znane już na pamięć sceny, i wraz z aktorami powtarzać wbite głęboko pod czaszkę cytaty.
Może oglądany po raz setny "Miś" wyprał mi mózg? Wywołuje uzależnienia? Może zadziałała moja słabość do Tyma? Być może, ale zdania o "Misiu" nie zmienię i powtórzę raz jeszcze - to fatalny film pod każdym niemal względem.
Może oglądany po raz setny "Miś" wyprał mi mózg? Wywołuje uzależnienia? Może zadziałała moja słabość do Tyma? Być może, ale zdania o "Misiu" nie zmienię i powtórzę raz jeszcze - to fatalny film pod każdym niemal względem.
W każdym razie z roku na rok odczuwam coraz większy dyskomfort oglądając gagi zgrane do cna. Doszło do tego, że większość społeczeństwa lepiej zna treść "Misia", niż treść naszego hymnu państwowego czy "Zdrowaś Mario".
Tuszę, że popularność tego filmu występuje wśród społeczeństwa, które kładły się spać po obejrzeniu "Jacka i Agatki" lub "Bolka i Lolka" i żuła kostki Maggi zamiast batonów Mars, bo nie wyobrażam sobie, żeby "Miś" mógł bawić widownię wychowaną na "South Parku" lub "Johnny Bravo". Dla nich socjalistyczna i mocno przekontrastowana rzeczywistość podana w przaśno-knajackim sosie jest chyba abstrakcją.
Tuszę, że popularność tego filmu występuje wśród społeczeństwa, które kładły się spać po obejrzeniu "Jacka i Agatki" lub "Bolka i Lolka" i żuła kostki Maggi zamiast batonów Mars, bo nie wyobrażam sobie, żeby "Miś" mógł bawić widownię wychowaną na "South Parku" lub "Johnny Bravo". Dla nich socjalistyczna i mocno przekontrastowana rzeczywistość podana w przaśno-knajackim sosie jest chyba abstrakcją.
Wbrew temu co niektórzy mogą pomyśleć, uwielbiam dowcip pure nonsensowy. Lubię komedie spółki Abraham&Zucker&Zucker
...no i Monty Pythona, których pozorna głupkowatość podszyta jest intelektem, swoistym jadem i ironią, a wszystko to podane z polewą o smaku waniliowym...
...ale czy nas Polaków, tych w słusznym wieku nadal najchętniej bawią czapki uszanki, flaszki i gumofilce? Może oglądając "Misia" katapultujemy się do czasów młodości i więcej w "Misiu" dziwnego sentymentu do paradoksów komuny, niż porządnej, dobrej rozrywki?
I na tym kończę łojenie kultowej komedii. Miłego dnia :)
I na tym kończę łojenie kultowej komedii. Miłego dnia :)
otóż nie Marianie!, parafrazując mój ulubiony cytat z Superprodukcji (notabene kapitalna satyra na współczesne polskie kino), nie zgodzę się że Miś to przaśna rozrywka dla ludzi którzy mentalnie osiedli w głębokim PRL, dowartościowują się, albo bierze ich na wspominki... Miś to ironiczna, prześmiewcza, podkoloryzowana satyra na PRl, jego realia, mentalność, metodologię pracy... owszem dla współczesnych pokoleń wychowanych na kanapkach z Nutellą i płatkach Nestle to egzotyka, której ze względu na hermetyczność tego humoru nie są w stanie ogarnąć - ale wierz mi, że prostota fabuły i brak scenariusza to tylko pozory... też nie przepadam za umartwianiem się przed ekranem telewizora a tzw. kino moralnego niepokoju dosłownie wywołuje u mnie torsje, zwłaszcza gdy czytam te epickie recenzje w których krytycy dostają orgazmu z wytryskiem i wytrysku bez orgazmu, rozpływając się w samych superlatywach nad złożonością, dualizmem, zawoalowanym drugim, trzecim i czwartym dnem - gdy kino ma być rozrywką... gdy nachodzi mnie ochota na ruszenie szarymi komórkami, sięgam po szachownicę, ale oglądając fim mam ochotę przede wszystkim się pośmiać z absurdów Barejowej rzeczywistości, wcale nie tak odległej i rozmijającej się z tym co dziś mamy za oknem... Bareja uchwycił przaśność, siermiężność i groteskowość komuny z tak frywolną wręcz lekkością i strawnością, że nie jeden pomyśli jakże klawe mieli wtenczas ludzi życie... nikt nigdzie się nie śpieszył, każdy miał pracę (inna sprawa, że musiał ją mieć), a smaczki w rodzaju "gdzie mi z tymi kłakami, to jest kiosk ruchu, ja tu mam mięso) do tej pory doprowadzają mnie do opętańczego śmiechu, może dlatego że pamiętam te czasy i ich specyfikę... jak się dobrze żyło ze sprzedawczynią w lokalnym sklepie to nie tylko mięso można było z :pod lady kupić", a to wręczanie kwiatów "miłej pani z informacji" dziś zastąpiono wręczaniem koperty... dzisiejsza młodzież raczej tego dowcipu nie zrozumie (bo dorosła w innych realiach), ale krzywa satyra zawarta w obrazach Barei, to sromotny prztyczek w nos władzy i dziwię się że mu te filmy przepuścili... może dlatego że z pozoru zdają się infantylne, przaśne i absurdalne... osobiście uważam że Bareja miał jaja jak melony, decydując się na mimo wszystko tak odważne (bo prześmiewcze ) kino, owszem specyficzne, ale czyż nie jest to rubaszny śmiech przez łzy?... ściski piracisko
OdpowiedzUsuńTradycyjnie pozwolę sobie pozostać przy moi zdaniu, choć przyznaję, kiedyś myślałem o tym filmie podobnie jak Ty, choć gdzieś wewnątrz kołatała się myśl, że filmy Barei są jak obwoźne karuzele odpustowe. Niespecjalnie wyrafinowana rozrywka dla mas. Inaczej mówiąc, Obejrzałem rzeczone Barejowe "jaja jak melony" i po dłuższej inspekcji stwierdziłem, że to tylko wydmuszki...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i kiski przesyłam :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzytam, czytam i wydaje mi się, że rozumiem. Zastanawiam się czy pies pogrzebany nie został w częstotliwości wyświetlania tego filmu a nie jakości przekazu. Niezmiernie mi przykro Roqfort ale zgadzam się z perfumomanią. Uwielbiam ten film i to co Ty przedstawiasz jako "braki" dla mnie jest głęboko przemyślaną kompilacją.
OdpowiedzUsuńI o ile jestem w stanie pojąć, że Bareja nie rzucił Cię na kolana (zdarza się...) o tyle postawienie ,,Hot Shots" ponad ,,Misia" odbieram albo jako prowokację albo publiczne przyznanie, że lubisz disco polo i nie potrafisz tego ukryć mając aspiracje melomańskie.
Ściski :)
PS. świetny blog, zapisuję się do fanów.
Jako że pradziadek był łososiem, lubię płynąć pod prąd, a kiedy nie płynę uwielbiam strzelać do lemingów. Owczy pęd też jest moim wrogiem.
UsuńA pewnego dnia postanowiłem zostać tą jedną, jedyną muchą, która staje na barykadzie przeciw milionom much które nie mogą się mylić i choć wiem że zginę, wyrzygam z siebie Moje Własne Niepokorne Zdanie...
PS. "Hot shots" to disco polo? Jak mogłaś... :)
Dziękuję za wpis i zapraszam ponownie :)
"Przecież muchy nie mogą się mylić..." fan Łysiaka?
Usuń"Na przekór światu z samotności drwię,
UsuńUdaję że nic nie zdarzyło się,
Wzruszeniem ramion żegnam każdy dzień,
Wieczorem mnie opuszcza własny cień..."
Nie, nie jestem fanem Łysiaka. Jestem fanem przekory :)
No tak... fani Łysiaka są z zasady bardziej błyskotliwi... Sądzę po sobie ofkos :)
UsuńAż Ci zazdroszczę tej błyskotliwości... :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń