Z goryczą o tłustym czwartku…

Czyli o oszukiwaniu na nadzieniu…



Niedawno rozpisywałem się o tym, jak przemysł przetwórczy robi z nas pacanów, pakując w słoiki odpady z rzeźni i sprzedając je, jako pełnowartościowe przetwory spożywcze. Jasne, że się czepiam. Wszak handel to sztuka oszukiwania i mamienia klienta w celu uzyskania przychodu zeń. Ale dzisiejszy „tłusty czwartek” doprowadził mnie do wrzenia.
Bo znowu walnęli mnie na marmoladzie...


Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Może tylko ja mam takiego pecha, ale ilekroć wyciągam z torby pączka, czuję się, jakbym brał udział w rosyjskiej ruletce. Pałaszowanie zaczynam oczywiście od przebicia się przez często dość grubą, brązową powłokę skórną, potem przedostaję się do miąższu, który w domyśle stanowi tzw. pączek właściwy. Ta część najczęściej zapycha mi policzki i zamula przełyk. Przy sporych rozmiarach pączka, bez popitki często dochodzi wtedy do zatkania przełyku, co powoduje wytrzeszcz gałek ocznych, sinienie skóry i debilny wyraz twarzy. Przyznam, że nieraz ocierałem się o śmierć, ale tylko po to, żeby po tej wstępnej penetracji dotrzeć do JĄDRA ROZKOSZY, czyli Wielkiej Niespodzianki, jaką jest farsz, najlepiej w postaci marmolady, dżemu lub róży. I tu z reguły doznaję uczucia nieopisanej krzywdy. Zamiast uczciwego ładunku dżemu, zastaję jakiś wysięk. Jakby jakiś tajemniczy dżemsucker podstępnie wyssał go za pomocą słomki.
Uczucie oszukania, poniżenia i krzywdy, a w tle słychać chichot złośliwego cukiernika. Tak się wtedy czuję… Jak można w ten sposób traktować Polaka-katolika? :)


Pytam więc cukierników – dlaczego? Dlaczego mi to robicie? Czy dżem ładowany do pączków produkują jednookie, łyse dziewice z wyspy Bora Bora? To ładujcie krajowy ze sklepu za rogiem!   Tylko niech wreszcie będzie!
Inaczej miarka się przebierze i sami będziecie wpychać w siebie i w wasze dzieci ten suchy badziew, który w smaku często bardziej przypomina nakrochmaloną skarpetę niż pączka...

Uff... Musiałem to napisać. „Dżemowy problem” kiełkował we mnie, od kiedy wyrosły mi pierwsze ząbki…
A teraz smacznego...


4 komentarze:

  1. Bo to złe pączki były!!!
    Te na zdjęciu okropny środek mają, zbity, fuuuj. Dobry pączek MUSI mieć dziurki (to oznaka tego, że był bardzo długo wyrabiany) i nigdy nie zapcha, jest wilgotny, cudowny. Pączków wykonanych prawidłowo można na raz jeść i 12 sztuk bez uczucia zapchania się. A najlepszy pączek domowy z ogromną wkładką :-) leciuteńki, delikatniutki, a nie kluch przebrzydły. Smacznego życzę ;-P

    OdpowiedzUsuń
  2. Co racja to racja, ale umówmy się... cukiernie (nawet te renomowane) w ogóle odstawiają w tłusty czwartek okrutną manianę. Jeść się tego nie da, bo zrobione z byle czego, byle jak i z wspomnianą, homeopatyczną ilością nadzienia, które zapewniam Cię, koło róży nawet nie leżało... dlaczego? bo liczy się ilość, przemiał i kasa od jeleni, którzy dali się ponieść tradycji i kupują tego dnia pączki na tuziny i kopy... tego dnia cukiernia może pozwolić sobie na oszukiwanie, bo klient i tak kupi - a że klient ma w Polsce krótką pamięć, to zamiast zagłosować nóżkami i omijać oszusta szerokim łukiem, wciąż kupuje i tak do następnych żniw, tfu tłustego czwartku... Skusiłem się wczoraj na wynalazek z uznanej w Opolu piekarni, ale zgodnie z moimi oczekiwaniami, była to panka montażowa, przyprószona tynkiem i ilością pseudo różanego nadzienia o wielkości pryszcza... pewnie ktoś dał za to cudo ponad 1 zł, choć uważam, że przepłacił conajmniej 70 groszy, bo taki szajs można mieć za 35 groszy z dowolnego marketu, ale co tradycja to tradycja :)

    OdpowiedzUsuń

Życie płata figle, czyli dwa lata przerwy w blogowaniu

Te trywialnie nazwane przeze mnie figle, to tragedia rodzinna i problemy zdrowotne, które na szczęście oddaliłem. W międzyczasie napisałem k...

Najchętniej czytane